TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 25 Sierpnia 2025, 16:49
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Autostopem na kanonizację

Autostopem na kanonizację

autostopem

Kanonizacja Jana Pawła II to wydarzenie na skalę światową. Miliony ludzi z całego świata podróżowały do Watykanu różnymi środkami transportu. My wybraliśmy podróż autostopem.
Zmotywował nas do tego brak funduszy, ale też pozytywne doświadczenia z krótszych tego typu wypraw. Zdecydowaliśmy się zaufać Bogu. Przed wyjazdem otrzymaliśmy błogosławieństwo relikwiami, jeszcze wtedy błogosławionego, Jana Pawła II. Ruszyliśmy ze świadomością, że nie jedziemy sami, że mamy w niebie orędownika.

Wiara, modlitwa i zaufanie
Naszą autostopową podróż zaczęliśmy z Pragi, do której z Gdańska, za niewielkie pieniądze dojechaliśmy autobusem. Założenie było proste – wiara, modlitwa, zaufanie. To zaprocentowało. W mgnieniu oka pokonywaliśmy kolejne kilometry, poznając wspaniałych ludzi. Przykładów wspaniałości, które nas spotkały, jest tak wiele, że zdecydowaliśmy podzielić się jedynie tymi najbardziej spektakularnymi.
Jesteśmy na malutkim parkingu przy autostradzie pod Monachium. Miejsce raczej nie jest przyjazne dla autostopowiczów – ruch niewielki, a raczej go nie ma. Stoją tu zaledwie dwie ciężarówki. A my nie czekamy nawet kwadransa. Podjeżdża samochód typu Camper na niemieckich rejestracjach. Nie myśląc nawet o tym, że ktoś w takim samochodzie będzie miał miejsce i chęci, aby zabrać trójkę gapowiczów, stwierdzamy, że spytamy przynajmniej, gdzie dokładnie jesteśmy. Po krótkiej rozmowie po angielsku, okazuje się, że mamy do czynienia z Polakiem. Jedziemy do Innsbrucku! Na jednym z postojów, kierowca wyjawia nam, że jedzie na nocleg nad jezioro Garda pod Weroną. Rano wyrusza do Rzymu. Ze łzami szczęścia w oczach przystajemy na propozycję wspólnej podróży.
Jesteśmy w Rzymie! Kierujemy się na pole namiotowe u Rycerzy Kolumba, gdzie jesteśmy tylko i aż na miejscu rezerwowym. Wsiadamy w metro i rozmawiamy o tym, co nas spotkało. Podchodzi do nas Polka. Okazuje się, że jedziemy w złym kierunku. Proponuje, że pokaże nam drogę. Wysiadamy. Nagle kobieta proponuje, abyśmy zostawili bagaże u jej siostry. Boża dobroć zaczyna nas przerastać. Gdy poznajemy wspomnianą siostrę, jesteśmy zdumieni. Jedna pani milsza od drugiej. Karmią nas przepysznym risotto, pakują cały plecak jedzenia, pozwalają się umyć i odsapnąć. Ruszamy na czuwanie przed kanonizacją!

W poszukiwaniu wyciszenia
W drodze na Plac św. Piotra spotykamy niesamowitych ludzi. Przypadkowo trafiamy na plac Navona. Trwa właśnie adoracja Najświętszego Sakramentu. Mamy okazję podziękować Bogu za to, co nas spotkało i co nas jeszcze spotka. Pośród wielu ludzi, których spotykamy na drodze są osoby szczególne. Warto wymienić chociażby „zwykłego księdza z Krakowa”, który 21 razy rozmawiał osobiście z Janem Pawłem II, czy siostrę Zuzannę, znajomą naszych znajomych, której towarzyszymy w całonocnym czuwaniu poprzedzającym kanonizację.
Rozpoczyna się Msza św. Nie dotarliśmy na Plac św. Piotra i raczej już się tam nie dostaniemy. Przed wejściem na plac od strony Via della Conciliazione panuje niesamowity ścisk. Niektórym puszczają nerwy. Szukaliśmy wyciszenia i modlitwy. Tutaj brakuje na to miejsca. Jak powiedział „zwykły ksiądz z Krakowa”, gdzie dzieje się wiele dobra, tam szatan najbardziej miesza. Zmęczeni postanawiamy wyrwać się z tłumu. Trafiamy do kościółka pod wezwaniem św. Jana z Florencji, właśnie rozpoczyna się Msza św., po której nastał bardzo wzruszający moment. Po raz pierwszy podczas naszej modlitwy rozległo się wołanie: „Święty Janie Pawle II módl się za nami”.
Wyspani, najedzeni i umyci, co jest zasługą pań, które nas przygarnęły, na kolejny nocleg udajemy się do Rycerzy Kolumba. Tam zostajemy przyjęci z otwartymi ramionami. Dla przypomnienia – byliśmy na liście rezerwowej. Na noclegu spotykamy grupkę około pięćdziesięciu autostopowiczów związanych z ruchem Piękne Stopy, a wśród nich wielu naszych znajomych.

