TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 17 Sierpnia 2025, 09:28
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Bajka o Janku i bryle złota (1)

Opowieści Ratzingera 
Bajka o Janku i bryle złota (1)

Wiele historii i opowiadań, które Joseph Ratzinger wplatał do swoich wywodów, aby wzbogacić ich ekspresję i zilustrować poruszane problemy, pozwala też na śledzenie ewolucji, jaką on sam przechodził. Od błyskotliwego nowatora do spokojnego i dojrzałego, budzącego zaufanie mędrca. 

Ściśle biorąc utwory, o których mowa nie są ,,opowieściami Ratzingera”, nie są jego autorstwa. Niemniej sposób ich zapisania, posłużenia się nimi, wyjaśniania ich na stałe już nosi jego piętno. Reprezentuje jego niepowtarzalny, urokliwy, a czasami, jak w latach intelektualnej młodości, kontrowersyjny styl. Dlatego w powszechnej pamięci istnieją tak, jakby wymyślił je sam późniejszy papież - teolog.

Bajka o Janku i bryle złota 

W napisanej latem 1968 roku przedmowie do pierwszego wydania „Wprowadzenia w chrześcijaństwo” Joseph Ratzinger przytoczył słynną bajkę ,,o szczęśliwym Janku, który otrzymał bryłę złota”. Niezwykły skarb wkrótce zaczął przeszkadzać i ciążyć swojemu posiadaczowi. Jak głosiła opowiadana historia, bryła wydawała się Jankowi ,,zbyt kłopotliwa i ciężka, zamieniał ją więc kolejno na konia, na krowę, na gęś, wreszcie na osełkę, i tę ostatecznie rzucił do wody”. Dlaczego tak postąpił? Co chciał osiągnąć Janek pozbywając się złota?

Ks. Ratzinger wyjaśnia motywację bohatera powiastki tłumacząc, iż ten ,,uważał, że zamienił wszystko na wspaniały dar wolności”. Niemniej decyzja, jaką podjął musiała mieć swoje konsekwencje: ,,Jak długo upajał się tym darem i jak ponura była chwila ocknięcia się z rzekomej wolności, to – jak wiadomo – pozostawia się wyobraźni czytelnika”. Nieograniczona wolność i niezakłócone niczym jej ,,konsumowanie”, jak trafnie nieraz potem przekonywał autor Wprowadzenia, nie są na tym świecie możliwe. Są, inaczej mówiąc, niebezpiecznym złudzeniem, szkodliwą iluzją, której uległ na przykład Karol Marks. Absolutna wolność łatwo staje się absolutną niewolą. Nie to jednak w danym momencie stanowi główną kwestię, którą pragnie poruszyć Ratzinger. W przedstawionej historyjce bryła złota jest metaforą tego, co nazwać można substancją lub zawartością chrześcijańskiej wiary, postępowanie Janka zaś ma obrazować metodę, z jaką do dziedzictwa wiary odniosła się współczesna teologia. Autor przedmowy tłumaczy: ,,Dzisiejszych chrześcijan nieraz niepokoi pytanie, czy może teologia ostatnich lat nie poszła taką właśnie drogą zamiany złota na osełkę. Czyż wymagań wiary, które uważano za zbyt uciążliwe, nie interpretowano stopniowo coraz swobodniej, choć oczywiście zawsze tylko tak, by nic ważnego tu nie utracić, a jednak zawsze tak, że można było odważyć się na krok następny? I czy biednemu Jankowi, chrześcijaninowi, który ufnie zawierzał każdej zamianie i każdej interpretacji, nie pozostanie wkrótce zamiast złota, które miał na początku, tylko osełka i czy nie będzie można spokojnie mu doradzić, by ją wyrzucił?”

Duchowy klimat roku 1968

Refleksja, którą ks. Ratzinger dzieli się z czytelnikami – cieszyliśmy się niegdyś wspaniałą bryłą złota, czyli skarbem nieuszczuplonej w swej treści wiary, którą rozmienia się sukcesywnie na drobne – prowadzona jest w ważnym dla Kościoła i całej wręcz cywilizacji Zachodu historycznym momencie. Jest lato 1968 roku, a więc Zachód znajduje się w apogeum rozpętanej wiosną młodzieżowej rewolty, buntu przeciw autorytetom i zastanemu światu. Ofiarą rebelii staje się sam profesor Ratzinger, a uniwersytecki wydział dogmatyki w Tybindze, na którym pracuje, przeobraża się w widownię gorszących ekscesów.

