TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 09:56
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Sprostowanie i sztuczna trawa

Meandry czwartej władzy

Sprostowanie i sztuczna trawa

Dzisiaj rozpoczniemy od listu, jaki otrzymałem w związku z poprzednim felietonem medialnym „Problemy imigracji i informacji”. Impulsem do zajęcia się wówczas przeze mnie kwestią imigrantów i uchodźców (w dalszym ciągu nie mam pewności, czy lepiej używać jednego, czy drugiego terminu) była rozmowa, którą Magdalena Rigamonti przeprowadziła z małżeństwem Polaków, którzy próbowali otworzyć hotel w jednej z bawarskich wiosek. Obraz owej wioski przedstawiony w owym wywiadzie był katastrofalny i winą za to rozmówczyni pani Rigamonti obarczała właśnie osiedlanych tam uchodźców. I teraz przechodzę do listu, jaki otrzymałem niedawno od pana Romana: „Zabolało mnie jednak powołanie się na wywiad pani Magdaleny Rigamonti z panią Paczesny, która nie sprawdziła jej słów (co wydaje się elementarnym obowiązkiem dziennikarza) i bezkrytycznie je opublikowała. Sprawdziła je na miejscu pani Ewa Wanat, a wyniki wizyty w miasteczku opisywanym przez panią Paczesny opisała w artykule „Cała nieprawda o uchodźcach” („Tygodnik Powszechny”, nr 49 z 12 grudnia 2016 roku). Okazało się, że pani Paczesny przedstawiła obraz wyimaginowany i całkowicie niezgodny z prawdą. Sprawa zrobiła się głośna i szeroko znana”. Tyle pan Roman, któremu bardzo dziękuję za list. Rzeczywiście okazuje się, że obraz przedstawiony w rozmowie jest zdecydowanie przesadzony, a to oznacza, że niestety dzisiaj nawet wydawałoby się „renomowani” dziennikarze mogą nie być wiarygodni i należałoby za każdym razem sprawdzać dokładnie podawane przez nich fakty.
Przykro mi natomiast, że ja również je powtórzyłem. Natomiast, na ile mogłem się zorientować, pozostają niepodważone niektóre fakty, które były głównym motywem napisania mojego odniesienia się do kwestii uchodźców w Niemczech, a mianowicie, że już od 2011 roku rząd niemiecki rozpoczął wykupywanie domów dla uchodźców (kiedy jeszcze nie było żadnej wielkiej fali imigrantów), że jest to intratny interes i że jednak polityka informacyjna na te tematy jest reglamentowana, a to było moim głównym zarzutem i w końcu również to sprawia, że niestety pojawiać się mogą informacje dalekie od prawdy i grubo przesadzone, bo skąpość informacji zawsze temu sprzyja. 
Na co wykorzystam miejsce, które mi jeszcze zostało? Ponieważ nie jest go za dużo, zatrzymajmy się na chwilę na nowym słówku, które robi w Polsce oszałamiającą karierę. Chodzi o astroturfing. Najkrócej mówiąc jest to anglojęzyczny termin, którym określa się pozornie spontaniczne, obywatelskie organizacje czy inicjatywy podejmowane w celu wyrażenia poparcia lub sprzeciwu dla idei, polityka, usługi, produktu czy wydarzenia. Kampanie tego typu mają sprawiać wrażenie niezależnej reakcji społecznej, podczas gdy w rzeczywistości są one sterowane, ale rzeczywista tożsamość ich inicjatora czy inspiratora, a także jego prawdziwe intencje są ukryte. Astroturfing albo astroturf marketing bywa też nazywany green marketingiem, czyli zielonym marketingiem. To ostatnie określenie naprowadza nas na właściwe znaczenie słowa astroturf, które jest nazwą własną popularnej w USA sztucznej trawy. Nie jest więc dalekie od prawdy określenie w języku polskim, że chodzi o „sianie sztucznej trawy”.
W największym skrócie możemy powiedzieć, że astroturfing polega na udawaniu przez jakąś grupę ludzi rzeszy aktywistów bądź konsumentów. Jak możemy przeczytać w Wikipedii, „zdarzały się zarówno przypadki prowadzenia takich działań przez pojedyncze osoby, jak i całe zorganizowane grupy specjalistów, za którymi stało potężne zaplecze finansowe korporacji albo organizacji pozarządowej. Celem astroturfingu jest wywołanie określonego wrażenia, na przykład szerokiego poparcia dla danego polityka i jego programu albo dużego zainteresowania pewnym produktem. Zamiarem może być również zyskanie poparcia społecznego dla określonej inicjatywy, lub przeciwnie, zdyskredytowanie jakiejś idei”.
Nie trzeba chyba dodawać, że takie praktyki budzą uzasadnione kontrowersje etyczne, a dzisiaj w dobie internetu są znacznie łatwiejsze niż kiedyś.
Właśnie w związku z kampaniami internetowymi, które mają być sterowane spoza naszego kraju, aby obalić rząd Rzeczpospolitej, o astroturfingu stało się tak głośno w naszym kraju. Wypowiedział się na ten temat nawet jeden z ministrów, niejako podpisując się pod takimi oskarżeniami, które pojawiły się na prawicowych portalach. Czy tak rzeczywiście jest? Czy protesty, które widzimy na ulicach są konsekwencją astroturfingu?  Mam na ten temat swoje zdanie, ale na razie się nim nie podzielę. Natomiast przypomina mi się słynna akcja „Zabierz babci dowód” przed wyborami. Gdyby tak sprawdzić, kto tę kampanię wówczas finansował i z czyich pieniędzy, to pewnie okazałoby się, że ten termin powinniśmy znać wiele lat wcześniej.

ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!