Tęczowe dzieci
Często nazywane są tęczowymi dziećmi. Nie należą jednak do pewnej grupy, z którą niestety w naszym społeczeństwie tęcza kojarzy się jednoznacznie. Takie mamy czasy. A szkoda, bo jest to niezwykle piękne zjawisko, a jego symbolika wychodzi poza obecne skojarzenia.
Zacznijmy od pogody. Kiedy na niebie pojawia się tęcza, w wielu z nas budzi niemal dziecięcy zachwyt. Im szerzej się rozciąga, im jej kolory są intensywniejsze, tym oczywiście nasza radość jest większa. Tym bardziej, że niejednokrotnie tęcza pojawia się na tle jeszcze nieco pochmurnego nieba, często po burzy. Znak, że spoza chmur przebija się już słońce i każda niepogoda ma kiedyś swój koniec. W Biblii tęcza jest znakiem przymierza – rozpięta na niebie po wielu dniach deszczu stanowiła widzialny znak obietnicy Boga danej ludziom. Obietnicy, że niszczący potop już nigdy nie nawiedzi Ziemi.
Określenie „tęczowe dziecko” prawdopodobnie wywodzi się z Anglii, choć w przepastnych zasobach Internetu trudno odszukać okoliczności jego powstania. Kim są tęczowe dzieci? To maluchy, które urodziły się po stracie, czyli po wcześniejszych poronieniach lub śmierci okołoporodowej, która dotknęła starsze rodzeństwo. To dzieci, które po czasie często pełnym bólu, przynoszą nadzieję. Nie są wynagrodzeniem doświadczonego cierpienia ani w żaden sposób nie zastępują zmarłych dzieci. Nie rodzą się za kogoś, ale są darem dla rodziców. Rodzice, którzy stracili dziecko na wczesnym etapie jego życia, doskonale wiedzą, że sformułowania typu „tym razem się uda”, czy „musi być dobrze” są ślepym zaułkiem, bo wcale nie musi. Szczególnie jeśli przekonali się o tym kilka razy. Nawet najlepszy lekarz nie da gwarancji szczęśliwego rozwiązania, a wszelkie „pobożne” życzenia nie zaczarują rzeczywistości.
Dziecko, które rodzi się po stracie pokazuje jednak, że może być dobrze. I jest dobrze. Dlatego definicja tęczowego dziecka sięga do pogodowej analogii, która jest dostępna dla wszystkich, także osób niewierzących. Śmierć dziecka jest bólem dla rodziców bez względu na status ich relacji z Bogiem, chociaż dla jednych i drugich może coś innego być problemem. Jeśli ktoś nie wierzy w życie wieczne, śmierć jest dla niego ostatecznym kresem i rozstaniem na zawsze. Nie ma żadnego „do zobaczenia”. Pozostają jedynie wspomnienia i pamiątki, których przy tych najmniejszych dzieciach jest bardzo niewiele. Dla wierzących pozostaje nadzieja ponownego spotkania po chwilowej rozłące, ale też poczucie, że dzieci, które wyprzedziły nas w drodze do nieba, opiekują się swoimi bliskimi. Że nie zniknęły, ale są bardzo blisko nas. Jednocześnie trzeba się jednak zmierzyć z Bogiem, relacją z Nim i przyjęciem Jego woli. Każdy ma wówczas własną drogę – niekiedy wiedzie ona przez miłość i miłosierdzie, a czasem przez bunt, wściekłość i głośne trzaśnięcie drzwiami. Najważniejsze by nie było ono na wieczność. Na szczęście Bóg ani na chwilę nie rezygnuje z człowieka i konsekwentnie ściga go swoją łaską. Często nieproszoną, a zawsze niezasłużoną. Taką łaską jest tęczowe dziecko, które nie jest nagrodą za nawrócenie się. Jest ono znakiem przymierza, momentem, w którym Bóg wyciąga rękę i okazuje zaufanie. Stanowi też specyficzną obietnicę. Nie obiecuje, że już nigdy nie będzie trzeba przechodzić przez śmierć swojego dziecka. Po żywo urodzonych dzieciach poronienia czy wczesne śmierci również się zdarzają. Jest to więc obietnica na tu i teraz, w której można doświadczyć, że jest Emmanuelem – Bogiem z nami. W tym momencie Bóg przechodzi obok nas. I to musi wystarczyć. I tej Bożej łaski wystarczy. Reszta zależy od nas.
Jakiś czas temu rozmawiałam ze znajomym o doświadczeniu straty dzieci. Łączy nas to, że rodzicielstwo zaczęło się dla nas od śmierci najpierw jednego, a potem drugiego dziecka. Oboje możemy teraz doświadczać opieki i wychowywania małego człowieka. Okazało się, że mamy podobne podejście do pewnej kwestii. Otóż nie możemy się doczekać, aż będziemy mogli powiedzieć naszym dzieciom o ich starszym rodzeństwie, które jest w niebie. Ponieważ tęczowe dzieci, oprócz tego, że są darem dla rodziców, mają też niejako wyjątkowe szczęście w postaci osobistych patronów i nieustannie pozostają pod troskliwą i czujną opieką starszego rodzeństwa. Pokazują poza tym, że odpowiedź na zaproszenie, by przekazywać życie, jest błogosławieństwem, nawet wówczas gdy po ludzku wydaje się to czymś bardzo trudnym czy wręcz niemożliwym.
Tekst Katarzyna Kołata
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!