TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 27 Lipca 2025, 20:21
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jak Opiekun z Józefem czyli kto się kim Opiekuje?

Jak Opiekun z Józefem czyli kto się kim opiekuje?

jozefZ okazji  400. rocznicy śmierci ks. Piotra Skargi zorganizowano mnóstwo wydarzeń, a nasz Parlament ogłosił nawet Rok ks. Piotra Skargi. Na 400-lecie Lipska zagrało Lady Pank. A my, nasz skromny jubileusz 400. numeru „Opiekuna” chcemy zaznaczyć powrotem do źródeł, czyli do św. Józefa, którego cześć nasze pismo ma szerzyć, a okazuje się, że tak naprawdę to on troszczy się o nas. 

Chciałbym przypomnieć trzy epizody, które na różne sposoby opisują obecność św. Józefa w pracy naszej redakcji. Kilka lat temu w bazylice św. Józefa odbywało się spotkanie grup modlitewnych, już nie pamiętam, czy z całej Polski, czy może tylko z naszego regionu, ale też nie potrzebujemy tych szczegółów. W każdym razie spotkanie przebiegło zgodnie z planem i jak zawsze w „Opiekunie” ukazała się relacja wraz ze zdjęciami. Po kilku dniach otrzymałem list od księdza, który był głównym organizatorem tego spotkania, z nieukrywaną pretensją, że jego nazwisko nie pojawiło się w pisemnej relacji, nawet fakt, że był on uwieczniony na jednym ze zdjęć, okazał się być niewystarczający. Oczywiście, było to z naszej strony niedopatrzenie i należałoby wspomnieć osobę, która włożyła w przygotowania wiele trudu. Jednakże tym, na co chciałbym zwrócić uwagę jest fakt, że ów kapłan w swoim liście, jeszcze raz podkreślę, ze słusznymi pretensjami, posłużył się pewną figurą retoryczną, zadając kilka pytań, typu: ,,Wszystko się samo zorganizowało? Orkiestra sama się zaprosiła? Poczęstunek sam się przygotował?” I temu podobne pytania. I na koniec, jak przypuszczam nieco ironicznie, sam sobie odpowiedział: ,,Ach nie, to wszystko Święty Józef sam zrobił...”

Za dużo czy za mało?

I sęk w tym, że ten kapłan chciał być ironiczny, a tymczasem wypowiedział prawdę, o której bardzo często zapominamy. My naprawdę sobie nie zdajemy sprawy z pełni działania św. Józefa w naszym mieście, w naszej diecezji, w naszej gazecie, a czasem wręcz w sposób godny pożałowania je deprecjonujemy. Tego właśnie dotyczy drugi epizod. Tuż na początku mojej pracy w redakcji miałem okazję poznać pewną osobę, która podarowała mi nawet swoją publikację naukową na temat prasy lokalnej, zapewniając mnie, że jest też rozdział poświęcony prasie katolickiej a zwłaszcza „Opiekunowi”. Jakież było moje zdumienie, gdy znalazłem tam opis treści naszego Dwutygodnika, a w nim stwierdzenie, że przez kilka początkowych lat na łamach znajdowała swoje miejsce stała i obszerna rubryka dedykowana św. Józefowi, która stopniowo ulegała uszczupleniu, by później niemal zaniknąć. I faktycznie opis ten odzwierciedla rzeczywistość pewnego okresu w naszej historii, ale tym, co wzbudziło moje zdumienie był komentarz, który przytaczam z pamięci: „Krótko mówiąc, na zasadzie: im mniej o św. Józefie, tym lepiej” Że co? Że im mniej o św. Józefie w piśmie, które w swoim tytule do niego się odwołuje, tym lepiej? Toż to tak, jakby powiedzieć, że im mniej miłości w małżeństwie, tym lepiej, albo, że im mniej kakao w czekoladzie, tym lepiej. Ja rozumiem, że żyjemy w czasach, kiedy esencjalne przestaje być esencjalne, a szczytem mody są różne słodziki bez cukru, itd., ale wszystko ma swoje granice. I przede wszystkim odcięcie się od korzeni nie kończy się niczym innym, jak powolnym umieraniem. A my, jako „Opiekun” bynajmniej umierać nie chcemy i dlatego nasze korzenie są dla nas bardzo ważne i do nich wracamy. 

As, nie w rękawie, a w tytule

I tego właśnie dotyczy trzeci epizod, który chcę przypomnieć. Nasza redakcja kilka razy zmieniała swój adres i kiedy ja rozpocząłem w niej  pracę, znajdowaliśmy się dosłownie w piwnicy ;-) Po pewnym okresie pomyślałem, że może jednak warto byłoby wyjść z podziemia, w końcu nie jesteśmy pismem drugiego, czy trzeciego obiegu, a oficjalnym dwutygodnikiem diecezji. Wszystko sobie pięknie przemyślałem, sprawdziłem wszystkie elementy układanki i okazało się, że można je poukładać w inny sposób, tak aby wszyscy byli zadowoleni, a nasza redakcja mogła pracować dwa piętra wyżej. Napisałem odpowiednie pismo, załączyłem wyrazy szacunku, z góry podziękowałem i czekałem na odpowiedź, która nie mogła być negatywna, no bo przecież wszystko pasowało. Podczas wieczornych spacerów, czy joggingu w myślach „projektowałem” nasz nowy wystrój. Odpowiedź przyszła w spodziewanym terminie... negatywna. Najpierw, nie powiem, zdenerwowałem się. Ale później przyszła refleksja: przecież to nie jest moje dzieło, za bardzo w siebie uwierzyłem (nie pierwszy raz i pewnie, niestety, nie ostatni), pismo nie nazywa się, jak to ostatnio modne (vedi Tygodnik Lisickiego) Dwutygodnik Klimka, ale nazywa się „Opiekun”. Ku czci Świętego Józefa. I wtedy zdałem się na św. Józefa, jak niegdyś siostry loretanki w Santa Fe w sprawie słynnych schodów. No i podobnie, jak w przypadku sióstr i pewnie milionów osób na świecie, św. Józef nie zawiódł i jak zawsze zaopiekował się dziełem sobie powierzonym.

