TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Lipca 2025, 14:55
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Nie chodzi o mnie

Nie chodzi o mnie

wagner mary

Kto by pomyślał, że można zostać aresztowanym za rozmowę z kobietą w szpitalnej poczekalni. Okazuje sie, że tak, jeśli jest to klinika aborcyjna w Kanadzie. Rozmowa z Mary Wagner z Kanady, która walcząc w obronie życia nie boi się nawet więzienia, bo każde uratowane życie dziecka jest bezcenne.

Kiedy niektóre media pokazują obrońców życia stojących przed klinikami aborcyjnymi, robią to w taki sposób, by ukazać rzekomy fanatyzm i szaleństwo, jakimi charakteryzują się te osoby. Patrząc na ciebie odczuwam niesamowity pokój i spokój... Czyżbyś była jakimś wyjątkiem?
Mary Wagner: Nie sądzę, prawda jest taka, że demonstracje pro life, zarówno indywidualne, jak i grupowe, zawsze miały i mają pokojowy charakter, mam na myśli USA i Kanadę, natomiast władze państwowe traktowały demonstrantów w sposób brutalny, aresztując ich jak przestępców i szykanując. W Kanadzie skończyło się to tym, że większość ludzi zaczęło po prostu zajmować się swoim życiem. Niektórzy również w obawie o swoją karierę czy pracę.

A wszystko zaczęło się w roku 1969, kiedy w Kanadzie zatwierdzono prawo do aborcji.
Początkowo prawo to miało zasięg ograniczony (było podobne do tego, jakie obecnie obowiązuje w Polsce), ale pod koniec lat 80. zostało rozszerzone i w ten sposób dzisiaj dzieci nienarodzone nie mają praktycznie żadnej ochrony. To brzmi strasznie, ale w Kanadzie dziecko staje się człowiekiem dopiero, gdy się urodzi i samodzielnie oddycha. Według szacunków każdego roku zabijanych jest u nas około stu tysięcy dzieci, ale szacunki te dotyczą tylko aborcji, a przecież są jeszcze szeroko rozpowszechnione środki zwane antykoncepcyjnymi, a w rzeczywistości niektóre z nich są wczesnoporonne.

Mary, powiedz co się dzieje z twoją ojczyzną? Kwestia podejścia do dzieci nienarodzonych jest problemem odosobnionym, czy mamy do czynienia z większą ilością trudnych spraw, które składają się na obraz jakiegoś moralnego, a może nawet cywilizacyjnego upadku kraju, który szczyci się najwyższymi standardami jakości życia?
Myślę, że stopniowe odchodzenie od Boga i oschłość, a nawet wrogość wobec Niego jest procesem kluczowym w wyjaśnianiu tego wszystkiego, co się u nas i nie tylko u nas dzieje. Jeżeli do tego dodamy rewolucję seksualną, niezrozumienie tego, co Paweł VI napisał w Humanae vitae i w konsekwencji przekonanie, że antykoncepcja jest czymś dobrym, co pozwala prowadzić nieograniczone życie seksualne i jej używanie stało się czymś normalnym i, niestety, oprócz wielu ludzi świeckich, którzy tak myśleli, byli również liczni przedstawiciele kleru popierający te rozwiązania, to trudno się dziwić, że doprowadziło to do dzisiejszego stanu. Mamy to, co przepowiedział Paweł VI, czyli załamanie i rozbicie rodziny, dostępną bez ograniczeń aborcję i wszystkie inne dotykające tradycyjnie rozumianej rodziny problemy. Myślę, że to wszystko miało punkt zwrotny w czasach Pawła VI, kiedy pozostał on osamotniony w swoim nauczaniu, a świat poszedł inną drogą. Mentalność antykoncepcyjna szybko przerodziła się w mentalność aborcyjną.

Wydaje się, że na początku opór przeciwko prawu do aborcji był znacznie silniejszy niż dzisiaj, zarówno w USA, jak i w Kanadzie. Kiedyś były to wielkie manifestacje, a dzisiaj najczęściej pojedyncze osoby.
Rzeczywiście w ruch pro-life początkowo zaangażowanych było wiele osób, szacuje się, że było ich więcej niż w ruchach popierających prawa dla Afroamerykanów, ale represje były bardzo silne. W USA wprowadzono zasadę recydywy, mianowicie jeżeli ktoś był aresztowany po raz czwarty z tego samego paragrafu, groziło mu nawet dożywocie. I jak powiedziałam ludzie zaczęli się bać o swoje życie, rodzinę i pracę... 

