Wakacyjna szkoła życia
Wakacje są po to, by odpoczywać od szkolnej codzienności, nauki do kolejnych kartkówek i sprawdzianów, zdobywania ocen lub ich poprawiania. To wszystko skutecznie wypełnia większość roku. Dlatego wakacje są czasem luzu i beztroski. Kto chciałby się wtedy uczyć czegokolwiek, jeśli można słodko leniuchować?
Zdobywanie wiedzy i umiejętności? Na to wystarczająco wiele wysiłku będzie trzeba poświęcić już za chwilę, we wrześniu. A teraz? Teraz są wakacje. A jednak nauka może mieć różną formę, uczyć można się nie tylko z książek i nie tylko tego, co przewiduje podstawa programowa. Przede wszystkim należy uczyć się życia i wydaje się, że to właśnie wakacje stwarzają ku temu najlepszą okazję. Bo dają bardzo dużo czasu. Ten czas można wykorzystać słabo, przeciętnie albo całkiem dobrze, łącząc przyjemność i odpoczynek z tym, co sprawi, że będziemy nieco lepsi. Aby tak się stało, niekiedy trzeba ruszyć się z miejsca i gdzieś wyjechać. Z dala od wygód własnego domu, a czasem także z dala od czujnego i (czasem aż za bardzo) troskliwego spojrzenia rodziców trzeba stawić czoła problemom, które nie dotykają nas na co dzień. Takich niezwykle pouczających form spędzania czasu jest wiele. Piesze pielgrzymki, górskie wędrówki, spływy kajakowe, opieka nad osobami niepełnosprawnymi w czasie tzw. wczasorekolekcji czy obozy - to wszystko niekiedy daje nam ekstremalne przeżycia, pomaga zdobyć umiejętności, których nie zapewni szkoła, a poza tym daje wytchnienie i radość. W mniejszym lub większym stopniu takie wakacje wiążą się z poświęceniem, przekraczaniem własnych granic, doświadczaniem niemocy lub bezradności. Krew, pot i łzy - czasem wręcz dosłownie. Do tego inni ludzie, od których nie da odgrodzić się parawanem, a przecież są i tacy, od których najchętniej odgrodzilibyśmy się betonowym murem zwieńczonym drutem kolczastym. Realia są jednak wówczas inne. To nie wyjazd all inclusive do Turcji ograniczony do leżenia nad basenem, gdzie tak naprawdę niewiele dowiemy się o sobie lub o innych (pomińmy tutaj wysłuchiwanie czyichś rozmów - nie o taką wiedzę chodzi). Sposób przeżywania zmęczenia i bólu fizycznego naprawdę może nam wiele powiedzieć o nas samych - ile jesteśmy w stanie znieść, czyli jak bardzo jesteśmy wytrzymali i wytrwali, ale również to, jak wówczas odnosimy się do otoczenia, jak odbieramy okoliczności i samego siebie. Ten medal ma także drugą stronę, bo może nam pokazać jak patrzymy na innych ludzi, gdy sami jesteśmy herosami, nic nam nie dolega i po dniu marszu moglibyśmy machnąć jeszcze lekko jakiś półmaraton. Takie atrakcje zdecydowanie zapewniają takie formy, gdzie na pierwszy plan wysuwa się wysiłek fizyczny. Nawet jeśli towarzyszy temu duchowe przeżycie, nawet jeśli bólowi nadamy sens religijny - ból pozostaje bólem, zmęczenie pozostaje zmęczeniem. I dobrze. To różni pielgrzymki piesze od autokarowych. To różni wszelkie rajdy piesze, spływy itp. od leżenia na piasku czy pod drzewem. Czasem naprawdę warto sobie nieco dowalić, dać się trochę przeczołgać, doświadczyć zmagania. Jakieś na pewno przyjdzie. Jeśli nie w bólu fizycznym, to może w duchowym albo w drugim człowieku. Ale ono musi być.Nie każdy musi oczywiście rzucać się na wyżyny wysiłku fizycznego, by czegoś się w wakacje nauczyć. Wszędzie tam, gdzie musimy coś z siebie dać, a nie tylko czekać aż wszystko dostaniemy pod nos, będziemy się uczyć. Większości z nas nie uda się przejść przez życie, gdzie na każdym kroku ktoś będzie zaspokajał nasze potrzeby, zachcianki i żądania. A nawet jeśli uda się to za życia, to po śmierci może być z tym problem. A przecież tak naprawdę w uczeniu się życia chodzi o niebo. I chociaż brak umiejętności zrobienia sobie śniadania albo posprzątania po sobie chyba nie będzie bezpośrednią przeszkodą do zbawienia, to kto wie, jak ostatecznie wpłynie na nasze życie. Dlatego lepiej jednak pewne rzeczy umieć. A jak przy tym nauczymy się nieco dbać o innych, to z pewnością będzie to z pożytkiem zarówno doczesnym, jak i wiecznym. Żyjemy przecież między ludźmi. Dzięki relacjom wzrastamy i kształtuje się nasz charakter. Niekiedy te relacje bywają trudne, jak już wspomniałam, ale wiele jest takich, które są piękne i dodają nam skrzydeł. Z jednymi i drugimi możemy zetknąć się na wakacyjnych wyjazdach, zwłaszcza na takich, w których przede wszystkim chodzi o budowanie więzi. Tak jest np. na obozach Skautów Europy. Jak zauważyła Gabrysia: „Obóz ze Skautami to wspaniałe przeżycie. Chociaż byłam na razie tylko na jednym, nigdy go nie zapomnę. Poza dobrą zabawą, nauczyłam się wielu rzeczy. Poznałam wspaniałych ludzi oraz nauczyłam się żyć w siostrzanej przyjaźni z zastępem. Na obozie ważne jest to, że każdy ma wpływ na jakość życia zastępu. Każdy bierze odpowiedzialność za siebie oraz za zastęp. Na obozie zastęp to jedna drużyna, która podejmuje się razem wielu wyzwań. Czasem trudno jest nam się dogadać, ale wszystkie uczymy się cierpliwości. Obóz to szkoła, która pomaga zmieniać charakter na lepsze i uczy życia w prostocie”. Warto więc zainwestować czas w taki wyjazd, który da nam nie tylko dobre wspomnienia, ale także choć trochę nauczy nas, jak dobrze żyć.
Katarzyna Kędzierska
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!