W sercu Kościoła
Rozmowa z abp. Piero Marinim o towarzyszeniu papieżom, kontemplowaniu obrzędów liturgicznych i... śpiewaniu dla Jana Pawła II.
Ekscelencjo, z bliska mógł Ksiądz Arcybiskup współpracować z wielkimi papieżami naszych czasów. Proszę nam o tym opowiedzieć.
Ks. abp Piero Marini: Mogę powiedzieć, że byłem blisko Pawła VI, Jana Pawła I, Jana Pawła II i Benedykta XVI. Papieża Franciszka znam bardziej jako obserwator zewnętrzny, podobnie jak wszyscy inni wierni. Bycie blisko papieży było niesamowitą przygodą, ponieważ mogłem brać udział w wydarzeniach, w których niewielu bierze udział, jak choćby w trzech konklawe, kiedy wybiera się Następcę Świętego Piotra. Pierwsze było konklawe, podczas którego wybrano Jana Pawła I. Brałem w nim udział jako ceremoniarz i chociaż oczywiście nie chciałem wchodzić w te sprawy ani słyszeć za dużo, przecież nie byłem kardynałem, ale bez względu na to, nie można było nie uczestniczyć czy nie słyszeć. To były niesamowite doświadczenia. I później być blisko już po wyborze, widzieć nowego papieża pośród innych, odczuwać tę rodzinność, którą się wówczas oddycha, to były niezapomniane chwile. Zwłaszcza jeśli chodzi o Jana Pawła II.
Pamięta Ksiądz Arcybiskup dzień wyboru?
Tak, oczywiście. Pamiętam, że wyszedłem razem z kardynałem Felici, aby ogłosić imię nowego papieża. Kardynał Felici napisał sobie nazwisko, upewnił się co do właściwej wymowy, wszystko było przygotowane. Potem papież Wojtyła swoim dziarskim krokiem pięćdziesięcioośmiolatka przeszedł wzdłuż całej auli błogosławieństwa, aż do balkonu, wydawało się jakby papieżem był od zawsze. Ceremoniarz przypominał, że papież nie powinien nic mówić. Wówczas Jan Paweł II powiedział, że chce odmówić dziesiątek Różańca, ale powiedzieli mu, że to nie jest moment na modlitwę, ale jak wszyscy doskonale wiemy, papież wyszedł na balkon i powiedział, to co powiedział. I bardzo dobrze! Bo nie ma sensu wychodzić i odgrywać milczącej sceny. Za każdym razem kiedy przypominam sobie ten moment głęboko go przeżywam, przeżywam jeszcze raz te emocje, przede wszystkim dlatego, że później niejednokrotnie zamyślałem się nad tym momentem i kontemplowałem go.
Co szczególnego ma ten obrzęd, aby stać się przedmiotem medytacji?
To nie jest jedynie prosty obrzęd, element folkloru czy jakiś układ choreograficzny. Jest to przeżycie głęboko eklezjalne, kościelne i odzwierciedla to, co przez ponad tysiąc lat, mam na myśli pierwsze tysiąclecie, było właściwe dla tej chwili, czyli akceptację ludu rzymskiego dla nowego papieża. Najpierw był to lud Rzymu, a dzisiaj są to turyści i pielgrzymi z całego świata, którzy na tę chwilę przybywają na Plac św. Piotra. Podobnie niesamowite emocje odczuwałem przy wyborze papieża Benedykta XVI, ponieważ osobiście przygotowałem rytuał, który później miał miejsce. Mam tu na myśli zarówno pogrzeb św. Jana Pawła II, jak i rytuał konklawe. Jak wiemy, papież Jan Paweł II zaaprobował te nowe rytuały i dla kogoś, kto całe swoje kapłańskie życie poświęcił liturgii, było wielkim przeżyciem uczestniczenie w tak ważnych dla Kościoła wydarzeniach według rytów liturgicznych, które się przygotowało.
Czyli papież Jan Paweł II zmienił rytuał pogrzebowy dla siebie i swoich następców.
To było 14 lutego 1998 roku, pamiętam dokładnie, bo Ojciec Święty zapytał mnie wówczas, czy akceptuję jego wolę, abym został biskupem, kiedy poszedłem do niego z dwiema księgami tych nowych rytów, aby mu je przedstawić i wyjaśnić. Był obecny również ks. Stanisław Dziwisz. Papież poprosił o pióro, aby podpisać te dokumenty. Wydało mi się niezbyt sympatyczne, że papież ma podpisać przebieg swojego własnego pogrzebu, spojrzałem na ks. Stanisława Dziwisza i wówczas on natychmiast powiedział, że jest świadkiem, że papież zaaprobował nowe ryty w mojej obecności i ostatecznie Jan Paweł II nie musiał tego wówczas podpisywać. I później uczestniczyłem w tych obrzędach, które przygotowaliśmy, odbywały się one po raz pierwszy w taki właśnie sposób, to było wielkie przeżycie.
