Bartolomeo Las Casas
Wszyscy pamiętamy lekcje historii, podczas których karmiono nas opowieściami o hiszpańskich i portugalskich podróżnikach. Tych samych, którzy płynąc przez największe akweny świata, odkryli Amerykę i omijając południową część Afryki, dotarli aż do samych Indii. Z łatwością rozpoznajemy takie nazwiska jak Krzysztof Kolumb, Hernan Cortes czy Francisco Pizarro. Ludzie ci kojarzą nam się z odwagą, ale również, szczególnie w przypadku dwóch ostatnich panów, z niesłychanym okrucieństwem.
Czym bowiem był tak naprawdę, zapoczątkowany w 1492 roku, podbój Ameryki Południowej? Ekspedycją badawczą oraz wyprawą zbrojną w jednym. Regularnym podbojem, który niespodziewanie, w wyniku słabości militarnej i organizacyjnej państw Majów, Inków oraz Azteków, okazał się sukcesem, na który nie byli przygotowani ani sami konkwistadorzy, ani król Hiszpanii.
Bogactwa pogańskich królów
Wyobraźmy sobie tę pokusę, która wlała się w serca świeżo upieczonych kolonistów. Król Ferdynand i jego dwór byli oddaleni o tysiące kilometrów, a na miejscu znajdowały się nieprzebrane bogactwa pogańskich królów oraz rzesze całkowicie bezbronnych ludzi. Na nieszczęście, ich panami stali się osobnicy, którzy albo byli pozbawionymi empatii żołnierzami, albo po prostu zwykłymi kryminalistami oraz mordercami. Ciężka, przymusowa praca Indian, rabunek ich dóbr oraz plaga nieznanych im, europejskich chorób, przyniosły swoje krwawe żniwo, którego wielkość należy szacować w milionach śmiertelnych ofiar. Można bez cienia przesady stwierdzić, że rdzenni mieszkańcy Ameryki Południowej z pewnością podzieliliby los swoich etnicznych braci z Ameryki Północnej, którzy zostali zdziesiątkowani i brutalnie wtrąceni do rezerwatów. Nigdy jednak do tego nie doszło, a stało się to za sprawą ludzi Kościoła katolickiego - instytucji, która podążając w ślad za konkwistą, postanowiła stanąć po stronie słabszych i uciśnionych. Nasz przegląd obrońców Indian zaczniemy od tego, który dał początek temu ruchowi, czyli od ojca Bartolomeo Las Casasa.
Katoliccy obrońcy słabszych
Bartolomeo Las Casas urodził się w 1484 roku w rodzinie farmerów i kupców. Familia ta żywo interesowała się zamorską ekspansją Hiszpanii, gdyż jej gniazdem była Sewilla - główny port handlowy monarchii hiszpańskiej doby wielkich odkryć. Nic więc dziwnego, że ojciec młodego Las Casasa, jego wujek oraz inni członkowie rodu, brali udział w zamorskich wyprawach Krzysztofa Kolumba. Bartolomeo miał na względzie interesy rodziny, jednakże religijny zapał oraz klasyczne wykształcenie, które odebrał, predestynowały go do stanu duchownego. Bardzo szybko też przekonał się, jak w praktyce wyglądała kolonizacja nowych ziem. Na przestrzeni lat 1502-1506 przebywał na Santo Domingo, gdzie na własne oczy widział masakrę indiańskich wodzów plemiennych, zniewolenie tubylców oraz zmuszanie ich do pracy w kopalniach złota. Doświadczenia te wywarły olbrzymie wrażenie na młodym kleryku. Kiedy już, jako wyświęcony kapłan, ponownie powrócił do Nowego Świata wiedział, że nie będzie mógł tak po prostu tolerować tamtejszych porządków. Będąc członkiem misji dominikańskiej na Haiti (wtedy Hispanioli), zaczął ostro protestować przeciwko nieludzkiemu traktowaniu Indian. Wśród wielu jego wypowiedzi, do historii przeszło kazanie, które wygłosił 21 grudnia 1511 roku w czwarty tydzień Adwentu. Bezkompromisowość Las Casasa sprawiła, że w roku 1516 kardynał Francisco de Cisneros nadał mu tytuł „Obrońcy Indian”.
