A mury runą…- rekolekcje wielkopostne (3)
- Wszystkie nasze wysiłki i reformy będą skierowane ku próżni, jeśli nie odkryjemy na nowo sakramentu pokuty jako źródła życia, odnowy i wszelkiej reformy - mówił przed laty kard. Joachim Meisner. Odszukajmy więc zagubiony sakrament pokuty, a znajdziemy odnowiony i oczyszczony Kościół.
Św. Jan Maria Vianney „reformę” Kościoła zaczął bardzo prosto: usunął pajęczyny z konfesjonału, zajął w nim miejsce i zaprosił swoich parafian do sakramentu pokuty. Na początku przyszło ich niewielu. Spoglądali na swojego nowego proboszcza z dystansem - trochę jak na dziwaka, rzecznika utopii, która dawno upadła. A potem zaczęły ustawiać się długie kolejki! Biografowie piszą, że Święty proboszcz z Ars przez całe swoje życie wyspowiadał ponad 300 tys. ludzi - wielu z nich przyjechało z daleka. Spowiedź uratowała im życie, pomogła odnaleźć zagubioną nadzieję - przez kratki konfesjonału mogli odkryć miłość Boga i piękno Kościoła.
Tak samo „ratował” Kościół św. o. Pio, o. Dolindo Ruotolo. W ten sam sposób swoje życie oddało na chwałę Panu wielu kapłanów, znanych i nieznanych z imienia i nazwiska. Nie zrobili kariery w Kościele, nie nagrodzono ich godnościami, bo też nie były im do niczego potrzebne. Tysiące godzin spędzonych w konfesjonale, pokorne życie otulone świadomością wybrania przez Jezusa, zaszczyt wypowiadania w Jego imieniu: „Odpuszczam tobie grzechy... Idź i nie grzesz więcej… Jesteś święty! Jesteś Bożym dzieckiem, nie zmarnuj tego wielkiego daru!” - sprawiły, że do Jezusa garnęły się tłumy. Nie trzeba było bilbordów, wielkich słów.
Spowiedź, która prowadzi do Eucharystii - do pełni spotkania, otwierać będzie po wsze czasy nieprzebrany skarbiec Bożych łask.
W blasku Bożego miłosierdzia
Niesamowite, jak bardzo tajemnica Bożego miłosierdzia zrośnięta jest z tajemnicą Kościoła. Tam, gdzie konfesjonały zarastają pajęczynami, zanika poczucie grzechu i gdzie Boże miłosierdzie przestało być komukolwiek potrzebne, zwykle w niedługim czasie świątynie pustoszeją. Bóg staje się enigmatycznym wyobrażeniem, metaforą, energią. Ginie Jego osobowy wymiar, a przecież tylko osoba może kochać, przebaczać. Gdy nie ma miłości, mury najpiękniejszych świątyń pozostają jedynie zimnymi murami. Nikomu niepotrzebnymi.
Może jeszcze - w takiej skali, jak ma to miejsce na zachodzie Europy - nie doświadczamy powyższego zjawiska. Nie słychać, aby gdziekolwiek zamykano w Polsce kościoły, choć zapewne nie brakuje i tych, którym przeszkadzają. Ale zanika poczucie grzechu, wstydu. Dobro miesza się ze złem. Boże miłosierdzie staje się „przeżytkiem”.
Nieprawdą jest, że katolicy odchodzą od Kościoła tylko dlatego, bo widzą jego ludzkie, grzeszne oblicze. To wykręt. Ono zawsze takie było. Wystarczy spojrzeć w lustro - nie trzeba dalej szukać. Aby wiarę stracić, trzeba ją najpierw mieć. Problem jest głębszy: zawsze początkiem odejścia od Boga jest rezygnacja z sakramentu pokuty. Dziś wielu ludzi, z różnych powodów (uparte trwanie w grzechu nieczystości, życie w nienawiści, zdradzie, przedkładanie psychologii ponad teologię, fałszywie rozumiany humanizm, uwikłanie w pornografię itp.) porzuciło spowiedź. Zostali sam na sam ze swoim grzechem, który zaczął ich truć - niczym zdradliwa toksyna - od wewnątrz, niszczyć wrażliwość. Zabierać wolność serca i coraz okrutniej zaciskać na szyi pętlę ubezwłasnowolnienia. Stąd krzyk, nienawiść, obelgi.
Obłęd niewinności
23 lata temu w homilii wygłoszonej w Fuldzie (podczas sesji Konferencji Episkopatu Niemiec) nieżyjący już dziś kard. Joachim Meisner - rozważając tekst „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 48) mówił: „Te słowa zostały wpisane Kościołowi w jego metrykę. Wydaje się jednak, że Kościół stale, a dziś bardziej niż kiedykolwiek, oddala się od tego celu i to mimo zapełnionych terminarzy biskupów, mimo przepełnienia w ośrodkach kształcenia, na salach posiedzeń i mimo coraz liczniejszych rozporządzeń kurialnych. Gdzie leży tego przyczyna?
