Skazani na niepamięć
Wiele lat musiało upłynąć, aby liczne organizacje, przyjaciele i rodziny doczekały się dnia poświęconego pamięci Żołnierzy Wyklętych. Dlaczego było trzeba tak długo czekać i dlaczego nazywamy ich wyklętymi, w rozmowie z Grażyną Schlender, dyrektor Archiwum Państwowego w Kaliszu.
Dzień ten jak wiemy, został ustanowiony przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w 2011 r. z inicjatywy śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale dlaczego na obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych wybrano dzień 1 marca?
Grażyna Schlender: Data ta nawiązuje do faktu, że 1 marca 1951 roku po pokazowym procesie zostało rozstrzelanych siedmiu członków IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Organizacja ta była następcą powołanej przez generała Andersa Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj i toczyła walkę z UB, NKWD - rosyjskimi i polskimi komunistycznymi policjami politycznymi, domagając się wolnej i niepodległej Polski, w której będą rządzić wolni Polacy bez ingerencji sił radzieckich.
Dlaczego używamy w stosunku do partyzantów, którzy w latach 1945-1956 walczyli o wolną i niepodległą Polskę określenia Żołnierze Wyklęci, a nie po prostu partyzanci antykomunistyczni?
Rok 1945 nie przyniósł Polsce wolności, po prostu okupanta niemieckiego zastąpił radziecki, który wprowadzał komunizm i usiłował zbolszewizować kraj. W urzędach w miejsce obrazu Hitlera zwisł portret Stalina. Część partyzantów nie godziła się na to, nie złożyła broni i podjęła walkę z nowym okupantem o wolną, niepodległą i niezależną od Kremla Polskę. Władze Polski Ludowej robiły wszystko, żeby zniszczyć nową partyzantkę, nazywały ich bandytami, mordowali w majestacie komunistycznego prawa i usiłowały wymazać z historii. Komuniści nie tylko odebrali im życie, chcieli zabrać też pamięć o tych ludziach, by nikt nie wiedział o ich istnieniu i gdzie są ich groby. Komuniści zamordowanych patriotów grzebali w bezimiennych dołach śmierci. Zabraniali oznaczać te miejsca, by nie stały się obiektem kultu. To była przemyślana polityka ówczesnych władz komunistycznych tzw. Polski Ludowej. Po prostu chciano zabić pamięć o nich, tak by partyzanci ci zostali wyklęci z historii. Dlatego nazywamy ich Żołnierzami Wyklętymi.
Czy w Kaliszu i na ziemi kaliskiej działali partyzanci, których można nazwać Żołnierzami Wyklętymi?
Tak. W grudniu 1945 roku uczeń kaliskiego gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki Stanisław Spaleniak urodzony w Smółkach, utworzył na terenie gminy Koźminek oddział zbrojny liczący około 20 osób w wieku od 16 do 25 lat. Dopomogli mu w tym partyzanci z dużego oddziału kpt. Eugeniusza Kokolskiego ps. „Groźny”, którzy wyposażyli ludzi Spaleniaka w broń i mundury. Spaleniak i jego ludzie rozbrajali posterunki milicji i Służby Ochrony Kolei, niszczyli centrale telefoniczne, a w urzędach gminnych palili dokumentacje obciążającą rolników i wykazy obowiązujących wówczas dostaw obowiązkowych. Choć partyzanci Spaleniaka przeprowadzili kilkanaście takich akcji, nie zabili ani nawet nie ranili żadnego ubeka czy milicjanta. Pomimo to kiedy zostali ujęci w styczniu 1946 roku, Wojskowy Sąd Rejonowy w Poznaniu na sesji wyjazdowej w Kaliszu skazał dowódcę oddziału Stanisława Spaleniaka i trzech jego kolegów na karę śmierci. Wyrok wykonano w kaliskim więzieniu. Plutonem egzekucyjnym dowodził kat Wielkopolski komendant więzienia WUBP w Poznaniu Jan Młynarek. Zwłoki partyzantów Spaleniaka zostały wywiezione w nocy w nieznane miejsce i zakopane w dołach śmierci. Do dziś nie wiemy, gdzie się one znajdują. Poza tym trzeba wspomnieć dobrze znanego działającego na terenie ziemi kaliskiej, głównie w okolicach Ostrowa, Krotoszyna i Odolanowa porucznika Jana Kempińskiego „Błyska”. Został on skazany przez sąd wojskowy w Poznaniu na karę śmierci, rozstrzelany i w nocy wywieziony w nieznanym kierunku. To kolejny żołnierz Wyklęty, bowiem jego grobu do dziś nie udało się odnaleźć. Takich historii na terenie ziemi kaliskiej jest dużo więcej.
Prawda o Żołnierzach Wyklętych długo była przekłamywana, a nawet zacierana. Dlaczego wcześniej nie było wolno o nich mówić i czcić ich pamięci?