Nie wszyscy jednak się wystraszyli i tutaj musimy przedstawić Lindę Gibbons, o której mówisz podczas wszystkich swoich spotkań.
Tak, Linda jest niesamowitą, dzisiaj już starszą 68-letnią osobą, mamą, babcią i prababcią, od lat zaangażowaną w obronę życia. Poznałam ją około 15 lat temu, bo słyszałam, że od wielu lat podchodziła do kobiet przed klinikami aborcyjnymi i próbowała je przekonać do zachowania dzieci. Kiedy wokół klinik aborcyjnych wprowadzono strefy ochronne, aby uniemożliwić obrońcom życia kontakt z kobietami chcącymi usunąć ciążę, Linda zupełnie się nie przestraszyła i dalej prowadziła swoją kampanię, spacerując przed klinikami z transparentem przedstawiającym nienarodzone dziecko z napisem: „Mamo dlaczego? Przecież mam tyle miłości do przekazania”. To było dla mnie wstrząsem, że była gotowa nawet na więzienie dla obrony życia. I tak stała się dla mnie inspiracją i wsparciem. Nawet przeprowadziłam się bliżej Lindy, do Ontario, aby wspierać ją w działaniu. Linda spędziła w więzieniu w sumie już ponad dziesięć lat, tylko dlatego, że uznawano, że zbyt blisko podchodziła do klinik aborcyjnych ze swoim transparentem. Teraz też czeka na kolejny proces po ostatnim aresztowaniu, które miało miejsce w sierpniu.

Twoja strategia jest nieco inna, prawda?
Tak, Linda po prostu przemawia przez transparent, ja natomiast próbuję do samego końca, modlitwą i rozmową wpłynąć na decyzję kobiet. Staram się wejść do kliniki, do poczekalni i próbuję rozmawiać, czasami po prostu wręczam kobietom oczekującym na aborcję białą różę z karteczką, gdzie jest wyjaśnione, że nie muszą tego robić sobie i swoim dzieciom, nie muszą ich zabijać.

I właśnie za to byłaś wielokrotnie aresztowana, a ostatnio spędziłaś w więzieniu niemal dwa lata. Co było najtrudniejsze?
Więzienia kanadyjskie nie są aż tak ciężkie, jak te w USA, warunki życia i jedzenie są do zaakceptowania. Problemy są z opieką medyczną i dostępem do lekarstw, ponieważ wiele osadzonych kobiet jest uzależnionych od narkotyków i władze więzienne bardzo restrykcyjnie traktują dystrybucję lekarstw. Oczywiście tęskniłam za bliskimi, ale też miałam okazję do wielu rozmów z innymi osadzonymi kobietami. Około 80-90% z nich dokonało przynajmniej jednej aborcji i myślę, że rozmowa ze mną była im pomocna, bo starałam się ich nie potępiać.

Obecnie masz zakaz zbliżania się do klinik aborcyjnych przez dwa lata. Jeśli go złamiesz trafisz do więzienia na kolejne dwa lata. Jakie są twoje zamiary?
Nie wiem, oddaję to wszystko Bogu, ale w głębi serca czuję pragnienie powrotu do tych miejsc, do mojej misji. Miłość do braci i sióstr czasami wymaga wielkich poświęceń. Mam nadzieję, że to wszystko doprowadzi do zmiany nieludzkiego prawa w moim kraju.

Nie zadam pytania o skuteczność twoich działań, bo znam twoją odpowiedź i ją podzielam: choćby dla jednego uratowanego dziecka warto zrobić wszystko, ale chciałbym, żebyś opowiedziała Czytelnikom sytuację, która szczególnie zapadła ci w pamięć...
Siedziałam w poczekalni kliniki aborcyjnej z czterema kobietami próbując rozmawiać i dostarczyć im ulotki z informacją o miejscach, w których mogą uzyskać pomoc, ale one opuściły głowy, jakby nie chciały mnie słuchać. Wówczas zaczęłam opowiadać o pogrzebie, w którym uczestniczyłam w stanie Michiagan i o siedemnastu małych trumienkach, które zawierały ciała dzieci. Kiedy powiedziałam, że zostały one zebrane ze śmietnika, gdzie zostały wyrzucone po aborcji jedna z kobiet spojrzała na mnie absolutnie zszokowana, po czym napisała wiadomość ze swojego telefonu komórkowego, wstała i wyszła. Nigdy później jej nie spotkałam, ale w sercu jestem przekonana, że ocaliła swoje dziecko, a Jezus się mną posłużył. 

Czy wasze działania, mam na myśli Lindę, ciebie i innych działaczy pro-life mają oddźwięk w opinii publicznej i sprawiają, że w Kanadzie zmieniają się proporcje pomiędzy zwolennikami „za życiem” i zwolennikami „za wyborem”?
Niestety, szczerze mówiąc wygląda na to, że postawy przeciwko życiu pogłębiają się, kobietom w ciąży bardzo często w pierwszym zdaniu proponuje się aborcję. Problemem jest również to, że wiele osób opowiada się za tzw. wyborem, nie do końca zdając sobie sprawę, co to oznacza. Kiedy w rozmowie drążymy temat, pytając co konkretnie wybierają, często rozmowa się kończy. Czasami jest to związane z tym, że wiele kobiet, właściwie co czwarta kobieta w Kanadzie, ma za sobą aborcję i ładnym sformułowaniem „za wyborem” próbują się usprawiedliwić, czy zagłuszyć wyrzuty sumienia.

