Chrześcijanin nigdy nie powinien dyspensować się od czujności. Każdy, kto modli się z brewiarzem, przynajmniej raz w tygodniu na wokandę rozważań bierze te słowa: „Bądźcie trzeźwi, czuwajcie.
Czytałem kiedyś artykuł, w którym autor zadawał szereg pytań typu: czy człowiek wierzący może być sprzedawcą w kiosku zawalonym pornografią? Rzeczywiście było to dawno, bo obecnie - przynajmniej na stacjach paliw - na szczęście zniknęły takie wystawki. Nie zniknęły jednak podobne dylematy w innych profesjach, dziedzinach i sferach naszego bytowania.
Podczas wizyty duszpasterskiej zostałem zapytany, czy jestem za, czy też przeciw papieżowi Franciszkowi. Równie dobrze mogłem być zapytany, czy jestem katolikiem. Tego dnia ekskomunikowano troje Szkotów, którzy oświadczyli, że Franciszek popadł w herezję, a zatem dla nich „przestał być Piotrem”.
Nie mamy raczej w zwyczaju, by podsumowywać, na ile Adwent przyczynił się do właściwego przeżycia świąt Bożego Narodzenia. Zgoła inaczej wygląda to już z rozliczaniem się ze starego roku. W nowy zapewne zawsze wchodzimy z nadzieją i dozą pewnego niepokoju.
Czas Adwentu to zarówno czas oczekiwania na radosne obchody świąt Bożego Narodzenia, ale i na powtórne przyjście Pana przy końcu czasów. Składając wyznanie wiary, nie tylko w Adwencie, świadomi jesteśmy prawdy, że Pan „przyjdzie sądzić żywych i umarłych”.
W jednym z wywiadów Rene Girard, odwołując się do nauczania papieża Benedykta XVI, podkreślił, jak bardzo Ojciec Święty pragnął, aby dialog między rozumem a wiara? był racjonalny: „Rozum teologiczny, w którym pokłada on nadzieje?, powinien zdemistyfikować racjonalizm i fideizm”.
Opowiadał mi jeden z księży, iż obrażony na niego parafianin (na marginesie związany z pewną wspólnotą katolicką), zaczął zwracać się do niego przez „per pan”. Inny proboszcz wspomniał, jak zagadnęła do niego jedna z parafianek, którą prawdopodobnie pierwszy raz widział (a ona jego): „Czy ochrzci mi pan dziecko?”.
Swego czasu miałem możność uczestniczyć w Kongresie Duszpasterzy Skautów Europy w Rzymie. Takie międzynarodowe spotkania są także okazją, by poznać nieco inny model zaangażowania duszpasterskiego i przemyśleć, czy niebawem i my nie będziemy musieli wprowadzić istotnych zmian w naszych polskich realiach.
Tyle co zakończyłem Nieszpory, a że jakoś mocniej uderzyło mnie jedno z modlitewnych wezwań, zapisałem sobie te słowa: „Okaż swą pomoc cierpiącym z powodu rasy, koloru skóry, pochodzenia, języka lub przekonań religijnych, niech doczekają się uznania swych praw i ludzkiej godności”.
Miałem znów to szczęście, by przez kilka dni w samotności połazić po sudeckich szlakach. Nie ukrywam, iż mając okazję do takiego spędzenia czasu, wybieram te zakątki, gdzie rzeczywiście można mieć w 99% pewność, że nie spotka się żywej duszy. Nie tylko Tatry mają swoją mistykę.
Dziś na portalu Denon.pl zobaczyłem zachęcające do dalszej lektury tytułowe wprowadzenie: „Jaś do kościoła przyjechał na wózku, po modlitwie z niego wstał. Lekarze nie byli w stanie zdiagnozować jego choroby”. Matka chłopca wyznała: „Powiedział, że ból ustąpił, a nogę podniósł w górę, czego wcześniej nie był w stanie zrobić (…).
„Tego jeszcze nie było, by w kościele wszczynać awantury!” - chciałoby się rzec, aby podkreślić, że to rzecz ciągle w naszych realiach polskich jeszcze niebywała.
„Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze”. Jeżeli na myśl nie przychodzi, co tym razem można by piórem dotknąć (zwłaszcza, że niewiele czasu otrzymałem na napisanie czegokolwiek), to zapewne jest to znak, by poruszyć temat wywołujący zawsze ogromne emocje.
Nawet jeśli na co dzień nie myślimy o końcu świata, to rzecz jasna w rozpoczętym właśnie okresie liturgicznym, czy chcemy, czy nie, prawda ta towarzyszyć nam będzie, przynajmniej w czytaniach mszalnych, aż do dnia 16 grudnia.
Rzecz jasna nie każdy temat da się wpiąć w rubrykę „wiara nasza codzienna”, ale takie zagadnienie „czy wierzyć w duchy?”, zdecydowanie mieści się w tym zakresie. Istnienie duchowych, bezcielesnych istot jest prawdą wiary w przypadku aniołów.
W życiu najważniejsze jest to, co przed nami, niemniej to, co było wpisuje się mniej lub bardziej w to, kim teraz jesteśmy. Budujące jest, iż obecnie, chociażby z racji ważnych rocznic, przywołuje się tyle wątków z przeszłości.
Sami możemy już stwierdzić, że trudniej kierować się wiarą w czasach dobrobytu i beztroski. Zgoła inaczej wyglądało to w czasach PRL. Sięgając do Apokalipsy, przeczytamy ostrzeżenie kierowane do Kościoła w Sardes: „Znam twoje czyny: masz imię (które mówi), że żyjesz, a jesteś umarły”.