I to właśnie dzięki niemu ten kolejny 400., jubileuszowy numer „Opiekuna”, podobnie, jak sto poprzednich, (Chwała Panu!) został przygotowany do druku w naszej pięknej, słonecznej redakcji na pierwszym piętrze. Może trudno w to uwierzyć, ale Świętemu, któremu ciągle się wypomina, że na kartach Ewangelii nie zapisano choćby jednego jego słowa, poświęciliśmy przez te wszystkie lata niemal 450 artykułów, nie licząc krótkich materiałów informacyjnych. Ktoś zapyta: I co wyście w tych wszystkich artykułach pisali? Postaram się, choćby pokrótce przypomnieć główne więzy tego starego dobrego małżeństwa, jakim jest nasz dwutygodnik i jego patron.

Kaliski i nie tylko

Już od pierwszego numeru i jego zawartości można było zauważyć, że jedną z głównych i ciągle obecnych form szerzenia kultu św. Józefa będzie towarzyszenie wszelkim uroczystościom, pielgrzymkom i wydarzeniom odbywającym się w kaliskiej bazylice. Na łamach „Opiekuna” zawsze można znaleźć najpierw zaproszenia, a później sprawozdania, reportaże i fotorelacje dotyczące życia sanktuarium. Nawet w czasach, kiedy opadł pierwszy entuzjazm i wydawało się, że będzie coraz trudniej o nowe materiały dotyczące Świętego, zawsze obecne były materiały z bazyliki. Dzięki „Opiekunowi” cała diecezja mogła i może w pewien sposób „uczestniczyć” w życiu swojej duchowej stolicy. Ale jakkolwiek bliższa koszula ciału, to jednak nie ograniczaliśmy się nigdy tylko i wyłącznie do Wizerunku Kaliskiego, ale przybliżaliśmy również inne dzieła sztuki z postacią Cieśli z Nazaretu, sanktuaria rozsiane po Polsce i świecie, a także Świętych odznaczających się szczególną czcią do św. Józefa, jak choćby Mary McKillop, czy brat Andrzej z Montrealu. 

Teologia i duchowość

Jednakże, kiedy człowiek zaprzyjaźnia się ze Świętym Józefem, właściwie nie jest możliwe, aby zatrzymać się na powierzchni, na obrazie. Prędzej, czy później jest się wciągniętym w głębię, bo św. Józef służy najważniejszym prawdom naszego zbawienia. Pewnie, proponowanie treści teologicznych jest bardzo poważnym wyzwaniem, aby z jednej strony nie zostały one przez Czytelników pominięte ze względu na zbyt hermetyczny język, a z drugiej strony, aby się nie dyspensować od ich publikacji, bądź banalizować je. Święty Józef „przyprowadził” na nasze łamy znamienitych autorów, którzy w sposób przystępny (no, może nie zawsze ;-) tłumaczyli nam ważne misteria, jak choćby ojciec Tarcisio Stramare, który przypomniał nam, że „Kościół potrzebował nauczyć się od św. Józefa, jak szukać własnej tożsamości, jak słuchać i być posłusznym Jezusowi, jak służyć zbawieniu”. Ks. prof. Konecki zapewniał: „to nic, że Biblia mówi o św. Józefie tak niewiele, bo mówi o nim liturgia, będąca uobecnieniem zbawczych czynów i słów Jezusa”, a ojciec Joseph M. Verlinde, podkreślił, że w uzdrowieniu wewnętrznym „św. Józef jest szczególnie pomocny, kiedy zranienia pochodzą od własnego ojca, tak samo jak Maryja jest kanałem Bożej miłości w zranieniach spowodowanych, często nieświadomie, przez własną matkę”. I można tak wymieniać jeszcze bardzo długo, ale przecież wystarczy sięgnąć do archiwalnych numerów, lub na naszą stronę internetową.

Gdybym był zabobonny siedziałbym cicho, żeby nie zapeszyć, ale od kiedy mocniej staramy się o obecność św. Józefa na naszych łamach, pomimo ogólnego trendu spadkowego w czytelnictwie gazet w Polsce, nasz nakład powoli, ale systematycznie rośnie. Niektórzy uważają, że to z powodu lepszej szaty graficznej. Naiwni. A św. Józef, jak to on, milczy.

ks. Andrzej Antoni Klimek

Fot. Święty Józef w jednym z kościółków (nazywanym Kaplicą Źródełka)
na terenie sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe (Meksyk)


Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!