TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 16:37
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Patyczaki

Patyczaki

Wakacje dla większości tych, którzy je mieli, dobiegły kresu. Zapewne niektórzy byli na jakichś wczaso-religijnych wyjazdach. Wspólnym mianownikiem takich form była zapewne modlitwa, może codzienna Eucharystia, słuchanie Bożego słowa, jakieś konferencje i ogólnie normalne podejście do Bożych spraw. Bo sprawy Boże to nie musi być jakiś wstydliwy margines życia, zredukowany do 45 minut w tygodniu, żeby być względnie w porządku przed Bogiem. Sprawy Boże mogą być codziennością. Jak jednak „urządzić” sobie taką codzienność w szarzyźnie roku szkolnego/akademickiego? Czy tak się da?

Odpowiedzią jest mała wspólnota we wspólnocie Kościoła. To jest m.in. właśnie to – Boże sprawy i Boże myślenie wchodzące w codzienność. Dzięki temu jest szansa, że Bóg będzie na pierwszym miejscu. Choć nie od razu oczywiście. Wiele zależy od człowieka i jego pragnień, ale istotne jest także środowisko, które tym pragnieniom pozwoli się rozwijać. Będzie to możliwe, jeśli ludzie i forma spędzanego czasu nie będą zbytnio przeszkadzać Panu Bogu w pracy nad człowieczym sercem. Czym zatem kierować się przy wyborze wspólnoty? To pytanie ma w sobie błąd – to częściej Bóg wybiera nam wspólnotę, a nam się tylko wydaje, że jest odwrotnie. W ten sposób możemy niekiedy znaleźć się wśród ludzi, których normalnie omijalibyśmy bardzo szerokim łukiem. Z omijaniem wzrokiem na czele. Bóg jednak dał nam również rozum i nie dał go nam jako jakiejś zbędnej aplikacji. Jest on darem Ducha Świętego. Dlatego coś takiego jak wybór wspólnoty ma swój sens. Bo można trafić do grupy i coś się po głowie zaczyna telepać, że chyba pomyliło się miejsca, ale szkoda to zostawić, bo ludzie do zniesienia i pizza smaczna. I można tak latami z tymi ludźmi i przy tej pizzy siedzieć i czuć, że powinno się zmienić towarzystwo i menu, ale nic z tym nie zrobić. Dlatego na pewne rzeczy warto zwrócić uwagę. 

Dobrze jeśli kapłan we wspólnocie będzie nie tylko spoko kolesiem biegle władającym młodzieżowym slangiem, z modną fryzurką i biegającym w fajnych portkach. Ważniejsze, żeby był mądrym człowiekiem. Co nie znaczy, że fajne portki i życiowa mądrość się wykluczają. Może mieć natomiast wyjątkową właściwość bycia wkurzającym, co nie oznacza od razu, że jest głupi (w sumie na pewnym etapie rozwoju religijnego człowieka księża dzielą się na dwie kategorie: „fajnych” i „głupich” – nie wiem dlaczego). Poza kapłanem we wspólnocie są inni ludzie, którzy mogą być równie denerwujący, jak ksiądz, ale nie jest to sygnał, by od razu stamtąd zwiewać. Częściej do poważnego rozważenia zmiany środowiska w przypadku wspólnoty powinna skłaniać zbyt sielankowa atmosferka. Jak jest ci za dobrze we wspólnocie to znaczy, że jest niedobrze. Nie chodzi tutaj o jakiś rodzaj religijnego masochizmu, zmuszający do szukania tych, którzy najbardziej będą doprowadzać cię do szału. Ale ma rację ojciec Augustyn Pelanowski, pisząc, że „będąc z Bogiem wszystkiego dowiemy się o sobie, wszystko wyjdzie na jaw”. Na jaw wychodzi zawsze to, co jest niewygodne, trudne i rodzi napięcia. Jeśli we wspólnocie wszyscy uważają, iż dobrze, że jesteś i ty tak samo myślisz o wszystkich – czegoś brakuje. A raczej Kogoś. 

Obok zasobów ludzkich we wspólnocie ważne jest menu. Może w nim występować pizza, pepsi, kiełbaski z ogniska albo Eucharystia, modlitwa, chleb słowa Bożego, którym można się łamać i który łamie sumienie. Podstawowe pytanie – czym przede wszystkim karmisz się we wspólnocie? 

Wspólnota to jest szalenie ważna sprawa, bo lepiej żyć z innymi patykami niż samemu, nawet jeśli te patyki kłują cię w bok. A nawet lepiej jak kłują.

Katarzyna Strzyż

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!