TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 07:20
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Autorytety, że strach się ich dotknąć

Autorytety, że strach się ich dotknąć

sinead

Ostatnie konklawe zaowocowało nam wysypem ,,ekspertów”, znawców tematyki kościelnej i autorytetów moralnych. Są to często autorytety, powiedziałbym, nietykalne. To znaczy, że nie wolno ich dotknąć palcem z jednej prostej przyczyny: bo nam palec wpadnie do środka. Tak, bo w środku jest absolutna pustka, próżnia. Nic. I niestety takie autorytety są nam dzisiaj proponowane przez ogólnopolskie środki społecznego przekazu, czyli te, których zasięg jest największy.

Pisze obok moja redakcyjna koleżanka, podsumowując wyniki przeprowadzonej przez siebie sondy, że na szczęście w przypadku młodzieży nie potwierdza się zasada o autorytetach kreowanych przez media. Nie mam powodu, żeby jej nie wierzyć, wręcz przeciwnie, mam całe mnóstwo powodów, aby się modlić, żeby tak rzeczywiście było, aby nasza młodzież nie została przerobiona w sposób, jaki Czytelnicy w moim wieku i starsi mogą pamiętać ze słynnego clipu Pink Floyd Another brick in the wall. Chociaż fakt, że dla młodych najważniejszymi czynnikami w doborze autorytetów są uczucia i pasje, może uspokajać tylko częściowo. Co do uczuć, pamiętam, z którychś rekolekcji
ks. Pawlukiewicza, że dla chłopaka istnieją trzy etapy w stosunkach z ojcem. Najpierw jest ten pierwszy, kiedy się uważa, że mój tata jest najlepszy, najsilniejszy i najmądrzejszy na świecie i nie ma takiej rzeczy, której on, gdyby tylko chciał, nie byłby w stanie dokonać: zbudować rakietę, cokolwiek. Potem przychodzi drugi etap, kiedy się myśli, że ojciec to wapniak, który o niczym nie ma pojęcia, wstyd się z nim pokazywać i w ogóle po prostu: masakra! I po latach przychodzi, choć nie zawsze, trzeci etap, kiedy chłopak, a właściwie już pewnie mężczyzna myśli, że być może kiedy był dzieckiem miał więcej racji, gdy chodzi o wyobrażenia o ojcu. Ale tak się składa, że kiedy się przechodzi ten drugi etap, pojawiają się pasje, a co za tym idzie również idole. I tych idoli próbuje się sprzedać młodzieży i nie tylko młodzieży, jako autorytety od wszystkiego. I niestety, bardzo często rodzice wówczas abdykują bez walki. Oddają swój autorytet, jakby nie wierzyli w samych siebie. Nie wiem, dlaczego się tak dzieje, może dlatego, że sami widzą, jakie wpływy mają media na nich? Może sami dostrzegają, jak w miarę konsumpcji medialnej papki stają się papko-podobni? Ale skoro to dostrzegają, to dlaczego nie reagują? To są trudne pytania i ja niestety nie znam na nie odpowiedzi. W każdym razie dzisiaj chciałbym się zająć głównie autorytetami, które są nam proponowane, często zupełnie bezwstydnie, przez media.

