TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 17 Sierpnia 2025, 00:43
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

A kiedy przyjdzie Zegarmistrz światła

A kiedy przyjdzie Zegarmistrz światła

Tadeusz Woźniak nie tylko śpiewał, ale był również autorem muzyki do kilkuset piosenek, inscenizacji teatralnych i  kilkudziesięciu przedstawień telewizyjnych, programów poetyckich i filmów.

Komponował muzykę do piosenek, które śpiewali m.in. Krystyna Prońko, Michał Bajor i Zbigniew Wodecki. Odsłonił siebie – opowiedział o sobie, swojej twórczości, postrzeganiu świata w rozmowie z Witoldem Górką, która została wydana w formie książkowej i zatytułowana tak jak jego przebój, czyli „Zegarmistrz światła”.

Skrzypce i balet

Tadeusz był najmłodszym z 11 dzieci Aleksandry i Stanisława Woźniaków, miał sześć sióstr i czterech braci. Urodził się 6 marca 1947 roku w Warszawie. Jego mama uwielbiała śpiewać, w domu panował, jak sam określił, kult sztuki. Jedna z jego sióstr Halina, która chodziła do szkoły muzycznej we Włochach i uczyła się grać na wiolonczeli, zawiozła go tam na egzamin i przyjęty został do klasy skrzypiec. Wytrwał w niej dwa lata, bo stwierdził, że to nie dla niego instrument, za dużo trzeba ćwiczyć. Potem była jeszcze szkoła baletowa. To właśnie wtedy Tadeusz po raz pierwszy wyszedł na scenę Sali Kongresowej w czasie pokazu warszawskich szkół artystycznych. A jednak nie został tancerzem. - Po czterech latach uznałem, że tancerz to nie jest zawód dla mnie i zrezygnowałem. Łatwo przychodziło mi rezygnowanie z kolejnych szkół – mówił szczerze w rozmowie z Witoldem Górką.

Ostatecznie lepsza dla niego okazała się gitara. Grę na tym instrumencie odkrył dzięki siostrze Teresie, która przywiozła gitarę z obozu i potrafiła już zagrać kilka funkcji. - Ona mnie tego, co sama umiała, nauczyła. Bardzo mnie to wciągnęło. Chodziłem za mamą i jęczałem tak długo, aż kupiła mi gitarę za 507 złotych. Pamiętam, że były to spore pieniądze jak na nasze możliwości. To musiało być w 1962 albo 1963 roku – wspominał w wywiadzie.

Zaczęło się od Dzikusów

Ostatecznie swoją artystyczną karierę Woźniak rozpoczął w 1966 roku w zespole Dzikusy jako Daniel Dan, a swój pierwszy przebój „Na dobre i na złe” nagrał w studiu Polskiego Radia. Potem już pod własnym nazwiskiem zaśpiewał podczas Telewizyjnej Giełdy Piosenki. Stał się popularny jako gwiazda big-beatu najpierw tam gdzie mieszkał. Wyruszył w trasy koncertowe ze znanymi i lubianymi przez publiczność, jak chociażby z Niebiesko – Czarnymi. Podobnie jak na koloniach muzycy uwielbiali robić sobie „zielony” koncert – ostatni w ramach „podtrasy”. - Mnie też zrobiono dowcip. Za kulisami stał zawsze dodatkowy mikrofon, po to, by Wojtek (Korda) mógł dośpiewać drugi głos do piosenek Ady (Rusowicz). W czasie „zielonego” koncertu przyszła pora na mój występ. Zacząłem śpiewać „Hej, Hanno”: „A ja mam dziewczynę po słowackiej stronie…” i nagle słyszę, że w publiczność leci podbity echem ponury zaśpiew: „a gdzie to jest?”. Próbuję się opanować i brnę dalej: „wejdę na wyżynę i zawołam do niej”. I słyszę: „a jak zawołasz?”. I ja wtedy wydobyłem z siebie jedynie: „Hej…” i nie wytrzymałem ze śmiechu. Koledzy bawili się świetnie, dośpiewując do tego dodatkowego mikrofonu - mówił artysta w „Zegarmistrzu światła”.

To były początki, później Woźniak nie tylko śpiewał i komponował, ale również przepracował wiele lat dla teatrów. W sumie z jego muzyką odbyło się około 130 premier. Przez jakiś czas był nawet kierownikiem muzycznym Teatru Polskiego w Bydgoszczy.

By mi zabełtać błękit w głowie

Piosenka „Zegarmistrz światła” kojarzona z Woźniakiem to jego wspólne dzieło z poetą, malarzem i filozofem Bogdanem Chorążukiem, który napisał do niej tekst, dokładnie dwie zwrotki:

„A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy

Spłyną przeze mnie dni na przestrzał
Zgasną podłogi i powietrza
Na wszystko jeszcze raz popatrzę
I pójdę nie wiem gdzie - na zawsze”.

