Jak się drzewiej dziecię witało
Porodem dyrygowała wiejska babka, a zanim niemowlę zostało ochrzczone kobietę obowiązywał kościelny wywód – dziś te stare zwyczaje związane z narodzinami dziecka mogą wzbudzać zdziwienie, a nawet sprzeciw, ale na pewno warto o nich przeczytać.
Od najdawniejszych czasów dom rodzinny pełnił ważną rolę w życiu człowieka. Wielkie przemiany współczesne dokonały zmian w różnych sferach życia. Dziś o wielu zwyczajach już zapomniano, ale o niektórych z nich chcę napisać w tym artykule.
Domowe porody
Narodziny dziecka odbywały się w domu. W warunkach domowych rodziły kobiety biedne i bogate, królowe, arystokratki, szlachcianki, mieszczanki i kobiety z ludu. Rodziły w komnatach, paradnych sypialniach, łożach z baldachimem, w skromnych izbach. Mężczyźni nie byli obecni przy porodzie, nie dopuszczano ich do łoża rodzącej, a bywało to prawdziwe łoże boleści. Bogatym kobietom pomagali niekiedy lekarze. Do rodzących wiejskich kobiet zbiegały się najbliższe sąsiadki, a dyrygowała wszystkim nieuczona, wiejska położna nazywana babką czy krajbabką.
Dopiero w końcu XVIII wieku pojawiły się pierwsze akuszerki szkolone przez lekarzy i działające pod ich nadzorem. To one pomagały przy porodzie, zwłaszcza kobietom ubogim, ale również nadzorowały tzw. wiejskie babki, które odbierały porody. Pierwsza szkoła położnictwa została utworzona w Polsce w 1870 roku. Odpowiednio przeszkolone akuszerki pojawiały się w domach na wezwanie, gdzie odbierały porody, wykonywały niezbędne zabiegi przy położnicy i noworodku. Nigdy nie brakowało im zajęć ani zarobku. Jeszcze w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku domowe porody były regułą.
Kościelny wywód
Kiedy dziecko było już na świecie dla matki następował czas zwany połogiem. Był to czas, w którym kobieta uchodziła za „nieczystą”. Okres ten był obwarowany różnymi obrzędami i przepisami izolacyjnymi, których należało ściśle przestrzegać do oczyszczającego kobietę kościelnego wywodu. Zakaz dotyczył kontaktów społecznych, sąsiedzkich i towarzyskich, a także udziału w ceremoniach kościelnych. Wywód był praktyką powszechną, chociaż Kościół katolicki nie uważał kobiet w połogu za nieczyste. Katoliczki w Polsce odprawiały wywód dobrowolnie. Najczęściej nakłaniał je do tego obrzędu przechodzący z pokolenia na pokolenie obyczaj.
W rytuale Kościoła rzymskokatolickiego wywód był uroczystym błogosławieństwem położnic, czyli kobiet po porodzie. Podczas tego obrzędu kobiety klęczały na schodach prowadzących do kościoła albo w kruchcie i tam słuchały Mszy św., trzymając w rękach zapaloną świecę i różaniec. Po nabożeństwie kapłan przy ołtarzu odmawiał przewidziane na tę uroczystość modlitwy, potem wychodził po położnicę, błogosławił ją i kropił wodą święconą, a czasami obchodził z nią wokoło ołtarza. Niekiedy wywód był łączony z chrztem dziecka, ale najczęściej były to dwie odrębne ceremonie odprawiane w innych terminach.
Po wywodzie kościelnym kobieta odwiedzała najbliższych sąsiadów na znak, że skończył się dla niej okres izolacji i może wrócić do codziennych zajęć. Często kobiety urządzały spotkania dla rodziny i sąsiadów z poczęstunkiem, na które zapraszano wiejską babkę i wszystkie inne osoby, które pomagały przy porodzie
Chrzest jak najszybciej
W społeczeństwach chrześcijańskich chrzest był elementem wprowadzającym dziecko do społeczności wiernych. Jego tradycja sięga czasów apostolskich, a od V wieku ceremonia stała się powszechna. Wigilia Zmartwychwstania Pańskiego i Zesłania Ducha Świętego to dwie daty, kiedy początkowo udzielano chrztu i zawsze odbywało się to uroczyście. W Kościele Zachodnim praktykę tę realizowano także w czasie takich świąt jak: Boże Narodzenie, Objawienie Pańskie, św. Jana Chrzciciela. W wyjątkowych sytuacjach takich jak choroba dziecka, niebezpieczeństwo wojny czy śmierci, władze Kościoła dopuszczały możliwość chrztu również w inne dni roku. Dziecko należało ochrzcić jak najszybciej, w czasie nie dłuższym niż 30 dni od jego przyjścia na świat.
Jeżeli chodzi o czas, w jakim należało przynieść nowo narodzone dziecko do Kościoła to istniało kilka punktów widzenia. Na Soborze Trydenckim potwierdzono zasadę, która przyjęta była od XI wieku, aby sakramentu chrztu udzielać w kościele parafialnym.
