TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 02 Sierpnia 2025, 21:39
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Zostań w domu

Zostań w domu 

Czas wakacji to dla wielu rozeznawanie powołania i wybór drogi życiowej. Niezależnie od wyboru – czy to będzie seminarium, zakon czy wymarzone studia albo założenie rodziny – to jest to nie tylko zdecydowanie się na jakiś styl życia lub zawód, ale także przyjęcie na siebie określonych obowiązków.

Może po raz pierwszy, opuszczając rodzinny dom, ktoś będzie zmuszony umyć po sobie kubek, zapakować brudne ciuchy do pralki lub wynieść śmieci. O sprzątaniu nie wspomnę, bo jeśli warunki pozwalają, to ostatecznie można mieszkać w syfie. Nikt jednak nie podsuwa śniadania pod nos. Rodzice są daleko i nie troszczą się o wszystko. Do tego nauka, jakieś wymagania. A przecież, jak zwierzył się niedawno pewien były kleryk ogólnopolskiemu portalowi, „Młodzi, którzy idą do seminarium prosto po maturze, są nieokrzesani. Żyją w świecie szkoła-dom-luz”. I jak tu teraz bez tego domu i bez tego luzu żyć? Dalej jest już tylko gorzej. Przynajmniej w seminarium, gdzie „nagle zabierają ci telefon, dostajesz go na parę godzin dwa razy w tygodniu. Nie masz komputera, nawet w bibliotece. W zamian dostajesz różaniec i Pismo Święte. A chłopaki tuż po maturze większość nauczania w ostatnich latach mieli przez telefony, komputery. Weź im to teraz zabierz i ogranicz niemal do zera. Gdy buntowaliśmy się, zawsze było mówione: my też tak mieliśmy, nam też zabierali”.

W sumie straszne. Bo jak tu się uczyć z papierowych książek? Do tego dochodzą obowiązki. Aż ciarki przechodzą. „Nie każdy sprzątał, prasował, gotował w domu. Pewnie dla niektórych to są oczywistości, ale dla 19-latków, którzy mieszkali całe życie z rodzicami, nie. Tam masz przyjść i zrobić”. To jest wyzwanie – biegać z mopem, wyprasować sobie spodnie, obrać ziemniaki. W domu to wszystko samo się robiło, a tu trzeba szmatę złapać w ręce. Z drugiej strony, studiując i mieszkając w akademiku lub wynajmując pokój, o jedzenie w przeciwieństwie do sprzątania trzeba się samemu zatroszczyć. Wozić słoiki przez pół Polski albo jeść byle co. Też kiepska sprawa.

Do tego jak jeszcze pozna się przyszłą żonę lub męża, to już w ogóle dramat. Ślub, praca, rachunki, obowiązki domowe. Potem może urodzi się dziecko, więc te zadania się mnożą w zastraszającym tempie. Dziecka można od razu w plany nie wpisywać. Tak świadomie i dobrowolnie robi coraz więcej par. Szkoda życia. Pies lub kot wystarczą. Ale i bez dziecka może być ciężko. Jest jednak wyjście z tej sytuacji. Trzeba podjąć odpowiednie kroki nim będzie za późno. Bo już na samym początku da się zatrzymać tę machinę wymagań, ciężkiej pracy, społecznych oczekiwań, realizowania czegokolwiek.

Kto powiedział, że trzeba cokolwiek rozeznawać; że nie wolno się zatrzymać na tym „luzie” ze szkolnych lat? Wystarczy zostać w domu, nigdzie się nie ruszać, niczego nie zmieniać. Przecież „jest dobrze, jest dobrze”, jak śpiewał kiedyś Andrzej Grabowski. Skoro więc jest dobrze, po co to psuć. Ewentualnie dla wyciszenia atmosfery w domu (jeśli jakieś wymagania tam panują) można podejmować jakieś prace dorywcze. Ale niezbyt angażujące. Coś lekkiego. Związki również tylko „lekkie”, żadnych poważnych relacji, bo wiadomo jak to się skończy – ciężką harówką. Na szczęście coraz częściej rodzice są zagorzałymi zwolennikami takiego stylu życia córeczki lub synka. Często sami w życiu musieli się narobić. Wiedzą, jak ciężka jest praca, jakim uciemiężeniem staje się małżeństwo i ile wyrzeczeń wiąże się z posiadaniem potomstwa. Dziś nie chcą, by ich dzieci popełniały te same błędy. Niech chociaż młodzi żyją wolni, niezależni, bez zobowiązań i bez ograniczeń. Po prostu szczęśliwie. O krok od przepaści, o której istnieniu nawet nie wiedzą.

 Katarzyna Kędzierska

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!