Wielkie sprawy. Prostota.
Wszedł do zakrystii z lekko przetartą skórą na dłoni. Oparł się i poprosił o albę i ornat. Po chwili powiedział mi, że źle się czuje, że przewrócił się na schodach, ale chce odprawić Msze Świętą. Wyszliśmy do ołtarza, byłem głównym celebransem. Rozpocząłem znakiem krzyża i nagle w kościele szum. Upadł i na moment stracił przytomność. Pomyślałem, że to chyba koniec. Ta opowieść dotyczy ojca Andrzeja Smółki, kapłana, którego poznałem na rekolekcjach w ośrodku na Jamnej.
Nie byłoby w tej opowieści nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że kilka godzin wcześniej odbyłem z ojcem Andrzejem rozmowę, której nigdy nie zapomnę. W kontekście tego upadku potraktowałem ją jak jego duchowy testament skierowany bezpośrednio do mnie. Trudno jest mówić o sobie. Podczas tych rekolekcji jednak czułem cały czas, że Bóg chce w jakiś sposób zainterweniować w moje życie właśnie przez osobę ojca Smółki. Pamiętam, że na samym początku zaszokowała mnie jego pokora. Po raz pierwszy usłyszałem od księdza słowa: „Dziękuję za zaufanie, za to, że chcesz podzielić się ze mną swoim życiem”. Ośmielony tym wyznaniem rozpocząłem opowiadać historię swojego życia, dzielić swoimi wątpliwościami. Ojciec słuchał całym sobą. To przedziwne, jak ciało może wyrażać zainteresowanie drugim człowiekiem. Słuchał i rozumiał. Słuchał i nie dawał złotych rad. Słuchał i dzielił się swoim doświadczeniem. Powiedział mi, że w jego posłudze kapłańskiej ważny jest moment udzielania Komunii Świętej. Podzielił się ze mną, że w tym momencie z każdą komunią chce dać konkretnej osobie te dobra, którymi obdarował go Jezus. Przy każdej komunii mówiąc „Ciało Chrystusa” w swoich myślach dodawał, którego kocham, uwielbiam, poszukuje. I dodał, „wiesz Michale w każdej osobie widzę Jezusa, tego samego, który jest we mnie”. Reszta rozmowy jest już nasza.
Ojciec Andrzej leży przy ołtarzu, a we mnie brzmią wypowiedziane przez niego słowa. Trafił do szpitala, przebadano go i zdecydował, że wróci do domu. Są takie chwile, a nawet ułamki czasu, które pozostawiają trwały ślad. Nie są spektakularne, nie obfitują w efekty, ale dotykają i zmieniają wnętrze.
Kiedy udzielam wiernym Ciało Jezusa, gdzieś zawsze czuję obecność ojca Smółki i przypominam sobie te słowa. Podczas tych rekolekcji był moment, że słuchałem spowiedzi. To moje doświadczenie zmieniło moje podejście do tego sakramentu. Przychodzi do mnie człowiek, który odkrywa i wpuszcza mnie do świata swojego wnętrza. Przestrzeń spowiedzi to nie tylko formuła, konfesjonał, wyznanie grzechu, ale wydobycie na światło dzienne tego, co najintymniejsze, co nierzadko skrywane jest bardzo długo. Duch Święty przez te kilka słów o. Andrzeja dotknął mnie darem większej uważności na człowieka, który wyznaje swoje grzechy.
Przed nami spowiedź świąteczna. To dla mnie czas, kiedy wiele godzin posługuję w różnych parafiach. Chciałbym was prosić o modlitwę, bym nie stracił wrażliwości, ale proszę was także przygotujcie się do niej jak najlepiej. Niech to nie będą tylko wypowiadane słowa, lecz niech w nich kryje się prawda, szczerość i chęć zmiany.
Ojcze niebieski! Oto ja, grzeszne dziecko Twoje, przystępuję do Ciebie z całą pokorą serca, aby uprosić Twoje przebaczenie. Pragnę oczyścić moją duszę z licznych grzechów, którymi Cię obraziłem. Chcę odprawić dobrą spowiedź świętą i z Twoją pomocą szczerze się poprawić. Ześlij Ducha Świętego do serca mego i wspomóż mnie swoją łaską. Przyjdź Duchu Święty, oświeć mój rozum, abym grzechy swoje dokładnie poznał, wzrusz moją wolę, abym za nie serdecznie żałował, szczerze się z nich wyspowiadał i stanowczo się poprawił. O Maryjo, Ucieczko grzesznych, wstawiaj się za mną! Święty Aniele Stróżu, święty mój Patronie, wyproście mi łaskę dobrej spowiedzi świętej. Amen.
ks. Michał Włodarski
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!