TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 09:29
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Kto uwierzy niech przyjmie chrzest (a ochrzczony niech uwierzy)

Wiara nasza codzienna

Kto uwierzy niech przyjmie chrzest

(a ochrzczony niech uwierzy)

Wiara - tak jak miłość - nie jedno ma imię. Warto raz po raz zapytać, czy wiara moja jest wiarą Abrahama, Izaaka, Jakuba? Czy jest wiarą Świętego Augustyna, Świętego Tomasza z Akwinu, czy Świętej siostry Faustyny Kowalskiej? Drogę sakramentalną otwiera nam chrzest święty i wiara jest elementem zasadniczym, decydującym o jego przyjęciu. Na zarzuty dotyczące chrztu dzieci odpowiadamy, iż otrzymują go na podstawie wiary rodziców. Jeżeli rodzice święcie są przekonani, iż tylko ta droga jest prawdziwa, to logiczne, iż drogą tą poprowadzą swoje dziecko. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa chrzest ze względów oczywistych przyjmowali dorośli. Nowy Testament ukazuje nam nawet pewien schemat, prowadzący do przyjęcia tego sakramentu. Najpierw należało uwierzyć w Jezusa Chrystusa. Nierzadko wiązało się to z mocnym doświadczeniem. Często domagało się nawrócenia, czy całkowitej zmiany dotychczasowego stylu życia. Pewnie najbardziej spektakularne doświadczenie obecności Pana Jezusa przywołane jest w wydarzeniach pod Damaszkiem, które stały się udziałem Szawła. Po wykładni otrzymanej od Ananiasza, mógł on przyjąć chrzest. Ale i dworzanin etiopski, choć nawracać się nie potrzebował, to jednak musiał otrzymać pouczenie, by uwierzył w Jezusa Chrystusa. Zatem od utwierdzenia w wierze do chrztu, była kiedyś mniej lub bardziej długa droga. Dziś chrzest otrzymują dzieci, a rodzice (i chrzestni) mają obowiązek doprowadzić dziecko do żywej wiary. A jak to wygląda w praktyce? Kościół wielokrotnie przypomina, że wiara to nie tylko uznanie, że Bóg istnieje i nie tylko postępowanie według jej zasad. Wiara musi być nawiązaniem głębokiej relacji z Panem Bogiem. Długi to proces i najlepiej trzymać się prawideł „czym skorupka za młodu nasiąknie”. Chrzest nie jest aktem jednorazowym, bo łaska i zobowiązania zeń płynące, rozciągają się na całe życie.
Pierwotnie wspaniale wyrażała to symbolika nabożeństwa, które odbywało się w specjalnych baptysteriach. Katechumen przed wejściem do wody zdejmował szaty. Było jasne, że zrzuca z siebie „starego człowieka”. Zanurzony w wodzie umierał dla grzechu, by wychodząc z niej, miał udział w zmartwychwstaniu Zbawiciela Jezusa Chrystusa.  Biała szata, którą przyodziewał wówczas, była tego potwierdzeniem. Nowa świecka tradycja dotycząca chrztu dzieci kładzie jednak nacisk na zgoła inne elementy. Najważniejszym wydaje się być przyjęcie wieńczące uroczystość. I pomyśleć, że pierwotnie liturgia chrzcielna wpisana była w obchody paschalne. I wszystkim to pasowało. Obecnie mamy wskazanie, by sakrament chrztu dzieci miał miejsce podczas niedzielnej Mszy św. przy licznym udziale wiernych, a za odejściem od zasady muszą stać poważne racje. Trudno polemizować z rodzicami, gdy przy ustalaniu terminu, wyznacznikiem jest zarezerwowana godzina w lokalu. Niemniej jeszcze większy problem to weryfikacja zobowiązań, które biorą na siebie rodzice i chrzestni. Szafarz sakramentu wyjaśnia im na wstępie: „Drodzy rodzice, prosząc o chrzest dla swojego dziecka, przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze (…) Czy jesteście świadomi tego obowiązku?”.
Nigdy pewnie nie zdarzyło się, by rodzice odpowiedzieli: „Nie mamy zielonego pojęcia!”. A potem to dziecko, które w wierze ma wzrastać, trafia w końcu do szkoły i na lekcjach religii okazuje się, że nie potrafi się przeżegnać. Szczęście, gdy są jeszcze dziadkowie, którzy ten obowiązek przejmują na siebie. Niemniej nauczycielami wiary winni być rodzice. Nie ma też co ukrywać, że w tym względzie mówienie dziecku o „Bozi” i pokazywanie świętych obrazków to jeszcze za mało.
Szkoła wiary jest tam, gdzie dziecko widzi modlących się rodziców i w niedziele idzie z nimi do kościoła. Jeżeli z praktykowaniem wiary przez rodziców jest jakiś problem, to ratunek mamy w rodzicach chrzestnych, którzy obowiązkowo muszą być katolikami praktykującymi.
Ale, gdy praktykująca chrzestna mieszka w Anglii i chrześniak zobaczy ją dopiero podczas swojej Pierwszej Komunii Świętej, to taka chrzestna też na nic się nie przyda? Pomijam fakt, że raz po raz chrzestni niewiele mają z wiarą wspólnego, mimo, iż przedłożyli „cudem otrzymane” zaświadczenie o praktykowaniu.
W początkach Kościoła mieliśmy więc wzrastanie katechumena w wierze, a potem chrzest, a teraz mamy chrzest i potem na długi czas może już niczego nie być! Ratunkiem staje się katecheza szkolna, przygotowanie do Pierwszej Komunii Świętej i potem do bierzmowania. W Wigilię
Paschalną odnawiamy - już świadomie - zobowiązania płynące z chrztu świętego, ale pewnie raz po raz warto sobie wyobrazić, iż po stopniach wchodzimy do basenu chrzcielnego po to, by zostawiać
za sobą, to co Święty Paweł wymienia w katalogach grzechów (zob. List św. Pawła do Galatów 5,19-21; 1 List św. Pawła do Koryntian 6,9-10), a wynurzając się z niego - przyoblec się w cnoty - także przez Apostoła Narodów wskazane
(zob. List św. Pawła do Kolosan 3,12-14).
Oby ta woda z nas nie spłynęła.

ks. Piotr Szkudlarek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!