Ta piosenka o odchodzeniu była „malarska”, z różnymi barwami. Najczęściej zegarmistrz interpretowany jest jako alegoria śmierci, Bóg, sędzia, władca życia, fatum i przeznaczenie. Natomiast światło to życie ludzkie, nasz świat. Zegarmistrz przychodzi „zabełtać błękit w głowie”, czyli oznajmić kres życia, przejście do nieba - innego świata. Piosenkarz nagrał ten utwór wspólnie z Alibabkami w 1972 roku i w tym samym roku zdobył za niego główną nagrodę na X Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Związana jest z tym kolejna anegdota, ale Woźniak nie dawał głowy, czy jest prawdziwa. Dotyczyła przewodniczącego opolskiego jury Aleksandra Bardiniego, który pod koniec jurorskich sporów spieszył się na poranny ekspres do Warszawy. - Wychodząc miał powiedzieć, że jeżeli „Zegarmistrz” nie dostanie głównej nagrody, to on ogłosi votum separatum. Jury nie miało prostego zadania, bo kolejnym kandydatem do nagrody była wspaniała piosenka skomponowana przez Włodka Nahornego – „Jej portret”. Po wyjściu Bardiniego reszta jurorów zdecydowała, że obie piosenki ex aequo otrzymają Grand Prix. I tak się stało – opowiadał Woźniak w wywiadzie.
Górka zapytał go też, czy na jego proces twórczy miały wpływ jakieś środki zmieniające świadomość. Tadeusz Woźniak przyznał, że w swoim życiu palił marihuanę, a raz dał się namówić na amfetaminę. Nie krył przy tym, że swojego poparcia dla legalizacji „maryśki”, której nie uważał za narkotyk. Bywało też, że pił dużo alkoholu. - Nigdy nie byłem uzależniony, ale prawda jest taka, że używałem alkoholu w sposób nierozsądny i przesadny. Nie był to nigdy nałóg, była to desperacka, czasem samobójcza chęć ingerowania w swoje życie. W tej chwili, od lat już, właściwie mogę żyć bez alkoholu – podkreślił w wywiadzie.

Prywatnie

Artysta starał się chronić swoje życie prywatne przed blaskiem fleszy. Wiadomo, że był dwukrotnie żonaty. Z pierwszą żoną Zytą - nauczycielką miał dwóch synów: Piotra – obecnie wiolonczelistę, gitarzystę i Mateusza - programistę i realizatora dźwięku. Niestety rozstał się z nią po 18 latach związku w latach 80. - Nic złego nie mogę o Zycie powiedzieć, nie chcę szukać żadnych usprawiedliwień dla tamtych decyzji. Nie znoszę takich gości, którzy obwiniają o wszystko co złe swoje byłe żony i ogłaszają, że dopiero teraz, przy kolejnej, czują się prawdziwymi mężczyznami. Nie znoszę takich facetów i nie szanuję. To zwyczajnie niehonorowo. To na cholerę byłeś tyle lat z tą kobietą? - twierdził.

W 1987 roku poznał pianistkę Jolantę Majchrzak, ożenił się z nią i na świecie pojawił się ich syn Filip. Niewielu wie, że w tym samym roku, w 1997 został ojcem i dziadkiem. Najmłodszy syn muzyka urodził się z zespołem Downa i początkowo Woźniakowie byli zszokowani diagnozą stawianą przez lekarzy. Potem zaczęli dużo opowiadać o życiu z dzieckiem z zespołem Downa, chcieli z żoną podnosić świadomość ludzi w tym temacie. - Filip przyniósł nam w życiu radość. Niepełnosprawny swoją obecnością pozwala nam uwierzyć w to, że jesteśmy dobrzy. A to jedna z podstawowych potrzeb człowieka: czuć się dobrym - mówił Woźniak w wywiadzie. Piosenkarz zaraził Filipa pasją do muzyki, wspólnie koncertowali i bywali w mediach. Do tego był ojczymem dla Mariusza, syna żony z jej poprzedniego związku.

Brakuje mi tego

Na koniec o tym, co kompozytor w rozmowie z Górką powiedział o swoim stosunku do wiary. Wychowany był w rodzinie katolickiej, ochrzczony przyjął Pierwszą Komunię Świętą i jako nastolatek miał silne poczucie istnienia Boga. Dość szybko jednak to poczucie zaczęło słabnąć.
- To był proces. Myślę, że polegał on na tym, że ja szybko zacząłem interesować się światem, chciałem go zrozumieć. Księża wtedy nauczali w taki literalny sposób, nie mówili, że to jakaś metafora, tylko wprost, dosłownie Pan Bóg stworzył świat w siedem dni – opowiadał artysta. To zaczęło mu się nie zgadzać i coraz bardziej denerwować. Do tego usłyszał na religii, że Żydzi zamordowali Pana Jezusa. Uznał to za antysemityzm. Brakowało mu o tym wszystkim poważnej rozmowy. - Pewnie dlatego jestem dzisiaj agnostykiem, choć brakuje mi tego, co można nazwać laską wiary. To jedno z tych uczuć, których nie da się niczym zastąpić - wyznał w rozmowie Woźniak. Teraz, po śmierci jest już po tamtej stronie, po spotkaniu z Bogiem i wie, że Bóg istnieje. Nie wiemy, co się z nim dzieje, jakiego dokonał ostatecznego wyboru.

Tekst Renata Jurowicz
Zdjęcie: Jarosław Roland Kruk/Wiki

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!