TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 25 Lipca 2025, 16:34
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Z rozrywką w kościołach trzeba ostrożnie, a Msza nie jest atrakcją

Z rozrywką w kościołach trzeba ostrożnie, a Msza nie jest atrakcją

W Italii prawie wszyscy interesują się piłką nożną. Ale jak zauważyliście napisałem prawie, bo rzeczywiście nie wszyscy. A czy jest coś, czym interesują się wszyscy Włosi? Bardzo bym chciał, żeby tu chodziło o Pana Boga, no ale niestety tak nie jest. Natomiast chyba wszyscy interesują się San Remo i nie chodzi o to malowniczo położone miasteczko jako takie, ale o odbywający się tam już od 75 lat Festiwal Piosenki Włoskiej. Niedawno odbyła się kolejna edycja i oczywiście wszyscy komentują jej przebieg, począwszy od dziennikarzy, przez polityków po naukowców. Biskupi? Oczywiście! Ba! Biskup Antonio Suetta, który od 2014 roku przewodniczy diecezji Ventimiglia-San Remo i w przeszłości czasami krytykował niektóre antykatolickie wystąpienia wykonawców, w tym roku był bardzo zadowolony, a nawet pozwolił, po raz pierwszy, jednemu z artystów wystąpić w konkatedrze. Tak to tłumaczył: „Pozwoliłem Cristicchi’emu zaprezentować wydarzenie w bazylice konkatedralnej, ponieważ od razu zrozumiałem w jego prośbie i postawie chęć i entuzjazm dzielenia się drogą badań duchowych, niewątpliwie związanych z wymiarem religijnym. Nie był to ściśle koncert, ale raczej wspólnie przygotowane wydarzenie, podczas którego wstępna modlitwa odśpiewana przez chór i końcowe odmówienie „Ojcze nasz” wkomponowały świadectwo Simone, poprzez niektóre jego pieśni, w kontekst własnej historii przeniesionej na cud poszukiwania Boga. Liczni uczestnicy zareagowali na to postawą ciszy i skupienia. Dopuściłem tę inicjatywę w przekonaniu i nadziei stworzenia „mostu” uwagi i dyskusji z wydarzeniem, jakim jest festiwal, który jednak wyznacza naszą rzeczywistość kościelną”.

Nie o biskupie jednak chciałem tu pisać, ale o komentarzach jakie pojawiły się po festiwalu ze strony czujnych jak zawsze feministek. Otóż uznały one za skandal, a także za „patriarchalną patologię” fakt, że pierwszych pięć miejsc w końcowej klasyfikacji zajęli mężczyźni. W jednym z głównych włoskich dzienników La Stampie niejaka pani Simonetta Sciandivasci napisała m. in., że zwycięzca Olly po prostu ma najpotężniejszą menedżerkę estradową (swoją drogą powinna się cieszyć, że to kobieta jest najpotężniejsza) i dlatego wygrał, a w ogóle to od dziesięciu lat nie wygrała żadna kobieta i to jest właśnie dowód na „raka patriarchatu”, który przeżera festiwal. A w dodatku autorzy tekstów i muzyki po prostu złośliwie piszą lepsze piosenki dla facetów, a dla kobiet jakieś chłamy. Wisienką na torcie jest zarzut, że prowadzący festiwal jest szowinistą i zwolennikiem patriarchatu, bo jedną z artystek określił jako „dzielną matkę”. I żeby nie było, nie mówimy tu o jakiejś notce satyrycznej, ale o jak najbardziej poważnym artykule na całą stronę!