Jeszcze o autorytetach od papiestwa

Jak wspomniałem, czas konklawe był pod tym względem doskonałym przykładem. Pewnie, nie jest to tylko nasz problem. Jedna z telewizji, już nie pamiętam, czy amerykańska, czy brytyjska, po wyborze kardynała Bergoglio na następcę św. Piotra postanowiła zapytać o opinię Shinead O’Connor. Czym sobie zasłużyła irlandzka piosenkarka, aby to właśnie jej szukano w takim momencie? Ano tym, że przed laty, ta niesamowicie utalentowana piosenkarka, ale strasznie poplątana psychologicznie, występując w jednym z najpopularniejszych show w telewizji amerykańskiej podarła zdjęcie papieża Jana Pawła II, zachęcając go wówczas, aby zajął się prawdziwymi problemami. Nie wiem, jak się rozwija jej kariera, ale dziennikarze znaleźli ją i zapytali o zdanie na temat papieża Franciszka. Shinead stwierdziła, że dla niej Kościół jest niepotrzebny, ale jeśli Franciszek na przykład wprowadzi kapłaństwo kobiet, to będzie to krok w dobrym kierunku. Czyli nihil novi sub sole. Dokładnie te same postulaty, które pojawiły się u naszych rodzimych autorytetów, pośród których nie wiem, czy znalazłby się jeden (poza oczywiście kapłanami, którzy na zasadzie „kwiatka do kożucha” pojawiali się w niektórych transmisjach), który wierzy w Boga. I tak naprawdę, jak zauważył jeden z publicystów, aby stało się zadość oczekiwaniom autorytetów, którzy najczęściej komentowali konklawe, papieżem musiałaby zostać czarnoskóra lesbijka, która zadeklarowałaby się jako ateistka i wprowadziła w życie wszystkie lewackie reformy, wiadomo: związki jednopłciowe, aborcja, zniesienie celibatu. Swoją drogą, pozostaje dla mnie paradoksem, że pośród tych wszystkich ekspertów i autorytetów, które biorą udział w tych rozmowach, nie zdarzy się jeden, który powie: „Ale proszę państwa, jest wiele wyznań protestanckich, które przyjęły te wszystkie piękne reformy. Dlaczego nie pójdziecie ich zapytać, jakiego ozdrowienia i rozkwitu doznały one po ich wprowadzeniu? Że co? Że ciężko tam kogoś żywego złapać? A ok, teraz rozumiemy całą waszą troskę o przyszłość Kościoła katolickiego”. I to jest właśnie problem. Dlaczego narzucanymi nam autorytetami w sprawach Kościoła, papiestwa i wiary są ludzie niewierzący, którzy nie mają podstawowej wiedzy o naturze Kościoła i którzy nawet nie próbują ukryć swojej do niego wrogości?

Kto w końcu jest autorytetem?

Powiedzmy od razu, że oczywiście każdy ma prawo do swoich poglądów, również na temat wiary. Ja na przykład mam swoje poglądy na temat buddyzmu, japońskiego jedzenia, czy sztuki współczesnej, ale przecież nie pójdę do żadnego programu, aby się o tych sprawach autorytatywnie wypowiadać. Nikt mnie tam zresztą nie zaprosi. No, może gdybym był ciut bardziej znany i rzucił kapłaństwo, miałbym o wiele większe szanse. Ale wtedy byłbym ekspertem od „niedobrego Kościoła”, bo przecież z dobrego bym nie wystąpił, prawda? Spróbujmy więc nieco uporządkować kwestie autorytetów. Bez uciekania się do encyklopedycznych wyjaśnień, ale jednak na czymś trzeba się oprzeć. I oprzemy się nie na muzyku Zbigniewie Hołdysie, ale na współczesnym filozofie Józefie M. Bocheńskim, który przytacza powszechne rozumienie autorytetu, wedle którego „jeden człowiek jest autorytetem dla drugiego w pewnej dziedzinie dokładanie wtedy, kiedy wszystko, co należy do tej dziedziny i zostało przez pierwszego podane z naciskiem do wiadomości drugiego (np. w postaci nauki, rozkazu itp.) zostaje przyjęte, uznane przez tego ostatniego”. I mówi Bocheński, że są dwa rodzaje autorytetu, proszę się nie przerażać, bo będą dwa trudne słowa, ale z jasnym wyjaśnieniem: epistemiczny i deontyczny. Szybko wyjaśniamy. Epistemiczny to autorytet znawcy, specjalisty, np. Einstein jest autorytetem w kwestiach fizyki, a pani od geografii w kwestiach geografii. A jeżeli pani od geografii jest jednocześnie dyrektorką szkoły to posiada również autorytet deontyczny, czyli autorytet przełożonego, wynikający z pełnionej funkcji. „Autorytetem deontycznym jest dla mnie ktoś dokładnie wtedy, kiedy jestem przekonany, że nie mogę osiągnąć celu, do którego dążę, inaczej, niż wykonując jego rozkazy” - wyjaśnia dość zdecydowanie Bocheński. Myślę, że jest dla wszystkich jasne, że kiedy w telewizji jest dyskusja o Kościele chcielibyśmy posłuchać autorytetu epistemicznego, który ma wiedzę o Kościele i jego naturze, a nie o grzybkach halucynogennych. A jeżeli moim celem jest życie wieczne to papież, czy kapłan i ich zalecenia są dla mnie fundamentalne. Nasz filozof pisze również o trzech zabobonach dotyczących autorytetu i my się im teraz przyjrzymy.

