TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 02 Sierpnia 2025, 15:08
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Parkuj i jedź albo czyń lub giń

Parkuj i jedź albo czyń lub giń 


Nie wiem czy Miron Białoszewski jest moim ulubionym poetą. Po prostu nie wiem, więc nie powiem. Ale z pewnością w różnych okolicznościach życiowych przypominają mi się jego wiersze, a nawet czasem myślę jego wierszami (jak ktoś mówi, żeby o coś poprosić, a ja sądzę, że raczej Gucio z tego wyniknie, to zawsze sobie myślę „w Zawichoście na moście stoi baba/ ją proście..”).. No i bardzo ważny jest dla mnie tytuł wiersza „Spotkanie w barze mlecznym i niespodziewanym”. Bo tam jest „i” a nie na przykład „z”.
Chodzi mi o to, że przymiotnik „mleczny” w zwrocie „bar mleczny” nie ma charakteru przymiotnikowego tylko jest takim rzeczownikowym mlecznym. Nie tak jak by było w „kolorze mlecznym”. Rozumiecie? Ale „bar niespodziewany” jest z kolei super przymiotnikowy. I to jest podwójne – bo to „niespodziewane” jest zupełnie niespodziewane. Szczerze mówiąc uwielbiam to, bo to się tak przewraca. Po prostu przewraca. Bardzo lubię jak się tak przewraca w myślach, bo się rozbijają stereotypy, które są skądinąd tak mocne i trudne do rozbicia. A to potrzebne jest jak nie wiem, żeby nie było ich. Stereotypów.
A dopiero teraz do rzeczy! Miałem wolny dzień. Mój tata zawsze jak ktoś mu mówił, że czegoś nie wolno, to odpowiadał „jak nie wolno, to szybko!”. I to się zasadniczo sprawdza. Ale nie zawsze, bo ja jak mam wolny dzień, to niby wolno, a przecież też szybko! Żeby było szybciej jeszcze wjeżdżam samochodem na parking „parkuj i jedź”, obok bazarku. Bo tam mnie wysłała żona. To znaczy wysyłała na bazarek, nie na parking. Ale pomyślałem, że na parking najszybciej. Przy wjeździe nic nie chcą. Otwiera się szlaban i wpuszcza. Kwitka nie daje. Jak wpuścił to i wypuści. Wróciłem po 15-20 minutach. W rękach siaty, najmarniej 10 kg (głównie ziemniaki). Wsiadam, próbuję wyjechać. A właśnie nie wypuszcza. Bo nie. Nie ma żadnej kasy, ani w ogóle nic nie ma. Ale jest guzik z napisem „sos”. Mam oczywiście chwilę durnego zastanowienia typu „sos do pizzy?”, ale domyślam się, że chodzi raczej o SOS. Naciskam.
- No?
- Nie mogę wyjechać.
- No widzę przecież…
Aha, czyli mam być bardziej precyzyjny. - Chciałem spytać – jak mam wyjechać?
- To jest parking miasta stołecznego Warszawy typu „parkuj i jedź”. Którego z tych słów pan nie rozumie?
- Nie wiem, myślałem, że rozumiem wszystkie. Po pierwsze – zaparkowałem, po drugie „i”, a po trzecie – chcę wyjechać.
- Aha. Czyli nie rozumie pan punktu trzeciego.
- Jak to?
- Chce pan wyjechać samochodem?
- Nie. Na słoniu. Ale samochód też bym zabrał.
- Nie może pan samochodem wyjechać. Metrem pan może wyjechać.
- Ale ja nie chcę metrem tylko samochodem!
- No właśnie. To jest ten problem. Bo pan mi będzie teraz mówił co pan chce, a ja panu powiem co pan może.
- No dobrze, co ja mogę?
- Może pan pójść do metra, kupić bilet i potem go skasować.
- Ale po co?
- Żeby zostawić tu samochód i sobie pojechać metrem!
- Ale ja nie chcę zostawiać samochodu
- To już chyba przerabialiśmy co tam pan sobie chce. Ważne jest to, co pan może.
- Czyli to jest jedyna możliwość z tym biletem?
- Nie. Czemu? Może pan mi jeszcze zapłacić 100 zł kary za nieuzasadnione parkowanie… Skoro nie chce pan jechać, to po co było parkować?
- To rzeczywiście wolę bilet. Może być byle jaki?
- A jak pan myśli? Jasne, że nie. Przecież nie opłaca się panu samochodu zostawiać na 20 minut! Co najmniej dobowy za 15 złotych. Za 50 groszy to pan mogłeś na ulicy postawić przecież.
- Ale po co mi taki bilet?
- Nie, no z panem jak z dzieckiem! Samochód będzie na parkingu, to jak pan z tymi zakupami do domu dojedzie?
- Aaaa! Coś mi zaczyna świtać! Czyli mam wziąć te torby, kupić bilet, wsiąść do metra i pojechać do domu!
- No wreszcie… Panie, te inteligenty z Żoliborza, to mnie kiedyś wykończą. Każdemu jednemu muszę tak jak panu tłumaczyć. Postawiłeś pan na „parkuj i jedź”, no to żesz parkuj pan i jedź stąd jeden z drugim!
No i po co były te wszystkie rozważania? Wziąłem 10 kg w rękę i metrem prosto do domu.
Wpadłem nieco zdyszany. W progu przywitała mnie Anita.
- Gdzie zostawiłeś samochód? Chciałabym pojechać do fryzjera.
- Wiesz kochanie, że to są dwie zupełnie inne sprawy – to co chcesz i to co możesz. Pan mi tak na parkingu uświadomił. Bilet na metro mogę ci pożyczyć…
I tak się przekracza stereotypy w barze mlecznym i niespodziewanym. A jeśli jesteś prawdziwym mężczyzną to czyń lub giń. I nie marudź. Zająłem się więc Jeżem, bo jeździć już nie miałem czym. Na razie. Bilet mam w końcu na dobę…


Łukasz Święcicki

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!