Czym Kościół przyciągnął upadłego aktora?
Dość sceptycznie podchodzę do spektakularnych nawróceń, ale chciałbym dzisiaj napisać kilka słów o głośnym ostatnio przypadku amerykańskiego aktora Shii LaBeoufa. 36-latek przechodził bardzo burzliwy okres swojego życia.
Walczył z uzależnieniem alkoholowym i wpakował się w masę różnych kłopotów: został oskarżony o plagiat, narkotyzowanie się w publicznym miejscu, kradzież, jedna z jego byłych dziewczyn oskarżyła go o znęcanie się fizyczne, a inna o molestowanie seksualne. I to tylko niektóre wybryki z długiej listy. Jak sam stwierdził, jego życie było piekłem i pistolet leżał już na stole, bo nie chciał dłużej żyć. Właśnie wtedy odezwał się do niego niemniej burzliwie żyjący twórca, reżyser (który zaczynał od filmów pornograficznych) Abel Ferrara. Akurat obaj uczestniczyli w jakiejś wirtualnej grupie wsparcia w wychodzeniu z uzależnień. Ferrara zaproponował mu pracę w filmie o św. Ojcu Pio. Aby przygotować się do roli Shia wyjechał do seminarium San Lorenzo w Santa Ynez w Kalifornii, gdzie nie tylko poznał kapucynów, ale i zaprzyjaźnił się z nimi. Mało tego, musiał nauczyć się Mszy takiej, jak ją sprawował o. Pio i przez kilka miesięcy przyjmował katechezy od siostry zakonnej.
Jak później wyznał w rozmowie z biskupem Robertem Barronem, w ciągu kilku miesięcy to intensywne studiowanie „przestało być jedynie przygotowywaniem do filmu i zaczęło być czymś, znacznie głębszym”. Zaczął odczuwać przemożną potrzebę „poddania się Bogu naprawdę”, co rzeczywiście uczynił z odwagą i gorliwością. Nawrócił się na wiarę katolicką.
Chciałbym teraz podkreślić kilka elementów tego nawrócenia, których Bóg - jak napisał ks. Roger Landry na łamach National Catholic Register - użył do poprowadzenia LaBeoufa od piekielnego życia, w którym był wyjątkowo dobry „w atakowaniu katolicyzmu, ponieważ to pozwalało mu się czuć lepszym”, do bycia na tyle pokornym, aby żałować, uwierzyć i żyć Ewangelią.
Po pierwsze, życie katolickie jakie poznał LaBeouf jawiło mu się jako „pełne zanurzenie”, obejmujące rozum, wolę i uczucia. Choć sam jest aktorem, nienawidził aktorstwa w życiu, swoją ceremonię bar micwy w wieku 13 lat postrzegał jako „odgrywaną”. Szukał uczciwości i ku swemu zdziwieniu odkrył ją w życiu katolickim. Po drugie, pragnął poczucia więzi i znalazł je z kapucynami. Przyciągnęło go serdeczne, przyziemne, szczere braterstwo. Po trzecie, urzekła go Msza, zwłaszcza tradycyjna Msza łacińska, której musiał się nauczyć na potrzeby filmu. Poczuł, jakby podzielono się z nim „sekretem”: otaczało go poczucie rzeczywistości Boga i sacrum. Kiedy odkrył, że został kiedyś ochrzczony przez wujka, a kapucyni pozwolili mu rozpocząć przyjmowanie Komunii Świętej, powiedział, że odczuwał wręcz fizyczny efekt odrodzenia przez wejście w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa.
Po czwarte, był poruszony faktem, że poprzedzili go wielcy nawróceni. Mówił o wpływie św. Augustyna i św. Franciszka z Asyżu, ale głównie o Jimie Townsendzie, oszuście, który zamordował swoją ciężarną żonę i spędził 20 lat w więzieniu, ale nawrócił się i następnych 39 lat przeżył jako kapucyn.
Po piąte, trzeba go było nauczyć modlić się. Wcześniej modlitwa przypominała mu „zapamiętywanie czyichś słów”. Ale kiedy brat kapucyn i biskup Barron wyjaśnili, jak obchodzić się z ciszą i przejść od milczenia do kochających myśli i kochających czynów, wszystko zaczęło się układać.
Po szóste, pragnął spotkać męskiego Jezusa. Czytając Ewangelię, kierowany silnym ojcowskim wpływem kapucyna, zrozumiał różnicę między słabością a łagodnością i pojął, jak łagodność, jaką Jezus okazywał przez całe swoje życie, jest szczytem siły.
Po siódme, musiał odkryć „cel” w życiu, który katolicy zwykle nazywają powołaniem.
Kapucyn nauczył go, że rozeznanie odbywa się poprzez odkrywanie talentów, które dał ci Bóg i określanie, w jaki sposób możesz je wykorzystać, aby pomagać innym.
Po ósme, musiał nauczyć się zbawczego znaczenia cierpienia. LaBeouf uznał, że cierpienie, które znosił i powodował było „bezcelowe”. Dzięki pomocy kapucyna mógł podziękować dziewczynie, która oskarżyła go o molestowanie.
Dziewiątą i ostatnią lekcją było zanurzenie się w życie św. Ojca Pio pośród braci kapucynów. Naśladowanie jego życia, zaangażowania, modlitwy i przeżywania kapucyńskiego powołania z ogromną wiarą, nadzieją i miłością, radzenia sobie z cierpieniem i odrzuceniem - to wszystko dosłownie uratowało życie aktora.
Nie wiemy, czy LaBeouf wytrwa w swoim życiu katolickim, dałby to Bóg, ale wiemy co go przyciągnęło do Kościoła katolickiego. Może przyciągnie też innych. Jeśli się postaramy.
Ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!