Ślub, czyli co widzę?
Kościół tonie w kwiatach. Ołtarz przygotowany. Organista na swoim miejscu. Jednak nie ma nikogo. Pamiętam taką sytuację, kiedy młodzi zapomnieli poinformować Proboszcza, że odwołują ślub. Czekamy, czekamy, ale nikt się nie zjawia. Proboszcz zadzwonił pod numer, który był podany i usłyszał płaczliwy głos kobiety, dla której odwołanie uroczystości zaślubin stało się najgorszym z możliwych koszmarów.
Opisywane przeze mnie wydarzenie nie należy do codziennych, jednak się zdarza. Ślub to moment, który w moim kapłańskim życiu pojawia się bardzo często. Jestem świadkiem sakramentu, który młodzi, albo jak powie prawo kanoniczne nupturienci, udzielają sobie nawzajem.
By zawrzeć związek małżeński w Kościele trzeba spełnić szereg wymagań. Potrzebne są certyfikaty ukończenia kursów z poradni życia rodzinnego, okazanie świadectwa katechizacji w szkole ponadpodstawowej, tak bardzo mocno akcentowana dojrzałość i świadomość tego, czym jest wspólne życie, jaka jest etyka chrześcijańska w zakresie seksualności oraz przekonanie, że podejmowana decyzja nie jest tymczasowa, lecz ostateczna. Kiedy o tym wszystkim rozmawiam z przychodzącymi do mnie parami zawsze przytakują. Są świadomi i w wolności podejmują decyzję o dalszym wspólnym byciu razem. Jak to wygląda dalej? Wiemy, patrząc chociażby na statystyki. Coś pęka, pojawiają się odległości, nie ma jednego ciała, lecz często dwie osoby zajmujące wspólne mieszkanie. Nie chcę nikogo osądzać. Pragnę podzielić się jedynie tym, co widzę asystując przy udzielaniu sakramentu małżeństwa.
Najpierw mowa ciała. Dostrzegam wielki stres. Stracona odwaga. Młodzi, których poznałem w biurze parafialnym, tak spontaniczni i radośni, stają się aktorami zmuszonymi do odegrania swojej roli. Usztywniona sylwetka, spięte mięśnie twarzy, brak uśmiechu i ta niewypowiedziana, ale tak głośna myśl: żeby wszystko wypadło jak najlepiej… Wtedy myślę sobie, że życie to nie idealne przedstawienie, którego da się w każdym detalu nauczyć. Życie to improwizacja, konieczność wspólnego radzenia sobie z przeciwnościami, trudnościami i stresem. A tutaj, jakby w tym napięciu byli osobno, sami z myślą, aby jak najlepiej wypaść. Kiedy widzę i czuję takie napięcie proszę młodych o uśmiech, wzięcie głębokiego oddechu i modlitwę o pokój Ducha Świętego. Zawsze to pomaga.
Zdarza się, że młodzi przez pierwsze minuty zajmują się pozowaniem do zdjęć. Patrzą na siebie, pokazują obrączki, uśmiechają się, a nawet robią dziwaczne miny, po to, by ślubne port folio było zabawne, dynamiczne i oryginalne. Ksiądz swoje, a młodzi swoje. Czasem tak to wygląda. Są jednak też takie momenty, kiedy twarze tych ślubujących sobie miłość ludzi, wypełnia głębokie skupienie. Wtedy wiem i czuję, że Chrystus to nie tylko jakiś dodatek do całej ceremonii, ale Ktoś komu ufają i jest dla nich ważny.
Ślub w kościele to tylko chwila, która jak wszystkie momentalnie przemija. Jest bardzo ważna, dlatego trzeba zrobić wszystko, by ją pamiętać, a później z uśmiechem i wzruszeniem wspominać. Spotykam ludzi, którzy często przywołują w swojej pamięci wydarzenie zaślubin. Są tacy, którzy lubiąc wracać myślami do tego momentu, a są tacy, którzy wolą tego momentu sobie nie przypominać. Wszystko zależy od tego jak dalej potoczyło się ich wspólne życie. Często we wspomnieniach pojawia się rozczarowanie, smutek, żal. Dlaczego? Wtedy myślę sobie, że to wielka szkoda tracić coś, co miało być takie ważne i piękne.
Zastanawiam się czy miłość może być na całe życie? Co można zrobić, żeby trwała? Moje myśli biegną wtedy do Kany Galilejskiej, do wesela, na który zaproszony był Chrystus. On jeden miał moc przemienić tradycję w miłość życia. Dlatego jestem przekonany, że do Niego należy się zwracać. Może w taki sposób: „Dawaj nam dar słuchania siebie nawzajem i dobrej codziennej rozmowy o rzeczach dla nas ważnych. Obdarzaj nas cierpliwością, umiejętnością przepraszania i dziękowania. Pomagaj nam walczyć z własnymi egoizmami, które tak bardzo przeszkadzają w codziennym życiu. Zmieniaj naszą perspektywę patrzenia na świat proszę, byśmy z Twoją pomocą oglądali go wspólnymi, małżeńskimi oczami, trzymając się za ręce. Obdarzaj nas proszę wszelkimi łaskami potrzebnymi, by tworzyć dobry dom, miejsce, w którym czuć miłość, której się nieustannie od Ciebie uczymy. Sprawiaj byśmy promieniowali Twoją radością, byli dla siebie nawzajem i dla innych pomocą. By ta wspólna przygoda, do której nas wybrałeś i powołałeś, przynosiła dużo dobra. Proszę Cię Panie, błogosław naszej małżeńskiej wędrówce. Amen”.
ks. Michał Włodarski
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!