Nienawidzę stycznia
Styczeń to mój najbardziej znienawidzony miesiąc. Modlę się jeszcze czasami o jak najszybsze przeminięcie listopada. Styczeń jako pierwszy z miesięcy w roku, jest chyba najtrudniejszy do przetrwania. Pomijam, że naukowcy odkryli, iż to właśnie w tym miesiącu najwięcej ludzi zapada na depresję i popełnia najwięcej samobójstw, zaraz po listopadzie. Zerkam do moich zapisków sprzed roku. Wtedy to podeszłam do stycznia optymistycznie! Spotykałam się z przyjaciółmi i nie przeszkadzała mi zawierucha śnieżna. Przyglądałam się kotu, który tak śmiesznie skakał po zaspach. Nie przejmowałam się aż tak utrudnieniami zimowymi dla zmotoryzowanych, a teraz moje podejście nieco się zmieniło po osobistych przeżyciach komunikacyjno-technicznych. Obecnie mam mniej czasu na spotkania towarzyskie z racji ostatniego roku studiów, pisania pracy i zbliżającej się sesji. Klnę pod nosem, gdy ostry, mroźny wiatr utrudnia mi choćby przejście kilku metrów chodnikiem. Mieszkam też w innym miejscu i nie ma już kota. Nie ma też osób, z którymi spędzałam większość doby. Za kotem tęsknię bardziej. Z natury jestem uparta i jak sobie coś wmówię, to trudno mi jest zrezygnować. Zawzięta jestem i tyle. Nie mogę się pogodzić z tym, co zaszło ponad pół roku temu. Sama mam tyle chęci i energii, by poskładać, naprawić, złożyć do kupy. Wciąż towarzyszą mi dobre myśli. A może gdyby tak jeszcze kilka osób pomyślało pozytywnie, to może wspólnymi siłami wreszcie by się mogło spełnić? Nie podejmuję się postanowień, by uniknąć rozczarowania. Nie wiem, co mnie czeka w tym roku, choć po cichu chciałabym realizacji skrytego pragnienia. 2010 przyniósł mi ogrom zmian. Może kiedyś je zrozumiem, bo póki co, pewnych spraw nie przyjmuję do wiadomości…
Kasia Smolińska
jocasia@poczta.fm
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!