Autorytet i rozum 

„Pierwszym zabobonem odnoszącym się do autorytetu jest mniemanie, że autorytet sprzeciwia się rozumowi. W rzeczywistości posłuch autorytetowi jest często postawą nader rozsądną, zgodną z rozumem”. Za każdym razem, kiedy przyjmujemy to, co nam mówią nauczyciele, postępujemy w zgodzie z rozumem, bo są oni przygotowani, aby nas uczyć danej materii. Rozumnie postępuje pilot, który słucha zaleceń meteorologa i w znakomitej większości sytuacji postępowanie według zaleceń autorytetu zwłaszcza tego epistemicznego jest rozumne. Papież Benedykt XVI kilka lat temu w jednej z katechez o irlandzkim świętym z IX wieku, Janie Szkocie, przypomniał jego słowa o tym, że prawdziwy autorytet nigdy nie stoi w sprzeczności z rozumem, a nawet, że autorytet i rozum mają wspólne źródło, jakim jest mądrość Boża. 

Jestem dziennikarzem, więc znam się na wszystkim 

„Drugi zabobon związany z autorytetem to przekonanie, że istnieją autorytety, że tak powiem, powszechne, to jest ludzie, którzy są autorytetami we wszystkich dziedzinach. Tak oczywiście nie jest” - mówi Bocheński, ale myślę, że bardzo często spotykamy takie „autorytety” i nie chodzi tu tylko o dziennikarzy. Ostatnio mamy często do czynienia na przykład z naukowcami, albo artystami, którzy podpisują się pod różnymi apelami, listami potępienia, propozycjami politycznymi, choć bardzo często nie mają pojęcia o kwestiach, które wspierają, niemniej podpierają się swoim autorytetem związanym z daną ścisłą dyscypliną, aby właśnie ich wypowiedź była traktowana jako autorytatywna. Gwoli prawdy, czasami chcą, aby ich wypowiedź była wręcz autorytarna. Dzisiaj możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa przewidzieć, jakie „autorytety” podpiszą każdą petycję mającą na celu na przykład osłabienie obecności chrześcijaństwa w sferze publicznej. 

Pomieszanie z poplątaniem

„Trzecim szczególnie szkodliwym zabobonem jest pomieszanie autorytetu deontycznego (szefa) z autorytetem epistemicznym (znawcy). Wielu ludzi mniema, że kto ma władzę, a więc jest autorytetem deontycznym, jest tym samym autorytetem epistemicznym i może pouczać”. To ostatni zabobon, o którym mówi Bocheński i tu nie ma co wyjaśniać. Nawet ten, kto ma władzę, nawet ten, kogo wspólnie wybraliśmy, niekoniecznie ma wiedzę, aby być dla nas autorytetem w różnych dziedzinach.

Są oczywiście jeszcze inne podziały autorytetów, ale to, co powiedzieliśmy chyba wystarczy, aby zrozumieć, że trzeba być bardzo wstrzemięźliwym w przyjmowaniu autorytetów, że trzeba je badać, rozróżniać i konfrontować z naszym rozumem, a jako ludzie wierzący powinniśmy je konfrontować również z mądrością Bożą. Prawdziwy autorytet w codziennym życiu powinien się kierować podstawowymi zasadami moralnymi, czyli prawdą, sprawiedliwością opartą na prawdzie i odpowiedzialnością za siebie, za innych i za głoszone prawdy. Jeżeli przesiejemy proponowane nam medialnie autorytety przez takie sito, może się okazać, że nie zostanie nic. I wtedy rozejrzymy się wokół siebie i zaczniemy szukać autorytetów prawdziwych, a nie pustych uzurpatorów.

ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!