We wspólnocie być dla innych
Na białej ścianie budynku ukrytego w nowolipskim lesie widnieje napis wymalowany na zielono: ,,Daj siebie innym”. To hasło Marka Kotańskiego, twórcy Monaru i Markotu, propagatora Ruchu Czystych Serc, który swego czasu daleki był chrześcijańskim ideałom, ale jak stwierdził później ,,zamiast o prezerwatywach - zacząłem im (młodym) mówić o wyborach moralnych i wstrzemięźliwości”. Jeden z jego ośrodków znajduje się w Nowolipsku, na terenie naszej diecezji i tam właśnie leczących się z narkomanii postanowił odwiedzić ks. bp Teofil Wilski.
Kilka dni po tym, jak zapadła decyzja o wizycie w Monarze i ustalono termin, do Księdza Biskupa zapukali dwaj młodzi mężczyźni z prośbą o pieniądze. Pokazywali skierowanie do ośrodka w Nowolipsku i chcieli tam jechać, ale nie mieli za co. Ks. bp Teofil podarował im środki na kupienie biletów, by za parę dni uświadomić sobie, że będzie mógł niechcący sprawdzić, czy panowie dotarli do miejsca docelowego.
Bezinteresowna pomoc
Przy wejściu do ośrodka na Księdza Biskupa czekała jedna z pracownic oraz kilku mieszkańców, a w holu powitał go także pan Józef, który nie jest uzależniony, ale mieszka tam zapewniając, że bardzo wiele tutejszym ludziom zawdzięcza. Okazuje się też, że do Monaru dotarły dwie osoby, którym pomógł Ksiądz Biskup. Niestety jeden z mężczyzn nie potrafił albo nie chciał się zastosować do panujących w tym domu zasad i musiał odejść. Drugi - został i bardzo chce wyjść z nałogu, z miłości do trzyletniej córeczki, którą zostawił w Radomiu. - Musiałem się odciąć od tamtego środowiska, od kolegów, od znajomości, żeby tu móc zacząć się leczyć. Potrzeba bardzo dużo silnej woli, żeby walczyć, ale chce to zrobić dla żony, dla córki, które można powiedzieć na chwilę obecną straciłem. Za jazdę po pijanemu miałem do zapłacenia grzywnę, ale że tego nie zrobiłem, trafiłem na trzy miesiące do więzienia. Dzięki temu przez ten czas nie brałem, bo za kratkami narkotyki zbyt wiele kosztują, nie tylko pieniędzy, ale też układów, z których później nie sposób się wyplątać - opowiada nowicjusz. Jest więc chyba dla niego nadzieja, skoro potrafił nie brać przez tak długi, jak dla uzależnionego, czas.
Nowicjat i ptaki
Terapia w takim ośrodku ma kilka etapów, a pierwszym z nich jest właśnie nowicjat, później zostaje się Domownikiem, a na końcu po miesięcznym ,,sprawdzeniu” Monarowcem, który może już opuścić ośrodek, ale zostaje jeszcze jakiś czas, żeby pomagać jako wolontariusz. Po zakończeniu każdego etapu terapii (na przejście na kolejny etap musi się zgodzić cała społeczność Monaru) pacjent buduje ptaka i wiesza go pod sufitem wspólnej sali, w której widnieją też wypisane na ścianie zasady ośrodka: zachowania pozytywne i negatywne, których należy się wystrzegać. Wracając jednak do etapów leczenia: Domownik jest już pełnoprawnym gospodarzem domu, może kierować pewnymi pracami, czuwać nad przedsięwzięciami i opiekować się innymi mieszkańcami domu. Jeden z nich jest w Nowolipsku od roku i robił zdjęcia podczas wizyty Księdza Biskupa. - Jestem z Warszawy, rodziny praktycznie nie mam, bo ojciec zmarł, jak byłem bardzo mały, a matka alkoholiczka nigdy się mną nie interesowała. Można powiedzieć, że wychowywali mnie rówieśnicy. Trzy lata siedziałem w więzieniu za kradzieże i włamania - mówi Domownik. Przyznaje, że narkotyki były w jego życiu od dawna, że nawet nie pamięta, kiedy zaczął brać, może w wieku 15 lat, a może wcześniej.
Artystyczne dusze
Cały dom jest pięknie urządzony, pomalowany i obwieszony zdobionymi rameczkami, ramkami i ramami ze zdjęciami, wycinkami z prasy, czy autografami zespołów muzycznych. Jest ich mnóstwo, a każda zrobiona własnoręcznie przez mieszkańców, którzy nie tylko tworzą rzeczy do ozdoby, ale pracują przy remontach, w otoczeniu ośrodka. Sami go tworzą, budują i są prawie samowystarczalni. W holu wisi duże zdjęcie Marka Kotańskiego, a nad nim krzyż i wizerunki Maryi i Jezusa. W ostatnich latach swojego życia Kotan podkreślał, że ,,u podstaw jego miłości do ludzi leży miłość do Jezusa”, a wszystko, co robi, robi dla Jego chwały. Pracownicy ośrodka opowiadali księdzu biskupowi Teofilowi, jak prawie 27 lat temu zaczęła się historia Monaru w Nowolipsku, jakie były starania o teren, jak mieszkańcy okolicznych wiosek protestowali przeciwko powstaniu takiego domu dla narkomanów, jak ośrodek spłonął. Mimo wszystko przetrwał, a w nim wielu ludzi znajduje oparcie i szansę na nowe życie. Niektórzy nie wytrzymują bez narkotyków i rezygnują, odchodzą, by za jakiś czas wrócić. Zawsze czeka na nich atmosfera, jak sam Ksiądz Biskup zauważył, pełna ciepła i ducha wspólnoty. Godny naśladowania był też szacunek wszystkich mieszkańców dla ks. bpa Wilskiego, który zaproponował wspólną modlitwę na Różańcu, który wcześniej każdy, kto chciał mógł sobie wziąć z torebki.
Tekst i foto AAD
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!