Zatrucie
Internet odgrywa znaczącą rolę w życiu człowieka, jest źródłem informacji, narzędziem komunikacji, może stać się także polem ewangelizacji. Powyższe zdanie jeszcze 30 lat temu mogło znaleźć się w artykule naukowym wysokiej klasy prezentującym nieznaną dotąd rzeczywistość, która rewolucyjnie wkracza w ludzkie życie. Dziś stwierdzenie, że internet odgrywa znaczącą rolę w życiu człowieka jest truizmem. Młode pokolenie nie wyobraża sobie życia bez stałego dostępu do sieci, a i najstarsi wiedzą, że dzisiejszy świat opiera się na wirtualnej rzeczywistości. Internet jest potęgą, która nie stała się dodatkiem do naszej rzeczywistości, ale bardzo często ją kreuje lub nawet zastępuje. Bo czy dzisiaj świat wirtualny nie jest alternatywą dla świata rzeczywistego? A może świat wirtualny stał się pierwszym, ważniejszym światem dla niektórych osób…?
Nigdy nie czułem się biegły w informatycznych sprawach i świat internetu na pewno nie jest dla mnie „pierwszym światem”, choć uznaję jego wartość i często korzystam z jego zasobów. Ponadto lubię obserwować świat, bardziej ten realny, choć obserwacje świata wirtualnego także prowadzą do ciekawych wniosków. Otóż w jednej i drugiej przestrzeni człowiek rodzi się i umiera. W świecie realnym wiemy jak wyglada początek i koniec naszego życia. W świecie wirtualnym „rodzimy się” kiedy nasze dane (imię, nazwisko, zdjęcie, osiągnięcia itd.) zaczynają się pojawiać na stronach internetowych i portalach społecznościowych. Chcąc znaleźć jedną czy drugą osobę wpisujemy jej dane w przeglądarce internetowej i najczęściej szybko ją znajdujemy. Jeśli podczas wyszukiwania pojawia się informacja „brak wyników”, zaczynamy wątpić czy ktoś taki istnieje lub podejrzewamy, że z tym człowiekiem coś jest nie tak.
Tak w świecie realnym, jak i wirtualnym możemy zostać obrażeni, poniżeni, skrzywdzeni, mówiąc jednym, brutalnym słowem zabici. Bo przecież w internecie tego samego człowieka można szybko wypromować i równie szybko zniszczyć. Jeśli zamieści się zdjęcie osoby z korzystniejszego profilu zyska ona uznanie wśród odbiorców. Inaczej się stanie, gdy zamieści się zdjęcie ukazujące postać z drugiej strony, gdzie więcej zmarszczek, niedoskonałości, gdzie może ucho bardziej odstające i wówczas w odbiorach zrodzą się negatywne odczucia. A przecież jest to jedna i ta sama osoba mająca słabsze i mocniejsze strony, i nie chodzi tylko o wygląd zewnętrzny. W taki oto sposób internet może wykreować współczesne autorytety lub mówiąc adekwatniejszym językiem – influencerów. Wydaje się bowiem, że prawdziwe autorytety raczej nie są mile widziane w wirtualnym świecie. Może wiec warto od czasu do czasu wylogować się ze świata wirtualnego, aby w realnym świecie spotkać kogoś wartościowego, a może nawet rozejrzeć się za jakimś autorytetem.
Od kilkunastu lat jestem użytkownikiem najbardziej chyba znanego portalu społecznościowego, który biorąc pod uwagę postęp w tej dziedzinie, jak się spodziewam, wkrótce odejdzie na dalszy plan. Osoby z całego świata mające swój profil na wspomnianym portalu często przyporządkowują się do grup wedle swoich zainteresowań, działaności zawodowej, pasji. Nie tak dawno miałem stać się członkiem jednej z takich nowo powstałych grup, która jak wynikało z deklaracji miała ukazywać treści katolickie. Co więcej, w której charakterystyce tej grupy znajdowała się wzniosła deklaracja, iż jest ona „zamknięta na bezpodstawny brak wzajemnego szacunku”. Jak wiemy nie wszystko złoto co się świeci i nie trzeba być jubilerem, aby odróżnić złoto od mosiądzu. Podobnie jak nie trzeba być ekspertem z przewodnika Michelin, aby odróżnić prawdziwą czekoladę, od taniego wyrobu czekoladopodobnego. Wielkie było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że jednym z pierwszych materiałów szeroko komentowanych w owej grupie była piosenka stylizowana na utwór liturgiczny, której bohaterem stał się arcybiskup Marek Jędraszewski. Treść tego utworu, poświęconego osobie polskiego, arcybiskupa przypominała raczej narrację znaną z tekstów drukowych w czasopiśmie „Nie”, którego założycielem był nieżyjący już pan Jerzy Urban. I jak złoto może okazać się mosiądzem, tak w przypadku tego fatalnego odkrycia w internecie, deklaracja szacunku sprowadziła się do braku szacunku wobec polskiego, starszego duchownego, profesora teologii, a deklaracja katolickości do antykatolickich, tanich zagrywek. Uważajmy zatem na siebie żyjąc w wirtualnym świecie. Bo w nim grożą nam jeszcze bardziej niebezpieczne zatrucia, niż te w świecie realnym, gdzie na przykład może nam zaszkodzić wyrób czekoladopodobny kupiony w markecie za parę złotych.
ks. Przemysław Kaczkowski
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!