Pechowa trzynastka?
Cieszyłam się, że rok 2013 nie zaczął się wcale pechowo, mimo iż ma w sobie ,,13”. Styczeń powolutku się kończy, nie zdążyłam z nadmiaru obowiązków i wrażeń na niego ponarzekać, ale już dostałam nieźle w kość…
Po trzech tygodniach nowego roku rośnie góra notatek, książek i spraw do zrobienia, pojawia się co jakiś czas Nowy Gość, który umie dobrze przyrządzić kurczaka. Ktoś inny dzięki zimowej aurze jest kontuzjowany i wygląda jak motocyklista po sezonie. Niektórzy znajomi pokazują, co chowali od zawsze za uszami i weszli w rolę psa ogrodnika.
Co więcej, okazało się, że dwoje moich bliskich przyjaciół po cichu martwiło się o mnie, gdyż w pokoju zaczęło przybywać książek z bajkami dla dzieci. Aga zaczęła się zastanawiać, jak zacząć ze mną poważną rozmowę, bo według niej wyglądało to niepokojąco. Piter chyba bał się poruszyć temat i dowiedzieć się prawdy, ale ostatecznie sprawa sama się rozwiązała. Oboje odetchnęli z ulgą, gdy powiedziałam im, że piszę pracę na temat literatury dla dzieci… badam teksty pod względem językowym i semantycznym.
Po niemalże osiemnastu latach ciężkiego procesu edukacji, w Dzień Dziecka będę mogła, będąc w todze, rzucić sobie czapką i oficjalnie nazywać siebie osobą dorosłą, nieuczącą się. Jak ten czas leci! A dopiero miałam 5 lat, różowy plecaczek z myszką i marzyłam o pójściu do zerówki. Codziennie sprawdzałam, czy wszystko spakowałam na lekcje: piórnik, zeszyty, chlebak, pepegi. Jakaż była moja radość, gdy pewnego dnia mama przyniosła mi te wszystkie szkolne przybory! A jaka byłam rozczarowana, kiedy 1 września nie mogłam zabrać przecudnego tornistra, tylko musiałam ubrać się w białą bluzeczkę i granatową spódniczkę…
Mój proces edukacji wiele mnie nauczył, nie tylko wiedzy merytorycznej. Szkoła i ludzie w niej przynieśli mi wiele wiedzy o życiu.
Muszę wypełnić misję, którą czuję w środku. Pewnie niedługo ja kupię jakiemuś 6-latkowi piórnik i plecak, wezmę za rączkę i pójdę na rozpoczęcie roku. Pewnie będę czuła się nieswojo, bo już nie jako uczennica… będę stać w rzędach mamuś i tatusiów. To wszystko nastąpi za lat kilka. Być może. Teraz wydaje się być bardzo odległe, za mgłą niepewne. Jak znam życie, czas przemknie szybciej niż bym chciała.
Są ferie. Dzieciaki szaleją w parku na górce, zjeżdżając na sankach, jabłuszkach i na czterech literkach. Strasznie im zazdroszczę, bo mnie już niestety nie wypada. W moim wieku można wybrać się na narty albo snowboard. Dzieci mogą piszczeć, krzyczeć z radości, wołać głośno jedno przez drugie, wprost i szczerze mówić, co im ślina na język przyniesie. Dorośli ograniczeni są do wyrażania radości werbalnie. Mogę odpowiednio dobrać słowa do tego, co obecnie czuję. Jeśli zacznę skakać, piszczeć i krzyczeć, uznają mnie za wariatkę. Naprawdę czasem brakuje mi swobodnego wyrażenia wszystkiego, co mam w środku. Nie dla wszystkiego mamy określone słowo, nie zawsze zdaniem oddam każdą myśl.
Z dzieciństwa pozostało mi uciekanie do świata marzeń i wyobraźni. To najlepszy wynalazek umysłu. Niestety potrafi uzależnić, ale umie też pomagać w codzienności. Bo kto dałby radę cały czas żyć tym, co takie realne, popadać w rutynę, nie mieć ciągot do szaleństwa i spoważnieć obrzydliwie.
Kasia Smolińska
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!