W Kościele katolickim trwa pełne napięcia oczekiwanie (liczono się jeszcze wówczas ze zdaniem Kościoła w tej materii!) na rozstrzygnięcie papieża Pawła VI dotyczące zagadnienia antykoncepcji. Presja na rozluźnienie rygorów nauczania moralnego Kościoła była ogromna, a gdy papież podjął decyzję respektującą ciągłość Magisterium poczucie zawodu i rozczarowania przekształciło się rychło w zapamiętałą kontestację, protesty i akty nieposłuszeństwa i to nawet w łonie, było nie było, oficjalnych struktur kościelnych czołowych krajów Zachodu. Na terenie bliskiej Ratzingerowi problematyki ściśle teologicznej, w zakresie samej dogmatyki katolickiej, trudno było nie zauważyć destrukcyjnego wpływu popularnego w tamtych latach (wydanego po raz pierwszy w 1966 roku) holenderskiego „Katechizmu dla dorosłych”, w którym w modernistyczny sposób potraktowano wiele fundamentalnych artykułów wiary, dopuszczono się upraszczających ingerencji w naukę o Trójcy Świętej, inne zaś istotne zagadnienia, jak choćby mariologię czy rozdział o aniołach, w ogóle zlekceważono i pominięto. Można powiedzieć, że podjęto szeroko zakrojony zabieg dostosowania nauki Kościoła i chrześcijańskiego przekazu do aktualnie dominujących, choć zmiennych w czasie standardów epoki. I uczyniono to, zdaje się, nie bez świadomości, że w precyzyjnej i wyważonej konstrukcji  gmachu, którym jest cały przetłumaczony na obowiązującą doktrynę depozyt wiary, usunięcie jednego czy kilku jej elementów, względnie zrelatywizowanie rangi innych, siłą rzeczy pociągnąć musi za sobą stopniowe słabnięcie, w końcu zaś degradację całości. A jak z kolei nie wspomnieć o będącej nieustannie od połowy lat 60. obiektem niekończących się eksperymentów, laicyzowanej małodusznie liturgii, która przecież z natury rzeczy niesie w sobie, wyraża i ,,materializuje” dogmat? (O roli liturgii jako nie tylko zwyczajowym ,,miejscu teologicznym”, ale jako o jednym z ,,nośników” Objawienia profesor będzie w przyszłości przekonująco i pięknie nauczał). Między dogmatem a liturgią zachodzi wzajemny wpływ, zwrotne sprzężenie, które znalazło swoje sformułowanie w podstawowej zasadzie lex credendi – lex orandi,  ale i lex orandi – lex credendi, czyli, w wolnym przekładzie: tak jak wierzymy, tak się modlimy, i jak się modlimy, tak też wierzymy. Jeśli zatem osłabia się i niszczy dogmat, proces ten prędzej czy później uwidoczni się w schematyzacji i desakralizacji liturgii, i jeśli trywializuje się liturgię, efekty tego dosięgną nie pojedynczych, rzekomo marginalnych aspektów, ale całości katolickiego Wyznania wiary. 

Tych wszystkich zagrożeń ks. Joseph Ratzinger jest świadomy, wtedy gdy w przedmowie do „Wprowadzenia w chrześcijaństwo” zamieszcza bajkę o Janku i bryle złota. Jako wykładowca teologii na renomowanym uniwersytecie znajduje się wtedy pośrodku całego przetaczającego się przez Kościół (zwłaszcza Kościół na Zachodzie) zamieszania. Przebywa jakby w samym oku cyklonu. Struktura jego historyjki świadczy też o tym, że Ratzinger przenikliwie i słusznie potrafi przewidzieć przyszłość. Czy to bowiem, co stało się potem w wielu miejscach z teologią, a również życiem liturgicznym Kościoła nie potwierdziło diagnozy profesora, zgodnie z którą ,,biednemu Jankowi, chrześcijaninowi, który ufnie zawierzał każdej zmianie i każdej interpretacji, nie pozostanie wkrótce zamiast złota, które miał na początku, tylko osełka i czy nie będzie można spokojnie mu doradzić, by ją wyrzucił?” Pod tym ostrzeżeniem Joseph Ratzinger zdaje się podpisywać. Zarówno sama bajka, jak i jej ,,egzegeza” stwarzają wrażenie, że zawierają w sobie punkt widzenia i linię argumentacji samego autora „Wprowadzenia”. Tym bardziej, że we wstępie do przypowieści o Janku, krytycznego obserwatora współczesnych prądów teologicznych wyraźnie odróżnił on od ,,owych bezmyślnych ludzi, którzy wszystko, co nowe, uważają za coś lepszego”. Krytyczny obserwator do owych bezmyślnych ludzi się nie zalicza, można więc sądzić, że reprezentuje poglądy autora tekstu, który utożsamia się z nim i jego obawy przyjmuje za swoje. Czy jednak tak jest na pewno? I czy wymowa przedstawionej bajki istotnie wyraża stanowisko Ratzingera? ■

Tekst ks. Piotr Jaroszkiewicz

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!