Szalone nożyczki
Wydaje się, że nic nowego nie może się już wydarzyć. Dzień, jak każdy inny. Powtarzalność. Rutyna. Jednym słowem wszechogarniająca nuda. Tak czułem się tego dnia. Wydawało mi się, że wszystko wiem i rozumiem, że wszystko jest takie przewidywalne. Jak się jednak okazało byłem w błędzie. Życie często lubi zaskakiwać.
Poniedziałek, mój dzień wolny. Tego dnia często odwiedzałem rodziców. Było tak i tym razem. Przy okazji patrząc w lustro zrozumiałem, że fryzjer się o mnie pyta. Rodzice polecili mi nowy zakład fryzjerski, otworzony przy ul. Górnośląskiej ,,U Czesi’’. Pomyślałem, spróbuję! W Kaliszu miałem swojego ulubionego fryzjera, do którego chodziłem od dziecka. Znali mnie tam! Wiedzieli co konkretnie zrobić. Nie musiałem mówić zbyt wiele. Jednak mając już na ten dzień konkretne plany, chciałem załatwić tę przykrą konieczność szybko i sprawnie. Nigdy nie przepadałem za obcinaniem włosów. Pamiętam, że będąc dzieckiem siedzenie na fotelu, bez ruchu było dla mnie koszmarem i męką. No cóż, jak trzeba, to trzeba.
Otworzyłem drzwi. Patrząc na ziemię nagle usłyszałem bardzo mile brzmiący, kobiecy głos: ,,Dzień dobry Panu, w czym mogę pomóc?’’. Jakby wybudzony ze snu zrozumiałem, że to była ona, ta Czesia. Skąd miałem tę pewność? Wystarczyło na nią spojrzeć: silna, korpulentna, o rubensowskich kształtach, a zarazem jakaś delikatność i wrażliwość rysowały się na jej twarzy. W jej spojrzeniu była nieopisana dobroć. To dziwne, że te myśli, wtedy pojawiły się we mnie. Przecież to był ułamek sekundy! Jedno spojrzenie! Wyglądała jak prawdziwa szefowa. Jej pracownice ,,uwijały się’’ nad jedną klientką, a ja zostałem poproszony, by usiąść i poczekać na swoją kolej.
Nagle, pani Czesia przerwała chwilę oczekiwania i zapytała, czy nie napiłbym się kawy? Jak żyję (wówczas miałem 26 lat), nigdy fryzjer nie zaproponował mi czegoś do picia. Zgodziłem się. Rozpoczęła się rozmowa. Byłem ubrany w strój cywilny. Pani Czesia nie wiedziała, że jestem księdzem. W tle ciągle leciała muzyka religijna. Zdziwiony zapytałem, czy lubi pani taki rodzaj muzyki? Zanim się spostrzegłem rozmowa została skierowana na tor kościelny. Zaczęło się… A bo u nas to zimno. Proboszcz taki sobie. Księża różnie się prowadzą… Słuchałem. W końcu nie wytrzymałem i zadałem pytanie: czy chodzi do kościoła? Ona, dumnie odpowiedziała, że chodzi jak ma potrzebę. Jak poczuje w sercu, to się modli, ale niekoniecznie w kościele, bo przecież Bóg jest wszędzie.
Nie wiem dlaczego, ale również z wielką dumą i lekką rubasznością odparłem, że ja kiedy mam potrzebę to chodzę do łazienki. Pani Czesia z irytacją prawie, że krzyknęła: ,,No wie Pan!’’. Pracujące w salonie Panie wraz z klientką zareagowały śmiechem. Poczułem, że chyba trochę przesadziłem. Jednak pani Czesia zeszła z tonu i z uśmiechem kontynuowała rozmowę. Zaglądałem tam bardzo często. Opowiedziałem jej o sobie, kim jestem i co robię. Ona również podzieliła się swoim życiowym doświadczeniem. To były bardzo cenne rozmowy. Kiedyś usłyszałem od niej zdanie: ,,Cieszę się, że Księdza poznałam. Jest Ksiądz taki normalny, ludzki’’.
To było moje ostatnie spotkanie w salonie z panią Czesią. Nasze drogi splotły się jeszcze jeden raz, w kaliskim szpitalu. Obchodząc oddział kardiologiczny w jednym z pokoi dostrzegłem znaną mi postać. Widząc mnie rozpłakała się. Stan jej zdrowia delikatnie mówiąc nie był najlepszy. Próbowałem ją pocieszyć, podnieść na duchu oraz zapewniłem o modlitwie. Leżąca obok kobieta, czując, że sytuacja robi się napięta, chcąc rozładować atmosferę powiedziała, że pani Czesia pisze wiersze. Ta zaskoczona zaczęła ją uciszać, że to nic takiego, że nie jest to ważne. Słysząc to koniecznie chciałem je poznać i przeczytać. Zaproponowałem wieczór z poezją pani Czesi. Wszystkie panie z sali zgodziły się, a nawet samej poetce pomysł ten przypadł do gustu.
Nie zapomnę tego wieczoru do końca życia. Ta kobieta nie czytała nam swoich wierszy. Ona czytała nam swoje życie. Czytała o swojej pierwszej miłości, o narodzinach swoich dzieci, o kłótni z mężem, o swoich wątpliwościach…
Słowa, uśmiech i łzy wypełniły pokój szpitalny.
Nastała przejmująca cisza. Pani Czesia odeszła 14 stycznia 2017 roku.
Była dla mnie ,,Bożym zaskoczeniem’’, które wybiło mnie z rutyny życia. Ciągle słyszę jej słowa, które często na pożegnanie powtarzała: ,,Michale ciesz się z małych rzeczy, bo to one tworzą życie!’’.
ks. Michał Włodarski
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!