Od spraw rozrywkowych przejdźmy teraz do spraw, które rozrywką być nie mogą pod żadnym pozorem. I dlatego mam taki gorący apel do tych wszystkich, którzy za wszelką cenę starają się uczynić celebrację Mszy Świętej jak najbardziej atrakcyjną dla uczestników. Dajcie sobie na wstrzymanie! Podam może dwa przykłady. W Brazylii pojawił się pies, który może nie jeździł koleją, ale został… ministrantem. Jak stwierdził ks. Luiz Paulo Soares, proboszcz parafii św. Joachima i Anny w Barretos, pies często się kręcił koło kościoła no i hmmm… wyrażał zainteresowanie liturgią zdecydowanie większe niż inne bezdomne psy, którymi dobrotliwy proboszcz się opiekuje, więc przygotowano mu specjalną, przepraszam, „komeżkę i kołnierzyk” no i piesek służy do Mszy, a publika jest zachwycona. Ksiądz się cieszy, że dzieci, ale nie tylko one, bo również dorośli, bardzo się cieszą obecnością… ministranta. Na czym polega jego służba?  Przechadza się koło ołtarza i pomiędzy ławkami i „okazuje uczucia” wiernym. Jego obecność „dodaje nabożeństwom niepowtarzalnego charakteru”. Już widzę jak wielu spośród was chciałoby wziąć udział w takim „niepowtarzalnym nabożeństwie”, prawda? Ale zanim się zdeklarujecie, poczekajcie na drugi przykład.

Oto on. Lepsze od psa w kościele dla wielu może się okazać piwko serwowane podczas Mszy! I posłuchajcie, to się wydarzyło znacznie bliżej Polski, bo w Czechach! Taką specyficzną, na pewno niepowtarzalną (na szczęście) Mszę w gospodzie odprawił ks. Marek Vácha, wikariusz akademickiej parafii ks. Tomáša Halíka. Podczas liturgii podawane było piwo, wino i inne napoje, Ewangelię odczytał były (!) ksiądz, a homilię wygłosiły dwie osoby świeckie. Jak pisali o nim organizatorzy w mediach społecznościowych, miało to być „połączenie świata świętego i świeckiego”, a celem było dotarcie do tych, którzy w normalnych warunkach nie przyszliby do kościoła. Dodam jeszcze, że rzecz miała miejsce w gospodzie należącej do benedyktyńskiego opactwa w Brzewnowie założonego w 993 roku przez św. Wojciecha (jest to najstarszy w Czechach klasztor męski). Jak to było z tymi świętymi, co się przewracają w grobach?

Zaznaczyłem, że Msza ta była na szczęście niepowtarzalna, bo została oczywiście zakazana po licznych wyrazach oburzenia, jakie się rozległy w związku z tym, że Msza była transmitowana na żywo. Wyobraźcie sobie jednak, że biskup zamiast natychmiast wsiąść w samochód (ja bym tak zrobił) i pojechać do tego księdza i w męski sposób mu wyjaśnić, że takich żartów z Eucharystii nie wolno robić, najpierw poprosił o opinię Komisję episkopatu ds. liturgii. Sam nie wiedział??? Na szczęście ocena komisji była jednoznaczna. Msza w gospodzie w sposób istotny naruszyła szereg przepisów liturgicznych, które jak podkreślono, „nie są celem samym w sobie, ale mają chronić wielką tajemnicę żywej obecności Chrystusa w Eucharystii”. Przypomniano, że zgodnie z nauczaniem Kościoła nie wolno sprawować Mszy w ramach trwającego posiłku ani też w miejscu, gdzie normalnie spożywa się posiłek. Pomysłowy ksiądz został odwołany z parafii akademickiej i wtedy ruszyła kontrofensywa jego obrońców. No bo jak można takiego fajnego księdza zabrać? A ten ze swojej strony skarżył się, że nie rozumie decyzji biskupa i uważa, że nie złamał żadnych zasad podczas odprawiania Mszy. Na całe szczęście powiedział, „że nie chce jednak być kolejną raną w ciele Kościoła i siać nienawiści i goryczy”. Chwała Panu!

Rozumiecie o co mi chodzi? Jak ksiądz lubi te bezdomne pieski, to niech je sobie trzyma na plebanii, kto mu broni? Jak jesteś duszpasterzem akademickim i uważasz (zwłaszcza w Czechach), że dobrze jest czasami skoczyć ze studentami na piwko (w Wielkim Poście może niekoniecznie) to „kimże ja jestem, żeby oceniać”? Sam bym chętnie wyskoczył, choć może raczej na lampkę wina. Ale Msza Święta? Przenajświętsza Ofiara? Na miłość Boską…

Pleban ze wsi

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!