Niewolnicza praca Indian
Bartolomeo Las Casas był zdecydowanym przeciwnikiem ówczesnej metody gospodarowania w koloniach, zwanej encomiendą. Polegała ona na przymusowej, wręcz niewolniczej pracy Indian na rzecz panującego na danych ziemiach konkwistadora. System ten, wzorowany na praktyce ściągania haraczu od muzułmanów oraz Żydów w Hiszpanii, w Nowym Świecie przybrał jeszcze okrutniejszą formę. Las Casas, chcąc wydać wojnę tej jawnej niesprawiedliwości, musiał odwołać się bezpośrednio do autorytetów. Już w 1507 roku informował papieża Juliusza II o sytuacji w Ameryce. Jednakże głównym protektorem, dającym posłuch jego apelom, okazał się nowy król Hiszpanii, a zarazem cesarz Niemiec Karol V Habsburg. Ojciec Bartolomeo, będący od 1522 roku regularnym członkiem zakonu dominikanów, przez wiele następnych lat nakłaniał cesarza do zwrócenia uwagi na „śmiertelny grzech”, jakiego notorycznie dopuszczano się w Meksyku, Nikaragui, Haiti oraz wielu innych koloniach. Lata wytężonych starań zaowocowały wydanym przez Karola V w 1542 roku dokumentem o nazwie „Nowe Prawa”, który zakazywał niewolnictwa oraz zmuszania Indian do pracy na plantacjach i w kopalniach. Dokument ten poważnie ograniczył nadużycia konkwistadorów i zmienił charakter pracy tubylców z niewolniczej na pańszczyźnianą. Nie zlikwidował jednak całkowicie wyzysku i pomimo ostatecznego zniesienia encomiendy w XVIII wieku, jeszcze pod koniec XIX wieku na obszarze Ameryki Łacińskiej wciąż występowały jej elementy.
Dyskusja o przemocy
Działalność Bartolomeo Las Casasa spotkała się z dużym oporem ze strony właścicieli ziemskich oraz reszty beneficjentów tego niegodziwego porządku. Kiedy w latach 1543-1547 pełnił on obowiązki biskupa prowincji Chiapa, zetknął się z niekłamaną wrogością lokalnych obszarników. Zarzucano mu, że działa samowolnie i że nie może cofać systemu ustanowionego przez pomazańca bożego, jakim był król Karol. Kiedy już wybronił się z tych absurdalnych zarzutów, argumentując, że zniesienie encomiendy zostało dokonane właśnie za porozumieniem i aprobatą władcy, rozpoczął dyskusję o tym, czy wobec Indian należy używać siły. Jego oponent, Juan Ginés de Sepúlveda, uważał, że Hiszpanie mają prawo do stosowania przemocy wobec Indian. Powołując się na Arystotelesa, twierdził, że są to „naturalni niewolnicy”, których niskie obyczaje i barbarzyńska kultura czynią z automatu własnością kolonistów. Las Casas natomiast, idąc za przykładem nauk Jezusa uważał, że można nawracać tylko słowem, a nie mieczem i że wojna wypowiedziana Indianom była niesprawiedliwa. Przemoc stosowana wobec tubylców zniechęca ich do świętej wiary katolickiej, a misjonarze z konieczności muszą ratować się ucieczką przed ich gniewem. Pomimo tego, że dysputa nie zakończyła się jednoznacznym zwycięstwem żadnej ze stron, Las Casas umocnił nią swój i tak już olbrzymi autorytet.
Poza działalnością polemiczną oraz duszpasterską, nasz bohater zajmował się również pisarstwem. Dzięki swoim badaniom historycznym oraz geograficznym, napisał m.in. „Historia de las Indias” i „Apologética historia sumaria”, książki szczegółowo opisujące dzieje i ukształtowanie Ameryki Południowej i Środkowej. Jego najbardziej pomnikową pracą okazało się jednak dzieło pod tytułem „Brevísima relación de la destrucción de las Indias” (Krótki opis zniszczenia Indii Wschodnich). Na jego kartach ojciec Bartolomeo w czarnych barwach relacjonuje okrucieństwo konkwistadorów i krytykuje bierność hiszpańskiego rządu. Te wszystkie gorzkie wyrzuty, które czynił wobec możnych, nie spotkały się jednak z większymi konsekwencjami. Pomimo swojej bezwzględnej szczerości, Las Casas nigdy nie był uciszany i tak Karol V, jak również kolejny władca Hiszpanii Filip II, dawali posłuch słowom dominikanina, który zmarł w 1566 roku. Dziś ojciec Bartolomeo Las Casas jest uważany za założyciela ruchu ocalenia Indian, który zaowocował tym, że rdzenni Amerykanie, zachowując swoje tradycje, stali się wiernymi dziećmi Kościoła. Zarzuca mu się, co prawda, że broniąc Indian, dopuszczał możliwość ograniczonego niewolnictwa przywożonych z Afryki Murzynów, którzy mieli być rzekomo bardziej odporni na trudy ciężkiej pracy. Należy jednak pamiętać o tym, że ten zgniły kompromis został bardzo szybko przez niego odrzucony i uznany za błąd.
Tekst Andrzej Rochowicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!