Oto ja, poślij mnie!
Stałem przed drzwiami plebanii parafii w Liskowie, wraz z moją najbliższą rodziną, która właśnie zbierała się do powrotu do domu, kiedy ulicą przejeżdżała para młodych ludzi na rowerach. Mężczyzna uniósł wysoko rękę i wykrzyknął radośnie: „Szczęść Boże księże proboszczu!” A kobieta uśmiechnęła się szeroko. Minęło kilka ułamków sekundy, a może nawet kilka sekund, zanim uświadomiłem sobie, że zwracali się do mnie. Nie powiem, to było naprawdę miłe uczucie. Jestem proboszczem. W ciągu dwudziestu lat mojego kapłaństwa, przez pierwszych trzynaście, byłem zawsze związany z jakąś parafią: najpierw jako wikariusz jeszcze w Polsce, później jako proboszcz we Włoszech, wreszcie jako ksiądz rezydent w Stanach Zjednoczonych. Po powrocie do kraju i objęciu funkcji redaktora naczelnego „Opiekuna” po raz pierwszy przestałem być związany z jedną konkretną parafią i zacząłem swoją wędrówkę przez najróżniejsze parafie naszej diecezji. Co tydzień gdzie indziej. Głosząc Słowo Boże przede wszystkim, ale też zachęcając do sięgania po prasę katolicką, do czytania, a jednocześnie wszędzie obserwując. Bo przecież wiedziałem, że księdzem zostałem po to, aby być kiedyś proboszczem, aby być z ludźmi i dla ludzi. Chyba każdy młody chłopak idzie do seminarium z taką myślą.
I teraz ponownie przyszedł ten moment. Już kiedyś dzieliłem się na tych łamach spostrzeżeniem, że każda parafia, w której posługiwałem była dedykowana Matce Bożej: Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Kaliszu, Matki Bożej Loretańskiej w Latinie i Matki Bożej Dobrej Rady w Nowym Jorku. Ksiądz Biskup teraz posłał mnie do parafii Wszystkich Świętych w Liskowie. Tylko pozornie została przerwana tradycja moich bliskich związków z Matką Jezusa. W mojej nowej parafii głównym odpustem jest Święto Matki Bożej Różańcowej i to Ona króluje w głównym ołtarzu. A ja ciągle pod Jej opieką. Oprócz Matki Bożej i moich tradycyjnych opiekunów, św. Andrzeja i św. Antoniego (od chrztu św.), św. Pawła (z bierzmowania), św. Franciszka (z zakochania), św. Józefa (z Kalisza) dochodzi jeszcze dwoje: św. Jadwiga Śląska, do której sanktuarium w Trzebnicy wielokrotnie pielgrzymowałem pieszo i św. Jan Paweł II (bo z dniem 16 października zostałem proboszczem). Ależ mam plecy, prawda? Więc z radością i z zapałem idę służyć wszystkim moim parafianom, nie rozstając się jednak z naszymi Czytelnikami ;-). A na koniec przyznam się Wam, że po raz kolejny Pan Bóg spełnił moje marzenia, tylko znacznie lepiej niż sobie to zaplanowałem: kiedy przed 20 laty pełniłem posługę diakońską w parafii w Liskowie pomyślałem sobie na krótko przed święceniami kapłańskimi: „Panie Boże, jakby to było wspaniale być kiedyś wikariuszem w Liskowie!” A Pan Bóg jak zwykle mnie zgasił: „Nie Klimek, nie będziesz wikariuszem w Liskowie. Będziesz tam proboszczem!”
ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!