Gościnność Asyżu i nie tylko
Około południa, tym razem koleją, ruszamy w stronę Asyżu. Trafiamy do miasteczka Bastardo, gdzie przygarniają nas siostry Maksymiliana i Bernadeta - Misjonarki Krwi Chrystusa. Mimo tego, że nas nie znały, ogarnęły nas taką gościnnością, o jakiej nie śmielibyśmy pomyśleć. Dzięki nim nawiedziliśmy San Felice – miejsce założenia zgromadzenia misjonarzy. To, że trafiliśmy w to miejsce, po raz kolejny utwierdziło nas w twierdzeniu, że podczas naszej pielgrzymki nie ma przypadków. Marta i Agnieszka na kilka dni przed wyjazdem otrzymały błogosławieństwo relikwiami św. Feliksa – założyciela Zgromadzenia Misjonarzy Krwi Chrystusa. Żal jest opuszczać to miejsce.
Ruszamy do Asyżu. Będąc tuż przed miastem zachwycamy się pięknem przyrody i widokiem na malowniczo usytuowane zabytkowe miasto. Odtąd już wiemy, dlaczego św. Franciszek tak zachwycał się naturą. Na miejscu mamy zamiar odnaleźć brata Łukasza, franciszkanina. Spotykamy go przed wejściem do Bazyliki św. Franciszka. Okazuje się być kolejną wspaniałą osobą, która nie zostawia nas bez pomocy. Mimo, że nas nie zna, pozwala zostawić na zapleczu bagaże, obdarowuje pamiątkami i pieniędzmi, pomaga przy wyborze miejsc, które powinniśmy zobaczyć w Asyżu. Wydawałoby się, że znajdując się pośród wielu polskich pielgrzymek z Polski, nie trudno będzie znaleźć transport w stronę domu. Ale trwa to parę godzin. Wreszcie przygarnia nas rodzinka spod Krakowa. Po drodze kolejny przykład Bożej Opatrzności. Na drogę wyskakuje sarna. Dzieli nas kilka centymetrów od poważnego wypadku. W miejscu, w którym się rozstaliśmy, zastaje nas spokojna noc.

To dopiero początek
Rano udaje się zatrzymać Polską pielgrzymkę z Kalisza, która zabiera nas kilkadziesiąt kilometrów w stronę Florencji. Po drodze oczywiście nie brakuje naszych opowieści. Na stacji benzynowej ksiądz przewodnik rozmawia z pracownikiem, aby pomógł nam przy znalezieniu kolejnego transportu. Ku naszemu zdziwieniu wręcza nam jeszcze pieniądze. Bóg postarał się, aby niczego nam nie zabrakło.
Najprostsza droga z Rzymu do Gdańska wiedzie przez przełęcz Brennero, Innsbruck, Monachium, dalej na północ przez Monachium. Przez chwilę nieuwagi, będąc na tej trasie w Bolonii, przystajemy na propozycję podróży do Padwy. Wymusza to na nas podróż przez nieprzyjazną dla autostopowiczów Austrię. Spostrzegamy samochód na polskiej rejestracji. To był strzał w dziesiątkę. Jedziemy do Polski! Z kierowcą pokonujemy ponad 1100 km. Zostajemy zaproszeni na nocleg w Barwinku. Nadrabiamy trochę drogi, aby po raz kolejny podczas tej pielgrzymki spotkać się z przeogromną życzliwością ludzką i podzielić się radością, jaka nas spotkała. W odległości około 60 km od Rzeszowa, zatrzymuje się pan, który wita nas swojskim: „Cześć, ładujcie się!”. Po miłej podróży wręcza nam pieniądze na obiad i oznajmia, że jest księdzem.
Jesteśmy zdumieni, cała nasza podróż była tak drobiazgowo przygotowana, tak dopieszczona w każdym detalu. Dla nas to przede wszystkim kilkudniowa analogia przykładnego życia. Zaufaliśmy Bogu, On tak hojnie, za nic nas wynagrodził. Z Rzeszowa ruszamy już pociągiem. Po drodze czytamy jasne przesłanie z Ewangelii: „A On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy nad nimi błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi. Jedli i nasycili się wszyscy”. Jezus uczynił cud, dał je uczniom, by podawali ludowi. Uczynił nam cuda, abyśmy nieśli je dalej. Na ile udało się to do tej pory? Czy ludziom, których spotkaliśmy po drodze, zdołaliśmy przynieść Boga na tyle, aby się Nim chociaż trochę umocnili, nasycili? Możemy się tylko domyślać, że to dopiero początek.

Maciej

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!