Powroty
Większość z nas, kończąc krótszą lub dłuższą podróż, wraca do domu ze słowami na ustach: „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Powrót do domu jest przykładem powrotu pożądanego, chcianego, kontynuującego nasze bycie w miejscu, które jest naszym miejscem.
Rok składa się w znacznej mierze z dni powszednich, święta są wyjątkiem. Życie wiąże nas z konkretnym miejscem, osobami i zajęciami, w podróż wybieramy się okazjonalnie. Wśród innych powrotów wpisujących się w prozę życia możemy wymienić powroty do szkoły, pracy, na uczelnię – te również są powrotami pozytywnymi, choć mniej pożądanymi niż powroty do domu, a na pewno prowokującymi niekoniecznie przyjemne uczucia.
Ci z nas, którzy w swoim życiu z różnych względów, pomijając te zawodowe, byli kiedyś w szpitalu, najchętniej nigdy by do niego nie wracali. Licząc, że hospitalizacja przyniesie pożądane efekty, do szpitala możemy wrócić co najwyżej na badania kontrolne, aby usłyszeć od lekarza, że wszystko już dobrze i nie trzeba więcej przyjeżdżać. Jeśli jest inaczej, te powroty do szpitala są dla nas uciążliwe, związane z tęsknotą i niepewnością. Trudność tych powrotów jest jednocześnie szansą odkrycia sensu cierpienia w świetle tajemnicy paschalnej Chrystusa, który „przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył”.
Tyle tytułem wstępu. Nie po to sięgamy po „Opiekuna”, aby czytać raczej oczywiste dywagacje na temat jednego z polskich słów, ale po to, by poznawać diecezję kaliską, wspólnotę Kościoła i w ostateczności Chrystusa, który w tej – diecezjalnej i powszechnej – wspólnocie żyje i działa. Inspiracją do podjęcia tematu „powrotów” stały się dla mnie ostatnie tygodnie i posługa rzecznika, naznaczona powrotami dziennikarzy do pewnych tematów, które do przyjemnych nie należą. Nawiasem mówiąc kategoria „ przyjemności” w życiu wiary nie wnosi niczego znaczącego, chodzi raczej o prawdę, dobro, piękno… w konsekwencji zbawienie – być może dlatego chrześcijaństwo nie jest dziś popularne, bo po prostu wymaga czegoś więcej aniżeli dążenia do relaksu i sympatycznego współistnienia wszystkich ludzi na jednej planecie. Dlaczego dziennikarze powracają do niektórych tematów, o innych szybko zapominając? Niezależnie od odpowiedzi trzeba przyznać, że mają do tego prawo. Pomijając zasady medialnego świata, w który bez wątpienia wpisuje się jakaś forma manipulacji, nie należy w działaniach dziennikarzy widzieć diabelskich inspiracji. Jeśli w grę wchodzą fakty, realne osoby, miejsca, wówczas zamiast negacji przedstawionych informacji, trzeba zbadać sprawę z różnych punktów widzenia i rzetelnie słuchać osób, które mają wiedzę w danej sprawie.
W minionych tygodniach, najpierw na łamach portalu Wyborcza.pl, a następnie na innych stronach internetowych powróciły artykuły poświęcone sytuacjom związanym z niektórymi, obecnymi i byłymi, księżmi naszej diecezji. Redaktorzy z różnym efektem wsłuchiwali się w to, co mówili skrzywdzeni, pełnomocnicy, sędziowie, rzecznicy itd. W publikowanych artykułach mówili o faktach, potwierdzonych przez sąd, przekazywali komunikaty i oświadczenia diecezji o trwających procesach kanonicznych, postępowaniu biskupa zgodnie z prawem kanonicznym, zawieszeniu w czynnościach duszpasterskich kapłanów, którzy dopuścili się przestępstwa, lub są oskarżeni o ich popełnienie. Jednocześnie sugerując w jednej ze spraw, że do wypłaty zasadzonego odszkodowania dla skrzywdzonego w Kościele, biskup został zmuszony przez rzekomą kolejkę komorników… Takie tezy mogliśmy odnaleźć na łamach portalu Wyborcza.pl w artykule opublikowanym 22 września br. w związku ze sprawą zadośćuczynienia dla pokrzywdzonego przez ks. Arkadiusza Hajdasza, który wcześniej decyzją sądu kościelnego został wydalony ze stanu kapłańskiego. Nie było ani kolejki komorników, ani nawet jednego. Był zaś prawomocny wyrok sądu i obowiązek ze strony diecezji, aby takie odszkodowanie wypłacić. W oświadczeniu opublikowanym tego samego dnia na stronie internetowej diecezji, oprócz wyjaśnień w tej sprawie, znalazły się wyrazy smutku, żalu oraz zapewnienie o działaniach, które są podejmowane w naszej diecezji, aby „do podobnych sytuacji nie dochodziło i by Kościół był bezpiecznym środowiskiem dla małoletnich i bezbronnych”.
Powroty są różne. Z radością wracamy do tego, co dobre i miłe, ze smutkiem do tego, co boli i wymaga. Jednakże życie ma wiele barw, stąd te powroty są konieczne, które mogą nam umożliwić odkrycie prawdy i podporządkowanie jej naszego życia. Dlatego najpiękniejsze i najczęstsze będą nasze powroty do Boga… w tajemnicy Słowa, Eucharystii, spowiedzi. Bez tych powrotów, wszelkie inne pozostaną tylko sentymentalnymi marzeniami lub bolesnym rozdrapywaniem ran.
ks. Przemysław Kaczkowski
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!