TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 22:38
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Apostołowie życia

Apostołowie życia

Kilka tygodni temu w Krakowie odbyła się gala wręczenia wyróżnień przyznawanych przez Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka osobom wybitnym, które w niezwykły sposób przyczyniają się do budowania cywilizacji życia i miłości. Tegorocznymi laureatami zostali m.in. państwo Katarzyna i Mateusz Kłoskowie. 

Dzięki uprzejmości stowarzyszenia, możemy skorzystać z wywiadu z panem Kłoskiem, który przeprowadziła Magdalena Guziak-Nowak, dyrektor ds. edukacji Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka, z którym niełatwo jest umówić się na rozmowę. Państwo Kłoskowie, laureaci wyróżnienia „Przyjaciel Życia” przygotowali prawdopodobnie największą kampanię społeczną w historii Polski. I jak mówi sam laureat, zdaje sobie sprawę z tego, że ostatecznie ich inicjatywa zyskała ogromny zasięg i była szeroko dyskutowana, jednak początek tej akcji był prosty i spontaniczny. - Pierwsze plakaty z dzieckiem w sercu pojawiły się w Raciborzu i Poznaniu. Zauważyliśmy, że ludzie o nich rozmawiają, jedni odbierają je pozytywnie, inni negatywnie. A o to nam chodziło – by zachęcić do refleksji, by pokazać inny punkt widzenia niż ten, który był promowany w mediach i na ulicach podczas protestów – podkreśla pan Mateusz.

Potem dotarli do wielkich miast i małych miasteczek. W sumie wynajęli siedem tysięcy nośników. Cała kampania była jak spektakl na oczach milionów widzów. Miała również walor edukacyjny. Laureat podkreśla, że całą akcją kierował Pan Bóg. Wciąż rodziły się nowe pomysły na hasła, jak choćby „Naprotechnologia”, „Życie ma sens”, „Przecież sam byłeś dzieckiem” itp. W drugiej odsłonie do grafiki dołożyli napis: „Hospicja perinatalne”. 

Na pytanie, skąd u nich miłość do dzieci nienarodzonych i zainteresowania pro-life, pan Mateusz odpowiada, że kiedy jest możliwość, aby zrobić coś dobrego, trzeba wykorzystywać te szanse. - Każde dziecko ma prawo do życia, ale troszcząc się o nie, dbamy też o jego matkę. Nie ukrywam, że mój sposób myślenia jest też prosty, zwyczajny, pragmatyczny. Rodzi się niewiele dzieci. Mówiąc „pomoc rodzinie”, mam na myśli wsparcie narzeczonych w przygotowaniu do małżeństwa, a potem małżonków i rodziców w takich problemach jak rozwody, aborcja, uzależnienia. Chodzi mi o praktyczne działanie, dzięki któremu uda się uratować konkretnych ludzi przed tragedią, dzięki którym uda się posklejać małżeństwa w kryzysie – zaznaczył Mateusz Kłosek. 

Drugą nagrodę w kategorii „Cichy Bohater” otrzymali państwo Marta i Andrzej Witeccy, rodzice sześciorga dzieci, w tym dwóch synów żyjących z zespołem Downa i córeczki, która z powodu wady letalnej zmarła 117 dni po porodzie. W czym przejawia się ich wyjątkowość i bohaterstwo opowiedziała pani Marta. 

Wyróżnienie, którego państwo są laureatami, otrzymują rodziny wychowujące dzieci z niepełnosprawnością i uskuteczniają pro-life w codzienności poprzez swoją troskę i zaangażowanie. Jesteście apostołami miłości, dając innym rodzinom w trudnych sytuacjach siły i nadzieję do działania. W czym to się przejawia?
Marta Witecka: Hm, nie wiedziałam nawet, że kategoria, do której zostaliśmy nominowani nosi taką nazwę. Jesteśmy normalną rodziną, małżeństwem z 24 - letnim stażem. 
Wyróżnienie, to było dla nas wielkim zaskoczeniem, bo to co robimy, robimy nie oczekując nagrody. Dla nas to jest normalność, takie jest nasze życie i robimy to, do czego jesteśmy powołani. Zaskoczenie było tym większe, gdyż nasza historia przedostała się do mediów tzw. opłotkami. Dwa miesiące po śmierci Esterki, poproszono mnie o napisanie świadectwa do kwartalnika wydawanego przez warszawskie hospicjum, o tym jak przeżyliśmy odejście dziecka, a także o tym jak wyglądała pomoc z ich strony. Dla nich takie świadectwo jest bardzo cenne, by inni dowiedzieli się, działalności hospicjum. Dla mnie samej był to rodzaj pewnej terapii i chociaż było to bardzo trudne, to napisałam ten artykuł, który spotkał się z szerokim odzewem i tak zostaliśmy zauważeni.

