W biegu do pracy
Rok 2024 został ogłoszony przez papieża rokiem modlitwy. W obecnym cyklu wielkopostnych refleksji pragniemy przyjrzeć się modlitwie z nieco innej perspektywy – z punku widzenia człowieka zabieganego, wyczerpanego tempem życia i obowiązkami. Jak się modlić, by czuć związek z Bogiem?
Poranek dowolnego dnia. Budzik wyjący niemiłosiernie w środku snu. Głowa pełna rozpaczliwych myśli. Dobudzanie rąk i nóg, potem zrywanie z łóżek reszty rodziny, zwłaszcza dzieci. Wyścig do łazienki. Lodówka, kuchenka, stół jadalny. Ubrania, kawa lub herbata, już dziesięć minut spóźnienia. Zwyczajny poranek wielu rodzin. Może w innej kolejności, inne szczegóły, ale zawsze ten sam trudny wyścig z czasem. Gdzie w tym wszystkim włożyć kilka minut modlitwy? Przecież brak pacierza to niemal zdrada własnej wiary – myślimy. Wieczorem nie będzie lepiej. Zmęczenie, pranie, ostatnie sprawy dnia, chwila przed komputerem lub telewizorem. Oczy wpół zamknięte nad żelazkiem.
Przez pewną część życia posiadamy komfort porannej i wieczornej modlitwy. Cieszymy się wolną chwilą, zanim założymy rodzinę, zanim rozmnożą się obowiązki zawodowe i domowe. A potem za kilka dekad, gdy dorosłe już dzieci opuszczą dom, możemy sięgnąć spokojnie po Biblię, lekturę duchową, różaniec etc. Jak jednak modlić się w – opisanym krótko powyżej – najbardziej obciążonym stresami okresie życia rodzinnego? Moje doświadczenie podpowiada, że zamiast przeżywać wyrzuty sumienia i zastanawiać się, czy ukraść kilka minut dnia Panu Bogu, czy własnej rodzinie, można (a nawet trzeba) pozostać w kontakcie ze Stwórcą na innej płaszczyźnie. Pierwszą taką płaszczyzną może być praca.
Warto zastanowić się, w jaki sposób swoje rozmowy z Bogiem prowadzili pierwsi rodzice, czyli Adam i Ewa? Jeszcze nie ułożono psalmów, nie wynaleziono Różańca ani pacierza. Pan przechadzał się po ogrodzie przy łagodnym powiewie wiatru. Zatrzymywał się przy swoich dzieciach. Pokazywali Mu z dumą rajski ogród. Wspominali zapewne dzień swojego stworzenia i chwilę, gdy Bóg szepnął: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!” (Rdz 1, 26). Pierwszym zamysłem Boga, pierwszym przykazaniem i poleceniem Stwórcy nie była więc poranna albo wieczorna modlitwa, ale pieczołowita troska człowieka o podarowaną im planetę, ogród, rośliny. Gdy Pan przechadzał się po rajskich dróżkach, ludzie z satysfakcją pokazywali mu wyhodowane róże, wypielęgnowane cytrusy, zadbane i nakarmione zwierzęta, zagrabione liście. Czuli w głębi serca, że w ten sposób odwdzięczają się swemu Ofiarodawcy, przywołują uśmiech na Jego twarzy, łagodzą bicie Jego serca.
Rajski ten obraz oczywiście utkany został na miarę naszych wyobrażeń. Ale idea pracy, zawarta w tym pierwotnym opisie, nie straciła swojej aktualności, o czym dobitnie przypominał Jan Paweł II w encyklice Laborem exercens. Słowa o panowaniu człowieka nad światem, czyli służeniu mu w ten sposób, aby rozwijał się w pięknej harmonii i radości, nadal pozostały miłą Panu ofiarą ze strony człowieka. Wspomniana encyklika kończy się słowami: „Chrześcijanin, który wsłuchuje się w słowo Boga Żywego, łącząc pracę z modlitwą, niech wie, jakie miejsce ta jego praca zajmuje nie tylko w postępie ziemskim, ale także we wzroście Królestwa Bożego, do którego wszyscy jesteśmy wezwani mocą Ducha Świętego i słowem Ewangelii” (nr 27).
