TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 15:24
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Chrzest dziecka - trudne sprawy

Chrzest dziecka - trudne sprawy

chrzciny

W poprzednim felietonie omówiliśmy zagadnienia dotyczące formalności kancelaryjnych związanych z przygotowaniem do chrztu w sytuacji zwyczajnej, kiedy rodzice lub jeden z nich proszą kapłana o udzielenie pierwszego z sakramentów dla swego dziecka. Ponadto nakreśliliśmy sprawy od strony rodzica, który zgłasza i prosi o chrzest dla swojej pociechy. Natomiast tym razem omówimy tzw. trudne sprawy związane z przygotowaniem chrztu świętego i spojrzymy na nie z punktu widzenia duszpasterza, który odpowiada przed Panem Bogiem, prawem Kościoła oraz własnym biskupem. A zatem ksiądz musi rozeznać sytuację wiary danej rodziny, by upewnić się, że dziecko będzie miało szanse, by być wychowane w wierze katolickiej.
Zatem kiedy rozmawia i wymaga, to niczego nie wymyśla, jak często mówimy, ani nie jest gorszy od innego księdza, który zgodził się na chrzest bez żadnych wymogów, jak często się słyszy w kancelarii parafialnej lub by się zgodził, bo jest wyrozumiały czy „ludzki”. Otóż duszpasterz udzielając chrztu świętego musi mieć przede wszystkim pewność, że istnieje realna nadzieja na wychowanie dziecka po katolicku. Oznacza to, że musi mieć podstawy, by sądzić, że rodzice są wierzący, że chodzą do kościoła, że znają modlitwy, że nauczą je dziecka, że wyślą je na katechezę i na niedzielne liturgie. A jeśli nie ma zupełnie takiej podstawy, to może nawet odmówić udzielenia chrztu świętego i odłożyć go na późniejszy czas, kiedy rodzice zmienią postawę wobec wiary. Bardzo często ma miejsce sytuacja pośrednia od wyżej dwóch wymienionych, kiedy są rodzice albo wierzący i praktykujący albo nie są praktykujący i nie wiadomo czy wierzący. Chodzi o sytuacje, kiedy rodzice chodzą od czasu do czasu do kościoła, a ich postawa w wierze mało czytelna i dojrzała, niewyraźna i nieprzekonująca dla duszpasterza. W takiej sytuacji rozumiejący sprawę duchowny, w sposób taktowny i grzeczny, ale stanowczy musi zachęcić rodziców dziecka, by poprawili swoje zaangażowanie w sprawy wiary, co przy dobrej woli rodziców przyniesie ogromne dobro. Zatem ten „ludzki” ksiądz, „brat łata”, którego często wierni dają za przykład, nie jest wcale lepszy, gdyż pobłaża i utwierdza rodziców dziecka, że są na dobrej drodze choć zaniedbują sakramenty, modlitwę i życie wiary. Ponadto w jakimś sensie oszukuje wiernych i utwierdza ich małoduszność i braki w wierze, a także stwarza zamieszanie w dekanacie czy okolicy. Natomiast ten wymagający nie jest wcale zły czy niewyrozumiały, a stawiając wymagania czyni to dla dobra dziecka i samych rodziców oraz rodziców chrzestnych. Skoro rodzice są dorośli i założyli rodzinę, to muszą zabezpieczyć dzieciom byt pod każdym względem - nie tylko materialny, ale i duchowy. Dzieci należy kochać, kształcić, wychowywać, wysłać do szkoły i do kościoła, odrabiać lekcje szkolne i uczyć ich także modlitwy oraz wiary.
Zagadnieniem związanych ze zdolnością religijną rodziców do wychowania dziecka po katolicku oraz zdolnością rodziców chrzestnych do tego, by byli przykładem dla swych chrześniaków w wierze jest kwestia „chodzenia do innego kościoła” niż własny parafialny. Uczęszczanie na niedzielną Eucharystię, to jeden z elementów udziału w liturgii, modlitwie i w ogóle w życiu Kościoła. Oprócz Mszy św. są inne sakramenty w parafii, wydarzenia, katechezy, grupy parafialne i w ogóle życie parafii związanej z daną miejscowością, miasteczkiem czy osiedlem większego miasta, gdzie żyjemy. Chodzenie do tzw. innego kościoła musi mieć racjonalne podstawy i jest zawsze wyjątkiem od reguły, a nie czymś normalnym. Ponadto proboszcz bierze odpowiedzialność na swojego wiernego i gdy go nie zna ani z niedzielnej liturgii ani z kolędy, ani z kancelarii, to jak może potem wystawić zaświadczenie, że może być ojcem czy matką chrzestną? Jeśli już ktoś naprawdę chodzi do kościoła, innego niż własny parafialny, to niech pójdzie do swojego proboszcza i mu to powie i uzasadni. Można to uczynić w kancelarii parafialnej, podczas wizyty duszpasterskiej, można zadzwonić, napisać e-mail, skontaktować się w jakikolwiek sposób. Sytuacje konfliktowe rodzą się właśnie na tej linii, że kandydat na chrzestnego prosi o zaświadczenie, by być ojcem czy matką chrzestną, idzie do swej parafii, proboszcz mówi że go nie zna i nie może zaocznie zaświadczyć, że on jest wierzący i praktykujący, i żyje zgodnie z nauką Kościoła i że będzie przykładem, a nie zgorszeniem dla chrześniaka, gdyż nie ma obiektywnie takiej wiedzy. A kandydat na rodzica chrzestnego najczęściej jest zdziwiony, podczas gdy fakty są oczywiste. W takiej sytuacji można zastosować następujące rozwiązanie: niech duszpasterz parafii, do której uczęszcza zainteresowany wystawi zaświadczenie, że ten rzeczywiście jest praktykującym katolikiem. A proboszcz własnej parafii niech wystawi zaświadczenie na rodzica chrzestnego po tym, jak się upewni, że żyje w związku sakramentalnym.
Ważne jest, aby nie tylko duszpasterze rozumieli wiernych, ale by to działało też w drugą stronę - by wierni rozumieli wymogi Kościoła, które są dla dobra duchowego wierzących.

ks. Zbigniew Cieślak

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!