Jak wiemy czasy PRL nie były łatwe. Ówczesna partia, milicja i cenzura nie pozwalały mówić o niektórych faktach nawet tych histroycznych. Pomimo to, znany muzyk z lat 60. Krzysztof Klenczon, którego ojciec był Żołnierzem Wyklętym zdołał napisać piosenkę, którą widać cenzura uznała za utwór o nieznanym partyzancie z Armii Ludowej, bo pozwoliła tę piosenkę zaśpiewać Czerwonym Gitarom. Mowa oczywiście o utworze „Biały Krzyż”, w którym znajduje się zdanie „W szczerym polu biały krzyż nie pamięta już, kto pod nim śpi”. Przypomnę, że groby partyzantów AL były dokładnie oznaczone, często stały tam pomniki. Zapomniane były tylko groby Żołnierzy Wyklętych, a ojciec Klenczona Czesław choć należał do AK i WiN zdołał uciec, ukrywał się 10 lat pod zmienionym nazwiskiem. To jednak on stał się symbolem Żołnierza Wyklętego.
Proszę powiedzieć z perspektywy organizatorki, bo jak wiemy obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych organizowane są przez Archiwum Państwowe w Kaliszu, cieszą się zainteresowaniem kaliszan?
Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych kaliskie archiwum organizuje od 2018 roku. Tematyka ta spotkała się z dużym zainteresowaniem mieszkańców, zwłaszcza młodzieży. Główne obchody odbywają się na ulicy Łódzkiej pod więzieniem, gdzie komuniści wykonywali wyroki śmierci na wrogach tzw. Polski Ludowej. Szczególną nienawiścią komuniści pałali do Żołnierzy Wyklętych. Doktorowi Krystianowi Bedyńskiemu, który pracował w Służbie Więziennej w Kaliszu, udało się zebrać wspomnienia pracowników administracji kaliskiego więzienia, którzy pamiętali jeszcze czasy stalinowskie, opowiedzieli, gdzie wykonywano wyroki śmierci. Skazańcy polityczni byli mordowani w majestacie prawa w piwnicach kaliskiego więzienia. Zdarzało się także, że kat niespodziewanie strzelał skazańcowi w tył głowy na schodach prowadzących do piwnicy. W ten sposób egzekucje wykonywał m.in. Jan Młynarek - szef poznańskiego więzienia UB przy ulicy Młyńskiej. Po wykonaniu wyroku zwłoki ładowano na samochody i wywożono w okoliczne lasy, gdzie były grzebane w dołach śmierci. Jak widać komuniści bali się polskich patriotów nie tylko żywych, ale nawet martwych. Odebrano im prawo do pochówku w poświęconej ziemi z krzyżem i tabliczką z nazwiskiem.
Ilu Żołnierzy Wyklętych zostało zamordowanych w kaliskim więzieniu przez komunistów?
Udało nam się ustalić, że w latach 1945-1949 w kaliskim więzieniu życie straciło co najmniej 11 Żołnierzy Wyklętych. W 2024 roku na murach więzienia umieszczono tablicę z ich nazwiskami. Wysiłki komunistów, by odebrać im tożsamość spełzły na niczym. Archiwum jest tu łącznikiem między strasznym okresem stalinowskim a czasami dzisiejszymi. To my z pomocą IPN ustaliliśmy ich personalia.
Czy współczesne pokolenie jest zainteresowane losami Żołnierzy Wyklętych?
Kaliskie Archiwum prowadzi spotkania z młodzieżą, gdzie podejmujemy te tematykę. Pamiętam jak kilka lat temu opowiadałam młodzieży z II LO im. T. Kościuszki o ich kolegach, którzy w połowie lat 40. walczyli z systemem komunistycznym. Duże wrażenie zrobiła na nich historia Ziemowita, Glabiszewskiego ucznia tej szkoły i członka Polskiej Organizacji Podziemnej. Organizacja ta miała charakter propagandowy i walczyła z systemem plakatami i drwiną. Ziemowit uczeń szkoły wieczorowej był już dorosły i rysował bardzo złośliwe plakaty z komuchami powieszonymi na czerwonych krawatach, poza tym był uzbrojony. Kiedy ubecy usiłowali go zastraszyć i zwerbować do współpracy, w grudniu 1947 roku zatrzymali go przy ulicy Walki Młodych (obecnie Niecała), kiedy odprowadzał swoją sympatię Stefanię Walczakówną. Następnie usiłowali go przez park doprowadzić do siedziby UB przy ulicy Jasnej. W parku Ziemowit wyrwał się ubekom, zaczął uciekać i doszło do strzelaniny. W wyniku której Ziemowit ciężko ranny, w obronie własnej zastrzelił dwóch funkcjonariuszy UB. Wkrótce odbył się w Kaliszu pokazowy proces, na którym Ziemowit Glabiszewski został skazany przez sąd wojskowy na karę śmierci. Wyrok wykonano w kaliskim więzieniu. Historia ta wzbudziła wielkie zainteresowanie młodzieży, która była bardzo wzruszona. Szczególnie współczuli Stefani Walczakównej, która była także członkiem POP.
Archiwum w pewnym sensie pełni rolę Wajdeloty z Konrada Wallenroda Adam Mickiewicza i jest „łącznikiem między dawnymi, a nowymi laty”.
Dziękuję za rozmowę.
Arleta Wencwel - Plata
na zdjęciu Stefania Walczakówna
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!