W pewnej starej legendzie mieszkańcy dużego miasta budowali swoją katedrę. Codziennie rano ponad 100 murarzy, tragarzy i innych pomocników stawiało się do ciężkiej pracy. Pracę rozpoczynano od wspólnej modlitwy pod krzyżem. Biskup zauważył, że jeden z robotników często się spóźniał, przychodził już po modlitwie. Kiedy zapragnął go upomnieć, w nocy przyśnił mu się anioł. Ukazał mu owego robotnika w rodzinnym domu, kiedy rano pomagał żonie ubrać i nakarmić gromadkę dzieci. Bardzo pragnął zdążyć na modlitwę, ale niemal każdego dnia rodziły się nowe problemy: choroba dziecka, przypalone mleko, wybita szyba w oknie. Przybiegał do pracy z wyrzutami sumienia, ale po drodze wołał do Boga: „Nie zdążyłem na modlitwy, ale przyjmij Panie, cały mój wysiłek dnia dzisiejszego. Niech każda cegła zaniesiona na rusztowanie będzie jak jedna „zdrowaśka”, bo cegły są ciężkie, pot zalewa mi usta i nie zdołam wyszeptać ani jednego słowa”. Biskup ujrzał, jak anioł Pański z kielichem w ręku kroczył za robotnikiem po rusztowaniach i zbierał wszystkie krople jego potu. A potem zaniósł ten kielich do nieba. Pan uśmiechał się i pokazywał wszystkim aniołom i świętym, że ten rodzaj modlitwy jest Mu także niezwykle miły.
Soborowa konstytucja Gaudium et spes wyraziła tę samą prawdę językiem teologicznym: „Dla wierzących jest pewne, że aktywność ludzka indywidualna i zbiorowa, czyli ów ogromny wysiłek, przez który ludzie starają się w ciągu wieków poprawić warunki swego bytowania, wzięty sam w sobie odpowiada zamierzeniu Bożemu. (…) Dotyczy to także zwykłych codziennych zajęć. Mężczyźni bowiem i kobiety, którzy zdobywając środki na utrzymanie własne i rodziny tak wykonują swoje przedsięwzięcia, by należycie służyć społeczeństwu, mogą słusznie uważać, że swoją pracą rozwijają dzieło Stwórcy, zaradzają potrzebom swoich braci i osobistym wkładem przyczyniają się do tego, by w historii spełniał się zamysł Boży (nr 34).
Ludzka praca posiada wiele wymiarów: zarobkowy, społeczny, personalistyczny. Dla chrześcijan jest kontynuacją działa stworzenia. Praca istniała przed grzechem pierworodnym, choć wówczas – jak sądzimy – nie była tak wyczerpująca, ani uciążliwa. Nadal pozostała sposobem oddawania czci Bogu. Jeżeli więc nasze poranki są zbyt wypełnione gwałtowną bieganiną, jeżeli tempo życia uniemożliwia nam spokojne powitanie kolejnych dni naszej egzystencji, oddajmy Bogu chwałę wykonując bardziej świadomie wszystkie nasze codzienne prace: domowe, społeczne, zarobkowe. Włóżmy serce w wysiłek, pomyślmy o ludziach, którym służymy, podziękujmy w duchu, że również od nas zależy dzisiaj jakość istnienia maleńkiej cząstki świata. Można westchnąć na początku dnia o modlitewną pomoc świętych, którzy ukazali nam niezwykłe umiłowanie pracy, jak choćby św. Józef czy św. Benedykt. Ten ostatni jest autorem słynnego zawołania, w którym zawarł swoją ideę chrześcijańskiego życia: Ora et labora.- „Módl się i pracuj”. Benedykt nie napisał, że należy zachować proporcje: pół na pół. Wiedział, że każdy musi znaleźć swój „złoty podział”. Czasem życie zostawia nam więcej czasu na modlitwę, a czasem wymaga od nas więcej pracy. W obydwu przypadkach liczy się intencja serca, które chce oddać chwałę Panu. ■
Ks. Janusz Stańczuk
ks. dr Janusz Stańczuk - ksiądz archidiecezji warszawskiej, wykładowca Akademii Katolickiej w Warszawie, współpracownik miesięcznika „Anioł Stróż”,
autor m.in. wielu książek dla dzieci, wcześniej przez ponad 20 lat katecheta i rekolekcjonista.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!