Kiedy Kościół zadowoli swoich reformatorów?
Od kilku tygodni na kolegium redakcyjnym zastanawiamy się, czy opublikować przygotowany przez koleżankę artykuł na temat nierozerwalności małżeństwa, powstały m.in. w konfrontacji z codziennymi sytuacjami często dramatycznymi, które wydają się niemal krzyczeć o jasne, konkretne i ostateczne przypomnienie nauki Kościoła na ten temat i znaczenia tego sakramentu.
Jakkolwiek jesteśmy przekonani o trafności stawianych w nim tez, to jednak toczące się również na łonie Kościoła i to w gremiach o wiele wyżej postawionych niż nasze kolegium redakcyjne, dyskusje na temat rodziny i pojawiające się, również w prasie katolickiej, doniesienia o możliwym „otwarciu” jeśli chodzi o przystępowanie do Komunii Świętej dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych sprawiły, że wstrzymywaliśmy się z publikacją. Ja osobiście jestem głęboko przekonany, że Kościół przez swoich ojców synodalnych nie podejmie żadnych decyzji, które mogłyby „podminować” nierozerwalność małżeństwa. Jedyny pewnik, z jakim mamy do czynienia na dzień dzisiejszy, to pismo skierowane przez papieża Franciszka do ks. Pio Vito Pinto, dziekana Trybunału Roty Rzymskiej z prośbą o rozpatrzenie możliwości przyspieszenia rozwiązania małżeństw ważnych, ale nie dopełnionych. W mediach z tej jednej sytuacji, o której wspomniał papież Franciszek, natychmiast „zaokrąglono” temat pisząc, że Papież chce ułatwienia i przyspieszenia wszystkich procesów o stwierdzenie nieważności sakramentu małżeństwa, ale nie to nas dzisiaj interesuje. Powiedzmy, że jest wola, aby się tym procesom przyjrzeć i załóżmy, że kiedyś będzie o nie łatwiej.
Wydawać by się mogło, że takie podejście powinno zadowolić, oprócz bezpośrednio zainteresowanych, również te organy medialne, które odkąd uzyskaliśmy niepodległość, nie ustają w trudach przeprowadzenia „reformy Kościoła katolickiego od zewnątrz”, chyba nie muszę Czytelnikom przytaczać nazw i tytułów tych organów. Ileż to się naczytaliśmy o nieszczęściach małżeńskich i rodzinnych spowodowanych tylko i wyłącznie opresyjną i patriarchalną instytucją katolickiego małżeństwa, prawda? Więc pewnie i oni się ucieszą, że idzie nowe, że łatwiej będzie stwierdzić nieważność. Okazuje się jednak, że nie. Okazuje się, że oni już „ze swoją pracą i misją” poszli dalej.
Właśnie dzisiaj w internetowym wydaniu przodującego w wyżej wspomnianym procederze dziennika przeczytałem na stronie głównej złowrogo brzmiący tytuł: „Kościół: tego małżeństwa nie było”. I dalej czytamy co następuje: „Wyrok zaczyna się od słów: “W imię Trójcy Przenajświętszej”. Przyszedł listem poleconym, z pieczątką Metropolitalnego Sądu Duchownego w Poznaniu. Nie mogłam uwierzyć - mówi Marta, 42 lata, matka 12-letniego syna. Sąd “po wezwaniu Imienia Bożego” orzekał, że “udowodniono nieważność małżeństwa” Marty. Nastąpiło to z tytułu “niezdolności z przyczyn natury psychicznej do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich po stronie pozwanej”. Pozwaną była Marta. Powodem - jej były mąż”.
Prawda jak to strasznie brzmi? Te dramatyczne krótkie zdania niczym uderzenia batem? I ja naprawdę nie wnikam w ten konkretny przypadek, nie oceniam czy Trybunał miał rację, czy nie. Chodzi mi o coś zupełnie innego. Chodzi mi o to, że czegokolwiek by Kościół nie zrobił, aby się „dostosować” do świata, aby się „zreformować” w taki sposób, aby dogodzić i sprostać wymaganiom tych wszystkich redaktorów i „autorytetów moralnych”, oni nigdy nie spoczną. Nigdy. Bo im nie chodzi o łatwiejsze stwierdzenie nieważności albo o Komunię Świętą dla rozwodników. Im chodzi o zniszczenie Kościoła. Nie żebym się ich obawiał, bo Kościoła Chrystusowego nawet „bramy piekielne nie przemogą” a cóż dopiero ci „reformatorzy”. Ale jest bardzo ważne, abyśmy wszyscy wiedzieli O CO IM chodzi.
ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!