Ja i Judasz
Od zawsze interesowała mnie scena. Będąc w szkole podstawowej grałem w wielu przedstawieniach. Lubiłem próby, przygotowania, szukanie strojów. Pasjonowało mnie również uczenie tekstów oraz możliwość stania się na chwilę kimś innym. Jednak gdybym miał przypomnieć sobie, w jakich przedstawieniach brałem udział, to nie pamiętam zbyt wielu szczegółów. Owszem wiem, w jakim okresie były one przygotowywane, ale co mówiłem, co miałem na sobie, jak się czułem jest owiane jakby zasłoną niepamięci. Inaczej przeżywałem swoją obecność grając w Ostrowskim Misterium Męki Pańskiej. Jaka jest różnica?
Będąc diakonem i wikariuszem w Ostrowie Wlkp. przez cztery lata grałem jedną i tę samą rolę. Była to postać Judasza, zdrajcy Chrystusa, człowieka przeklętego. Pamiętam, że kiedy zaproponowano mi, by wcielić się w tę postać, odczułem wewnętrzny sprzeciw, wręcz oburzenie! Dlaczego ja mam być Judaszem! To wstyd! Nie chce mieć z kimś takim nic wspólnego! Jednak w miarę upływającego czasu zacząłem oswajać się z tą myślą. Próbowałem stworzyć w sobie jego obraz. Zacząłem wyobrażać sobie jego życie. Moment narodzin, kiedy jego ojciec wziął go na kolana i nadał mu imię. Chwile kiedy dojrzewał, przeżywał pierwsze życiowe zawody i upokorzenia, ale też momenty, gdy jego wnętrze przepełniała radość. Wyobrażałem sobie, że nie był złym człowiekiem. Odczuwałem w sobie wielkie wzruszenie, kiedy w duchu przenosiłem się do momentu, gdy Chrystus Go powołał. To spotkanie musiało być niezwykłe! Jezus zobaczył w nim wielki potencjał dobra, który urzekł jego serce! Stał się uczniem, uczniem Miłości. Próbowałem również zrekonstruować w sobie jego bycie we wspólnocie, czyli to w jaki sposób uzdrawiał w imię Jezusa, to jak o Nim mówił, jak pomagał ubogim (przecież chyba nie od zawsze kradł!).
Jednak to były tylko wyobrażenia. Judasza w sobie zacząłem czuć, kiedy bezpośrednio już przygotowywaliśmy się do misterium. Kiedy ubrałem strój ucznia, kiedy przefarbowano mi włosy, widziałem w sobie zewnętrzną zmianę, która zaczęła dotykać mojego serca. Pojawiała się myśl, natrętna niczym ten przyjaciel z przypowieści, który prosi o chleb: Czy jesteś inny od niego? Czy jesteś lepszy? Czym się od niego różnisz?
Momentem przełomowym było już samo misterium. Wraz z żołnierzami stałem przy ognisku i zacząłem prosić Boga, bym dobrze zagrał tę rolę i stał się na chwilę Judaszem! Nie wiem co się stało! Nie rozumiem tego! Poczułem i zobaczyłem, że jestem do niego bardzo podobny! Uświadomiłem sobie, że mogę zdradzić, że jestem do tego zdolny. Będąc już na scenie, kiedy zdradziłem Jezusa, zbiegłem z niej i zacząłem krzyczeć spontanicznie: jestem potępiony, jestem przeklęty! Nie było to zaplanowane, w żaden sposób wyreżyserowane. Był to jakiś impuls serca!
Kiedy już odszedłem daleko poza scenę, pozostałem ze swoim szybko bijącym sercem. Oczy widzów, gdzieś z oddali jeszcze podążały w moim kierunku. Był taki moment, kiedy nie było już nikogo. Doświadczenie duchowe, silne emocje, kapiąca ruda farba i to silne przekonanie, jakby odkryte przede mną, jak krucha jest moja natura, zdolna do wszystkiego. Po tej scenie przekonałem się jak nigdy dotąd, że o moje serce toczy się nieustanna walka! Siły dobra i zła stoją na polu bitwy o moje zbawienie, o moją wieczność w miłości. Uświadomiłem sobie, że jestem kruchy, bardzo niepewny! Zacząłem wołać do Boga z przejętym sercem: „Ojcze spraw, by nie zgubiła mnie pycha! Broń przed zbytnią pewnością! Wyzwól moje serce z myślenia o sobie, że jestem kimś lepszym, mądrzejszym, świętszym!”
Współtworzenie dzieła Ostrowskiego Misterium było dla mnie czasem zachwytu nad człowiekiem! Niezwykle wzruszające były dla mnie obrazy, kiedy widziałem, jak młodzi ludzie całym sercem wchodzili w swoje role. Ich zaangażowanie, przeżycia były dla mnie wielką inspiracją i zachętą do duszpasterskiej pracy! Jestem wdzięczny Bogu za osobę ks. Dariusza Brylaka, który odgrywał rolę Jezusa i prowadził próby. Za każdym razem grał naszego Pana w inny sposób oraz swoją osobą przekonywał nas, że to co robimy może zmienić życie wielu osób.
I na koniec. Gra w misterium pokazała mi, że wobec tajemnicy śmierci Chrystusa wszyscy jesteśmy tacy sami. Ciągle krzyczymy: „Ukrzyżuj!”, by po chwili błagać o miłosierdzie. Męka i śmierć Jezusa zmusza do tego, by ściągnąć maski i zobaczyć nagą prawdę. To odkrycie wyzwalające, prowadzące do wzrostu!
ks. Michał Włodarski
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!