Powiedziała Pani, że nagroda w kategorii „Cichy bohater” jest adekwatna do tego, co robicie, jak żyjecie, czyli?
Tak jak powiedziałam, nie żyjemy po to, by zyskać rozgłos, raczej unikam tego, ale z drugiej strony przemawiał do mnie argument, że swoim świadectwem możemy komuś pomóc, ułatwić wybór itp. Sytuacja, w której się znaleźliśmy była bardzo prywatna. U naszej córeczki zauważyłam cechy, które wskazywały na jakąś chorobę. Tym razem nie był to jednak zespół Downa jak u syna, lecz zespół Edwardsa. Wyniki badań niepodważalnie potwierdziły, że Esterka cierpi na tę chorobę, która jest wadą letalną. Niestety po 117 dniach z nami maleńka zmarła. Te dni, które Esterka przeżyła po porodzie, były trudnym, ale pięknym czasem dla całej rodziny. Jak wielu ludzi, tak i sytuacji trudnych jest bardzo wiele i są one różne, ale chodzi o to, by w danej sytuacji się nie poddawać. Trzeba wciąż wierzyć i ufać. I to chciałam pokazać ludziom. Z Bogiem wszystko jest możliwe.
Ale zauważę tutaj, że mam koleżankę, która deklaruje się jako ateistka i przyjęła do rodziny zastępczej trójkę dzieci z zespołem Downa, mając dwoje swoich zdrowych dzieci. Tak więc takich cichych bohaterów jest więcej. Poznałam wielu takich rodziców i wcale nie jest ich mało, którzy chcą adoptować dziecko bez względu na jego chorobę. Choć oficjalnie mówi się, że niewielu jest takich ludzi. A to nie jest prawda, natomiast prawdą jest, że są trudne procedury, bardzo wiele utrudnień, które niestety najgorszy efekt przynoszą dzieciom. 

Stowarzyszenie doceniło państwa jako cichych bohaterów, których postawa pro-life wyraża się w ich codzienności i miłości rodzicielskiej. Tworzycie liczną rodzinę, a jeszcze zdecydowaliście się państwo dać dom dziecku, które tego potrzebowało.
Od zawsze chcieliśmy mieć gromadkę dzieci. Mamy czwórkę własnych dzieci, ale zapragnęliśmy dać dom dziecku z jakąś niepełnosprawnością, a najlepiej z zespołem Downa, ponieważ dzięki naszemu synkowi, Szymonowi wiedzieliśmy, jak takie dziecko funkcjonuje i w jaki sposób można mu pomóc. Obiecywali nam dziewczynkę, a dostaliśmy dokumenty Kubusia. Kuba jest u nas w rodzinnie zastępczej, ponieważ nie mogliśmy, go adoptować z prozaicznych powodów. By go przyjąć musieliśmy kupić większe mieszkanie. Obecnie spłacamy kredyt. Myśleliśmy również o pogotowiu opiekuńczym, ale i tu ze względów czysto technicznych odmawiano nam, a na większy dom nas nie stać. Rozumiem, że dając dziecko pod opiekę muszą wszystko weryfikować, ale często jest zbyt wiele schodów do pokonania. A przecież w domu dziecka miesięczny koszt na jedno dziecko to około 10 tys. zł, my nie dostajemy nawet trzech tysięcy, mimo że jesteśmy specjalistyczną i zawodową rodziną zastępczą. A gdzie tym dzieciom byłoby lepiej, czy nie w rodzinach?

Wielu ludzi po śmierci dziecka zadaje sobie pytanie, dlaczego Bóg zabrał małe dziecko, dlaczego dzieci rodzą się z chorobą?
Doświadczyliśmy i doświadczamy Bożego działania w naszym życiu. Jesteśmy przekonani o tym, że nie daje nam On trudniejszych doświadczeń niż te, które bylibyśmy w stanie znieść. Wiem, że jest głębszy plan w tym, że nasza córeczka urodziła się z wadą letalną, choć w tym momencie nie jest on dla nas czytelny. Jeśli miałabym nie patrzeć przez pryzmat wiary, to ogromną wartością było to, że możliwość przywitania i pożegnania Esterki, a także sama jej choroba, umocniła i zjednoczyła naszą rodzinę. W trakcie jej odchodzenia i po jej śmierci prowadziliśmy wszyscy głębokie rozmowy. Również wtedy kiedy urodził się nam syn z zespołem Downa, choć początkowo zastanawialiśmy się, dlaczego tak się stało, równocześnie myśleliśmy o tym, co możemy w tej sytuacji zrobić, jak pomóc synkowi. Wierzyliśmy, że wszystkie sytuacje spotykają nas z Bożej woli i że Bóg da nam siły, by sobie poradzić z każdą trudnością. 

Teskt Arleta Wencwel

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!