Ludzkie łzy
Łzy, czyli słonawe krople przezroczystej cieczy, wydobywającej się z oka. Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy zapłakałem. Z przekazów rodziców wiem, że po urodzeniu, zaraz, gdy pojawiłem się na świecie. Mama opowiadała mi, że pierwsze moje noce były bardzo niespokojne. Jakbym musiał przyzwyczaić się do nowego miejsca, w pewnym sensie do odmiennej formy istnienia, poza bezpiecznym łonem matki. Jako dorastające dziecko byłem bardzo pogodny. Rzadko płakałem. Pierwsze świadome łzy były związane z pewnym wypadkiem. Na placu zabaw rozpędzona huśtawka poraniła okolice mojego prawego oka. Pamiętam tę sytuację bardzo wyraźnie. Jak żywe stają przede mną uczucia silnej paniki i lęku. Zapytałem wówczas mamy, czy nie umrę i ciągle słyszę w sobie jej słodko brzmiący głos, dodający mi wówczas odwagi, że od tego się nie umiera. Rana była głęboka i wymagała szycia. Płakałem wtedy jeszcze przez chwilę.
Łzy towarzyszą życiu. Mówią o człowieku. Mogą być bardzo wylewne albo kontrolowane. Prawdziwe lub udawane. Mogą stać się również narzędziem manipulacji w celu osiągnięcia określonych korzyści. Spotkałem w moim życiu różne łzy. Jedne z nich dotykają mojej pamięci i są ,,bez twarzy’’. Szedłem ulicą i z okna dobiegł mnie ujmujący spazm bólu. Jakby stanęło przede mną spersonifikowane w postaci głosu ludzkie cierpienie. Ten dźwięk wydobył z wewnętrznego świata bólu tej osoby całą nagą prawdę o jej duszy. Wszechogarniająca niemoc i bezsilność połączona ze złością i niepogodzeniem się na swój los. Jeszcze długo słyszałem ten głos i chyba tak do końca nigdy mnie nie opuścił.
Jednak są takie łzy, które mają bardzo konkretne twarze. Są nimi nagła choroba, zdrada małżeńska, pozostawienie kogoś w samotności. Widziałem te twarze. Chciałbym opowiedzieć o jednej, którą ciągle przed sobą widzę. To oblicze matki, która straciła swoje dziecko.
To był zwykły dzień. Wróciłem po zajęciach w szkole i nagle zaczęły napływać informacje, że ksiądz z diecezji kaliskiej stał się ofiarą śmiertelnego wypadku. Pierwsze teksty na portalach informacyjnych podawały tylko szczątkowe fakty. Młody mężczyzna, ksiądz, zderzenie czołowe, nie przeżył. Nie mówiły o kogo chodzi. Po kilku godzinach już wszystko było wiadome. To ks. Marek.
Niedowierzanie, ból, poczucie straty i pytanie, które zawsze rodzi się, gdy umiera ktoś bliski, dlaczego teraz? Pamiętam, że na modlitwie powracały wspomnienia. Przypomniała mi się nasza ostatnia rozmowa, podczas której myjąc podłogę powiedział mi, że wszystko co robisz rób z miłością. Nie zapominaj o niej i dodał: pamiętaj o tym, jak odejdę. Pogrzeb był momentem bardzo poruszającym. Rodzina Marka, delegacje, ministranci z pierwszej parafii z Burzenina, przemówienia. Wyrazy szacunku i uznania oraz wdzięczności kierowane w kierunku zmarłego, te wypowiedziane, ale też te ukryte, w sercach. Wśród tych wszystkich osób była ta jedna, która jak nikt inny była złączona z Markiem. Jego mama. Od samego początku, kiedy tylko rozpoczął się pogrzeb słyszeliśmy jej łzy. Głośny krzyk bólu matki, który obrazował jej rozdarte serce. Cierpienie, którego nie można w żaden sposób złagodzić. Cierpienie, którego nie można w żaden sposób zrozumieć. Można przy nim tylko pokornie trwać i czekać.
Może to dziwnie zabrzmi, ale jestem wdzięczny Bogu za ludzkie łzy. Nie dlatego, że chcę ludzkiego cierpienia, ale dlatego, że każda z nich to niezapomniana historia. Każda ludzka łza budzi mnie z obojętności. Sprawia, że wstaje z miejsca i odkrywam, że wszystko może za chwilę być niczym, że to co mam mogę za chwilę stracić. Każda łza jest dla mnie szlachetnym impulsem do wdzięczności, do walki, a przede wszystkim do tego, aby doceniać małe chwile, z nich się cieszyć i to właśnie ich co raz bardziej pragnąć.
Na zakończenie tego tekstu chciałbym dedykować wiersz Kazimierza Dąbrowskiego wszystkim, którzy płaczą i powiedzieć: Traktujcie swoje łzy jako drogę do wzrostu, nigdy do rozpaczy. Tego chce nasz Pan: Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem będą pocieszeni.
„Posłanie do nadwrażliwych” - Kazimierz Dąbrowski
Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi!
Za waszą czułość w nieczułości świata,
i za niepewność - wśród jego pewności,
za to, że odczuwacie innych tak jak siebie samych
zarażając się każdym bólem
za lęk przed światem, jego ślepą pewnością, która nie ma dna
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego nawet brudu ziemi -bądźcie pozdrowieni!
ks. Michał Włodarski
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!