Odpowiedź na to pytanie jest tak prosta, że trudno w nią uwierzyć: przyczyną tego stanu rzeczy są nasze puste konfesjonały. Kościół jako Ciało Chrystusa odnowi się tylko wtedy, jeżeli członki tego Ciała poddane zostaną stałemu oczyszczaniu się, a to tylko po to, by myśli Chrystusa jako Głowy tegoż Ciała mogły wszędzie swobodnie docierać do wszystkich członków, by przez to pobudzać, inspirować i ożywiać całe Ciało. Wszystkie nasze wysiłki i reformy będą skierowane ku próżni, jeśli nie odkryjemy na nowo sakramentu pokuty jako źródła życia, odnowy i wszelkiej reformy. Pod tym względem jesteśmy mniej lub więcej dotknięci jakby jakąś chorobą, którą można by nazwać obłędem niewinności nowoczesnego człowieka […] Odszukajmy więc zagubiony sakrament pokuty, a znajdziemy odnowiony i oczyszczony Kościół” (źródło: katolik.pl).
Do problemu wielokrotnie odnosił się św. Jan Paweł II. W liście Misericordia Dei wydanym w kwietniu 2002 roku pisał: „Wydaje się to szczególnie konieczne wobec faktu, że w niektórych regionach można zaobserwować odchodzenie od spowiedzi indywidualnej, połączone z bezprawnym uciekaniem się do absolucji generalnej albo zbiorowej, tak że nie uważa się już za formę nadzwyczajną, stosowaną w sytuacjach rzeczywiście wyjątkowych. Na skutek samowolnego rozszerzenia pojęcia poważnej konieczności w praktyce traci się z oczu wierność pochodzącej z ustanowienia Bożego strukturze sakramentu, czyli konieczność spowiedzi indywidualnej, co prowadzi do wielkich szkód w życiu duchowym wiernych i w świętości Kościoła”.
Dlaczego?
Co leży u podstaw owego wspominanego przez kard. Meisnera „obłędu niewinności?” Nowoczesny humanizm, wzdrygający się przed faktem, iż trzeba - klękając przed drugim człowiekiem - wyznać swoje grzechy, wejść w przestrzeń pokory? Szukanie komfortu za wszelką cenę? Przekonanie, że w Kościele nade wszystko trzeba zabiegać o dobre samopoczucie? Postępująca protestantyzacja naszej wiary? Fałszywa wizja Boga? Traktowanie krzyża bardziej jako kulturowego gadżetu niż znaku „miłości do końca”? Pewnie wszystko po trochu.
A może jest analogicznie jak w tej historii - powiastce: zagubiony wędrowiec znalazł się na pustyni, bez wody i jedzenia. Mimo to szedł wiele dni przed siebie. W pewnym momencie ukazała się jego oczom oaza. - Niemożliwe! Tak mi się tylko wydaje! - pomyślał. - To fata morgana!... Beduini znaleźli go martwego, zaledwie kilkaset metrów od wody. Ich zdziwienie było ogromne. - Tak, to był zapewne nowoczesny człowiek… – odparł jeden z nich w smutnej zadumie.
„Nowoczesny człowiek” - na miarę XXI wieku, odrzuca nader często sakramenty święte, Boże miłosierdzie jako balast, średniowieczny relikt. Cierpi, łyka garściami antydepresanty, umiera z samotności - a tuż obok tryska Źródło Wody Żywej. Ale on nie wierzy, że może nasycić jego pragnienie! Nie potrafi sobie wyobrazić, że Nadzieja jest tak blisko.
Znikają dziś z katechez i homilii takie słowa, jak: grzech - zamieniono go na „winę”. O piekle się milczy, bo po co stresować ludzi? Zło zaczęto postrzegać nie jako byt (szatan - zakwestionowany został fakt jego istnienia), lecz jako prosty brak dobra. Miejsce teologii zajmuje psychologia. W wielu miejscach na świecie Kościół w swoim działaniu zaczął koncentrować się na ekologii, akcjach charytatywnych, aktywności społecznej gubiąc Ukrzyżowanego. W nich zaś zaczęło narastać przekonanie, iż jeśli wywiązują się ze swoich obciążeń fiskalnych (podatki na Kościół), wszystko jest OK.
Zły duch jest szalenie inteligentny. Wie, gdzie i jak uderzyć.
„Biedni, którzy nie korzystają z tego cudu miłosierdzia”
,,Powiedz duszom, gdzie mają szukać pociech, to jest w trybunale miłosierdzia (tj. spowiedzi); tam są największe cuda, które się nieustannie powtarzają - mówił Jezus do s. Faustyny. - Aby zyskać ten cud, nie trzeba odprawiać dalekiej pielgrzymki ani też składać jakiś zewnętrznych obrzędów, ale wystarczy przystąpić do stóp zastępcy mojego z wiarą i powiedzieć mu nędzę swoją, a cud miłosierdzia Bożego okaże się w całej pełni. Choćby dusza była jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku już nie było wskrzeszenia, i wszystko już stracone - nie jest tak po Bożemu, cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni. O biedni, którzy nie korzystają z tego cudu miłosierdzia Bożego; na darmo będziecie wołać, ale będzie już za późno” (Dzienniczek, pkt 1448). Oby nie było za późno. Jeszcze jest czas.
Ks. Paweł Siedlanowski
- Dyrektor Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci, duszpasterz akademicki, dziennikarz, wykładowca w WSD w Siedlcach
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!