Mary, podczas spotkania z młodzieżą we Wrocławiu na pytanie, czy masz dzieci, odpowiedziałaś, że masz nadzieję posiadać mnóstwo dzieci duchowych. Czy to znaczy, że nie masz zamiaru założyć własnej rodziny?
Kiedyś miałam takie plany. Kiedy byłam młoda, myślałam o wyjściu za mąż i dzieciach, ale szybko zrozumiałam, że Bóg oczekuje ode mnie czegoś innego. Wstąpiłam nawet do zakonu i odbyłam nowicjat, ale właśnie tam dotarło do mnie, że owszem Bóg chce mojego serca, ale nie w ten sposób, nie w klasztorze. Opuściłam więc tę wspólnotę i złożyłam prywatne śluby. Po prostu wiem, że On chce mojego serca i będzie mi wskazywał, w jaki sposób w codziennym życiu Mu je oddawać. Podczas mojego pobytu w zakonie zrozumiałam, że chodzi po prostu o miłość do Jezusa.

Rozumiem, że twoja batalia w obronie życia nienarodzonych jest częścią, może najtrudniejszą, tej miłości do Jezusa. Ale chciałbym wiedzieć, czym jeszcze jest ta relacja wypełniona?
Oczywiście tak często, jak to jest możliwe staram się uczestniczyć we Mszy Świętej, bardzo lubię modlitwę w ciszy i myślę, że tym przede wszystkim karmi się moja relacja z Bogiem. Ciągle jestem też w procesie odkrywania życia kontemplacyjnego na co dzień i myślę, że pod tym względem najlepsze jest ciągle jeszcze przede mną.

Czy widziałaś już film „Nie o Mary Wagner” Grzegorza Brauna?
Widziałam, co prawda w polskiej wersji językowej, ale jestem mu wdzięczna za ten tytuł, bo tu naprawdę nie chodzi o mnie i za tę próbę pokazania, co się dzieje w Kanadzie i mam nadzieję, że ten film będzie
ostrzeżeniem dla innych krajów.

Czy odwiedzasz również inne kraje opowiadając o twojej misji ochrony nienarodzonych?
Polska jest pierwszym krajem. Myślę, że muszę się też modlić o taką możliwość mówienia innym o  konieczności obrony poczętego życia, również dlatego że w ten sposób otrzymuję jakby potwierdzenie Bożej woli, co do mojej osoby i tego, czego On ode mnie oczekuje. Ale z drugiej strony po takich dłuższych okresach zawsze mam pragnienie powrotu do matek i ich nienarodzonych dzieci, aby im pomagać podjąć dobre decyzje. Myślę, że ważniejsze jest robienie tego, do czego czuję się powołana, niż mówienie o tym.

Zdecydowanie, może kiedy będziesz w wieku Lindy będzie czas na opowiadanie o wszystkim...
Dokładnie tak... (śmiech). Ale chciałabym podziękować wszystkim Polakom. Kiedy byłam w więzieniu dostałam wiele listów poparcia. Listy były z różnych państw, ale więcej niż połowa z waszego kraju i również teraz spotykam się z wielkim wsparciem i zaangażowaniem.

Słyszałem twoje świadectwo na temat św. Maksymiliana Kolbego i o tym, jak wielkim przeżyciem było dla ciebie wizyta w celi jego śmierci w Oświęcimiu, ale chciałbym cię zapytać o innego Świętego. W Kaliszu mamy sanktuarium św. Józefa i jemu zawierzamy przede wszystkim obronę rodziny i poczętego życia. Wszak był on pierwszym pro-liferem chroniąc nienarodzone Dziecię Jezus. Czy masz jakieś szczególne nabożeństwo do św. Józefa?
Dziękuję ci za to pytanie i przypomnienie. Dla mnie św. Józef jest takim świętym ukrytym i doceniam bardzo jego ukryte życie i wzięcie odpowiedzialności za małego Jezusa, ale muszę ci powiedzieć, że twoje słowa są dla mnie wyzwaniem i zaproszeniem, aby widzieć w nim bardziej patrona naszych prób ratowania nienarodzonych dzieci i chronienia matek przed tak dla nich destrukcyjną decyzją.

Proszę więc, byś czuła się zaproszona do naszego sanktuarium, wiem, że to będzie niemożliwe podczas tej wizyty, bo twój program jest tak przeładowany, że chyba tylko Bóg daje ci siły, by temu podołać. Ale podczas następnej wizyty czekamy na ciebie w Kaliszu, a w międzyczasie będziemy wspierać twoją misję naszą modlitwą w polskim Nazarecie, jak nazywamy sanktuarium św. Józefa.
Niech Bóg ci błogosławi.

rozmawiał ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!