To Ja jestem
Swego czasu jako wikariusz w dużej parafii odebrałem telefon: „Rodzice bardzo proszą, aby przyjechał do nich ksiądz z opłatkiem”. Doskonale znałem gościnność i otwartość gospodarzy tego domu, niemniej w moim sercu zrodził się żal w związku z brakiem wyczucia sytuacji, bo właśnie teraz, kiedy przed świętami Bożego Narodzenia mamy najwięcej pracy, oni proszą kapłana na dzielenie się opłatkiem.
Zacząłem więc wyjaśniać, iż pewnie będziemy musieli to przełożyć na późniejszy termin lub przełamanie opłatkiem zorganizować w łączności z kolędą, bo teraz spowiadamy i odwiedzamy chorych z sakramentalną posługą. Suma summarum okazało się, iż ci państwo zachorowali i proszą właśnie o spowiedź i Komunię Świętą. Niestety córka dzwoniąc wprowadziła mnie w błąd. Rzeczywiście terminologia odnosząca się do Najświętszego Sakramentu u odbiorców może niekiedy mijać się z prawdą. Kiedy więc już w innej parafii słyszałem, jak pani katechetka na próbie przed Pierwszą Komunią Świętą, zwracała się do dzieci mniej więcej tymi słowy: „w tej chwili wszystkie musicie być wpatrzone w opłatek”; „..gdy przyjmiecie opłatek” nie wytrzymałem i po próbie zwróciłem uwagę, by mówić „Pan Jezus”, bo opłatek zapewne dzieciom kojarzy się jedynie z wieczerzą wigilijną. Na dobrą sprawę także powiedzenie „idę do Komunii Świętej” może dla kogoś oznaczać pewną obrzędowość, a nie realne spotkanie z żywym Jezusem, obecnym pod postacią Chleba. Nic dziwnego, że niekiedy na takie wątpliwości odpowiadał Jezus poprzez cuda eucharystyczne.
Jak zapewne już wiemy, niebawem w naszej diecezji będzie miał miejsce Kongres Eucharystyczny. Zatem na pierwszym miejscu należałoby przypomnieć o realnej obecności Jezusa w Eucharystii, bo z tego, co jest podstawą wypływa prawdziwa pobożność eucharystyczna. Zgorszyłem się kiedyś wyrzutem skierowanym przez kapłana pod adresem wiernych: „Połykacie Jezusa jak bułkę z masłem”. Obecnie rozumiem już ton tego ostrego stwierdzenia, wywołanego bólem serca. Bo nawet jeśli ktoś traktuje przyjęcie Komunii Świętej jako lekarstwo, to nie jest to zdrowe. Z lekarstwem się nie rozmawia, pogadać można z lekarzem. A co do pobożności eucharystycznej - też z doświadczenia. Gdy byłem wikariuszem w tejże dużej miejskiej parafii, raz po raz musiałem z Panem Jezusem iść do chorych z racji comiesięcznych sakramentalnych odwiedzin lub nagłego wezwania. Miałem wtedy możność, by z Jezusem iść ruchliwymi deptakami. Zawsze przed wyjściem mówiłem: „Patrz Panie Jezu, co się będzie działo”. Zdecydowana większość osób przechodziła obojętnie obok kapłana, choć raczej byli świadomi, że skoro ksiądz ubrany jest w sutannę, komżę ze stułą i niesie bursę, to nie jest na spacerze. Inni chcąc uniknąć „kłopotliwego” spotkania, przechodzili na drugą stronę ulicy lub odwracając się w stronę witryn sklepowych, udawali, że poza nimi Bożego świata nie widzą. Pewnego razu byłem poproszony, abym udał się do chorej mieszkającej na ulicy, przy której mieści się gmach pewnego liceum. Był to maj lub czerwiec, wyjątkowo ciepły, dlatego podczas przerwy młodzież tłumnie wyległa przed budynek swej „Alma Mater”. Niemalże przeciskałem się, wymijając młodych ludzi. Rzecz jasna nikt nie powiedział: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, a tym bardziej nikt nie przyklęknął. Jednak w tej chwili, gdy przechodziłem wśród licealistów, podjechał pod szkołę samochód. Pan, który z pojazdu wyszedł, przyklęknął na oczach młodzieży, a był to nie kto inny jak dyrektor szkoły. Uczniowie w tej chwili mieli szczęście przeżyć jedną ze swych mocniejszych katechez. Rodzi się refleksja - ileż szczęścia mają ci, którzy przyklękają, widząc kapłana śpieszącego do osoby chorej. Mówił bowiem Jezus, że kto przyzna się do niego przed ludźmi, do tego Jezus przyzna się przed swoim Ojcem.
Już na koniec. Powyższy przykład wplotłem niedawno w kazanie odpustowe, a że była to Msza św. polowa, należało po Eucharystii odnieść puszkę z Najświętszym Sakramentem do kościoła. Co dziwne – tyle co pouczeni uczestnicy odpustu na temat świadectwa wiary, jakie składamy przy takiej okazji, jednak nie przyklęknęli, gdy mijałem ich z Panem Jezusem. Trzeba zatem przypominać (a może i uczyć na nowo), że to ten sam Jezus, który 2000 lat temu chodził po ziemi, a teraz przychodzi w takiej postaci.
ks. Piotr Szkudlarek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!