Rysio, Róża i Tusia mówią o samodyscyplinie
Każdego ranka budzik bezlitośnie obwieszcza, że sen, choć zawsze za krótki, właśnie się skończył i pora wstać. Dobrze mają ci, których nazwać można rannymi ptaszkami. Oni usłyszawszy głośne „drrr”, po prostu wstają na równe nogi, gotowi podjąć codzienne obowiązki. Gorzej mają ci, którzy na dźwięk budzika wzdrygają się i najchętniej woleliby przewrócić się na drugi bok i spać spokojnie jeszcze przez godzinę. Albo dwie. Albo… No cóż… „Sowy” mają, co tu dużo mówić, przechlapane. Wszyscy lubiący dłużej pospać oddaliby dużo, mogąc wstawać wtedy, gdy sami poczują, że się wyspali. Niestety taki luksus można zafundować sobie w sobotę i niedzielę. Właściwie to tylko w niedzielę, bo przecież w sobotę rano trzeba zrobić to i owo. Dobrze, że w ten dzień nikt nie nastawia budzika. Róża, Rysio i Tusia i tak budzą się dość wcześnie. Co wtedy robią? Wiedzą, że jeśli mama i tata jeszcze śpią, mogą bawić się tak, żeby nie hałasować. Zazwyczaj jednak rodzice tylko udają, że śpią, łapiąc chwilę oddechu przed nowym dniem. Klocki, autka na pilota i gadające lalki odpadają, choć często dzieci zapominają się i sięgają dokładnie po to, czego nie powinny brać do ręki.
- Mamo – pytają wtedy Rysio. - Gdzie jest mój samochód?
- W bezpiecznym miejscu – odpowiada mama i chłopiec już wie, że zabawka wylądowała na szafie.
W niedzielny poranek nikt nie spodziewał się usłyszeć okropnego „drrr”. Aż tu nagle o siódmej ten paskudny dźwięk obudził wszystkich. Tylko na Wiciu nie zrobiło to żadnego wrażenia, bo od kilkunastu minut zajadał już sianko i w nosie miał, o której godzinie budzą się jego opiekunowie. Budzik wyłączyła mama. Zanim jej bliscy zdążyli wstać z łóżek, ona była już gotowa do wyjścia z domu.
- Mamo – jęknęła zaspana Róża. - Gdzie ty idziesz?
- Córcia, wracaj do łóżka. Idę połazić z kijkami – mama ucałowała córkę i wyszła z pokoju.
Pani Paulina tym porannym, sportowym zrywem zaskoczyła wszystkich, nawet swojego męża. Pan Mariusz słyszał już nie raz, że trzeba się ruszać, ćwiczyć i że czas najwyższy poprawić kondycję. Dobre chęci kończyły się jednak najdalej po dwóch tygodniach, więc i teraz nikt nie dawał wiary, że będzie inaczej.
- Wróciłam! - radośnie oznajmiła pani Paulina. - Ale macie miny!
- Cześć mamo – powiedziała Tusia ziewając.
- Zamierzasz budzić nas tak w każdą niedzielę? - zapytała rzeczowo Róża.
- Nie - odparła mama. - To znaczy zamierzam ćwiczyć także w niedzielę, ale nie martw się, nie będę nastawiać budzika.
- A co ty tak, Paula? - odezwał się pan Mariusz. - Chcesz tak maszerować codziennie?
- No właśnie chcę - potwierdziła jego żona. - W tygodniu będę wstawać kwadrans wcześniej, a dzisiejszy spacer to taki sprawdzian z samodyscypliny.
- Pomyślałaś, że jeśli wstaniesz wcześnie w niedzielę, to w tygodniu też dasz radę?
- No widzisz mężu, jak ty mnie znasz - zaśmiała się pani Paulina.
Dzieci odetchnęły z ulgą. Dobrze, że niedziela zostanie dniem, w którym można będzie dłużej pospać. A w pozostałe dni? No cóż… „Kto rano wstaje...”.
Ręka w górę, kto lubi wcześnie wstawać. Bolą was ręce:) no dobra, może znalazłoby się kilkoro „rannych ptaszków”. Oczywiście temat nie dotyczy tylko porannej pobudki, ale wszystkiego, co robimy. Bo jeśli odpuścimy sobie to, czy tamto, zawalimy terminy ważnych spraw i nie narzucimy sobie samodyscypliny, to wylądujemy na wyspie „Zrobię To Później”. Możemy też utknąć w zatoce „Nie Chce Mi Się”. I co wtedy? Dyscyplinują nas rodzice, wychowawcy, przełożeni w pracy, trenerzy. Chyba najtrudniej jest podjąć jakieś wyzwanie, jakiś trud i samemu uparcie dążyć do celu. I w tym właśnie niezbędna jest samodyscyplina.
EM
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!