Czyli również ta przepiękna modlitwa, która towarzyszyła zakryciu twarzy Ojca Świętego białym welonem: „Wierzymy, że życie Jana Pawła II jest obecne w Tobie. Jego twarz, nieoświetlona już światłem tego świata niech będzie na zawsze oświetlona Twoim, wiecznym i niewyczerpanym Światłem. Jego Twarz, która badała Twoje szlaki, żeby wskazać je Kościołowi, niech cieszy się Twoją łaską. Jego twarz, której my już nie będziemy oglądać, niech cieszy się Twoją obecnością” została wprowadzona w tym nowym rycie?
Nie wiem czy modlitwa ta nie była już wcześniej odmawiana w sposób prywatny, w każdym bądź razie my uczyniliśmy ją częścią integralną rytuału pogrzebowego papieża, kiedy zakrywamy białym welonem jego twarz, której nigdy więcej już nie zobaczymy. Rzeczywiście ta modlitwa jest piękna, może nie wszyscy ją zrozumieli, ponieważ była wypowiedziana po łacinie przez kamerlinga.
Czy rozpoczęcie pontyfikatu Benedykta XVI również odbyło się według nowego rytu?
Tak i ja osobiście uważam ten ryt za jeden z najpiękniejszych jeśli chodzi o odzwierciedlenie ducha liturgii posoborowej. Mam na myśli pewne znaki, jak choćby wizyta we wszystkich czterech bazylikach rzymskich. Wszystkie te ryty były i są dla mnie chwilami, które szczególnie przeżywałem i medytowałem, bo byłem w sercu Kościoła w tych ważnych chwilach.
Wracając jeszcze na chwilę do św. Jana Pawła II, któremu towarzyszył Ksiądz Arcybiskup najdłużej. Jak wyglądały wasze kontakty?
Oczywiście z Janem Pawłem II miałem najbardziej rodzinne kontakty, ponieważ dał mi on niesamowite poczucie bliskości, niemal spoufalenia w najlepszym tego słowa znaczeniu. Zwłaszcza w pierwszych latach pontyfikatu często żartowaliśmy w zakrystii, właśnie dzięki tej relacji, niczym ojca z synem. Za to jestem mu szczególnie wdzięczny. Taką ciekawostką może jest fakt, że w każdą niedzielę śpiewałem mu prefację.
Nie bardzo rozumiem...
Po prostu przed Mszą Świętą, ponieważ przeszedłem w seminarium szkołę śpiewu gregoriańskiego i lubiłem śpiewać, Jan Paweł II prosił mnie w zakrystii o zaśpiewanie prefacji i w ten sposób przygotowywał się do Eucharystii, żeby właściwie zaśpiewać ją podczas Mszy Świętej. A więc stawałem tuż przy nim, czasami klękałem, aby być jeszcze bliżej i śpiewałem prefację. Czasami całą, czasami przerywał mi wcześniej, kiedy już dobrze złapał melodię. To był taki nasz zwyczaj, który bardzo mile wspominam.
I jeszcze słowo o papieżu Franciszku.
Z papieżami, których wspomniałem wcześniej, mogę mówić o pewnej znajomości czy wręcz rodzinności. Natomiast papieża Franciszka nie znałem wcześniej, pamiętam jedynie, że otrzymał kapelusz kardynalski z rąk papieża Jana Pawła II, więc musiałem tam być obecny, jednakże jakoś szczególnie nie zapamiętałem jego osoby. Doskonale natomiast pamiętam wieczór, w który go wybrano, ponieważ poszedłem wówczas na Plac Świętego Piotra absolutnie przekonany, że nie będzie jeszcze wybrany nowy papież. Wiedziałem że są różne trudności i myślałem, że szybko wrócę do domu. Padał deszcz, a ja nie byłem nawet odpowiednio ubrany. A tymczasem dokonano wyboru właśnie wtedy i nie dość, że się przeziębiłem to jeszcze przez miesiąc bolał mnie kark od ciągłego patrzenia w górę. Oczywiście życzę mu, aby udało mu się przeprowadzić wszystkie reformy, które uczynią cały Kościół bardziej kolegialnym.
Cała rozmowa z abp. Marinim w 3. nr. „Okna Wiary” rozmawiał ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!