Na wsi dziecko niesiono do kościoła zwyczajnie owinięte tylko płachtą lub w poduszce, w koszulce, czepku i powijakach, Niekiedy zimą matka chrzestna albo babka nosaczka chowała dziecko pod własną, wielką i grubą chustę naramienną. Z czasem, wzorem bogatych rodzin, niemowlaka ubierano w specjalne uroczyste szatki chrzcielne: długą, białą koszulkę lub sukienkę lnianą albo jedwabną z białym haftem. W późniejszych czasach dziecko zakładano ubranka z detalami różowymi dla dziewczynek i niebieskimi dla chłopców. Przed udaniem się do kościoła matka chrzestna podawała dziecko rodzicom do pocałowania, aby było pogodne, czułe, kochające rodziców i krewnych oraz przyjazne ludziom.
Wybór imienia
Ważną sprawą był także wybór imienia. Zjawisko nadawania imienia możemy spotkać już w czasach przedchrześcijańskich, kiedy wierzono, że imię ma znaczenie magiczne i będzie przez całe życie oddziaływało na tego, kto je nosi. Imiona takie jak Bolesław, Unisław, Cieszymir, a więc takie, które zawierały zakończenia na –sław czy –mir były często i chętnie wybierane. Popularnością cieszyły się również te zakończone na –gost np. Radgost, czy związane z walką jak Branisław czy Borzywoj. Nadawano także imiona, które wiązały się z pewnymi życzeniami, jakie kierowano w stronę osób, które miały je nosić np. Witoma miał być witany, Luboma - lubiany itp., jak również nadawano imiona będące nazwami zwierząt np. Lis, Baran, Jeż. Jeżeli w jakiejś rodzinie zmarło dziecko, to kolejnemu nowo narodzonemu maleństwu nadawano imiona mające wskazać, że dziecko to jest obce, że do rodziny nie należy lub, że nie jest kochane, np. Niemój, Nielub, Najdus.
Najczęściej decydowali o tym rodzice, zgodnie z tradycją, obyczajem rodzinnym czy własnymi upodobaniami. Często imię „przyniosło sobie dziecko”, czyli nadawano imię patrona dnia, w którym się urodziło. Nadawano także imię babci, dziadka, krewnych czy dobrodziejów. Niekiedy syn pierworodny dziedziczył imię po ojcu, dziadku, pradziadku. Dzieciom dawano także imiona świętych, szczególnie czczonych patronów znanych sanktuariów lub własnych parafii. Chłopcy nosili imiona: Józef, Jan, Franciszek, Ignacy, Michał, Wojciech, Stanisław, Kazimierz (święci patroni), Mieczysław, Bolesław, Zygmunt (królowie Polski). Imiona dziewczynek to Maria (na cześć Matki Boskiej, często przez szczególny szacunek w wersji Marianna, uważano, że Maria to wyłącznie Matka Jezusa), Zofia, Tekla, Róża, Rozalia, Teresa, Helena, Anna, Barbara, Jadwiga, Wanda, Kunegunda. Dzieciom nadawano też imiona, które stawały się modne: Joanna, Agnieszka, Beata, Jolanta. Popularne były imiona bohaterów utworów literackich: Justyna, Wiesław, Konrad, Grażyna. W społecznościach wiejskich w kwestii wyboru imienia radzono się księdza, a zdarzało się, że ksiądz sam nadawał imiona, nie licząc się ze zdaniem rodziców lub wbrew ich woli.
Wychowywanie chrześniaka
Doniosłą rolę spełniali rodzice chrzestni, zwani kumami, kumotrami lub putkami. To oni byli najważniejszymi, po kapłanie celebransie, mistrzami ceremonii jako opiekunowie obrzędowi chrześniaka. Kodeks prawa kościelnego właśnie na rodziców chrzestnych nakładał odpowiedzialność za religijne wychowanie dziecka i wpajanie mu zasad chrześcijańskiej moralności i pobożności. Oni zostali też zobligowani do wspomagania rodziców we wszystkich obowiązkach wychowawczych i opiekuńczych aż do osiągnięcia przez chrześniaka dojrzałości i samodzielności. Chrześniacy natomiast zobowiązani byli do posłuszeństwa i okazywania szacunku chrzestnym.
Wybór był sprawą wielkiej wagi. Najczęściej proszono osoby z najbliższej, czasem dalszej rodziny. Chrzestnymi zostawali zwykle dziadkowie, ciocie, wujkowie, bliscy kuzyni, rzadziej serdeczni przyjaciele domu. Zwracano uwagę, aby były to osoby poważne, cieszące się szacunkiem, sympatią, uczciwe, o dobrym charakterze i pogodnym usposobieniu, ponieważ wierzono, że chrześniak może przejmować ich cechy.
Z narodzeniem dziecka i chrztem związanych było jeszcze więcej zwyczajów, ale nie sposób opisać ich wszystkich w tym artykule. Polecam zatem książkę Barbary Ogrodowskiej „Polskie tradycje i obyczaje rodzinne”. Warto sięgnąć po tę publikację. ■
Tekst Ewa Kotowska- Rasiak
Zdjęcie: Biblioteka Narodowa Polona
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!