TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Sierpnia 2025, 14:39
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Na marginesie „Opiekuna”

Na marginesie „Opiekuna”

Włodzimierz Lenin już w 1921 roku stwierdził, że kino jest najważniejszą ze sztuk i po dziś dzień widzimy jak znakomity użytek, niestety, robią z niego wyznawcy przybierającego coraz to nowe szaty marksizmu.

Wystarczy przyjrzeć się produkcjom choćby streamingowego potentata Netflixa, aby zrozumieć jak gigantyczną robotę wykonują te filmy w systematycznym promowaniu i umacnianiu ideologii oznaczonej literkami i kulawą tęczą. Nie można się więc dziwić, że właściwie każdy, kto chce zaimplementować jakąś ideę, czy zmienić wizerunek niemal odruchowo myśli o nakręceniu filmu albo wielu filmów. Choćby w Polsce ciągle słyszymy, że trzeba nakręcić porządny wysokobudżetowy film, najlepiej uciekając się do pomocy fachowców z Hollywood, który pokaże światu prawdziwy obraz Polaków wobec kwestii Holocaustu, co wydaje się rzeczywiście świetnym pomysłem biorąc pod uwagę mnożące się kłamliwe i krzywdzące narracje o „polskich obozach śmierci”. Niestety, póki co, na gadaniu się kończy również z tego powodu, że o wielkie pieniądze ciężko, a te które są zawsze można dać komuś znajomemu, niech coś nakręci. O absolutnie niezrozumiałej polityce wspierania polskiej kinematografii, gdzie Polski Instytut Sztuki Filmowej współfinansuje produkcje czasami o tematyce wręcz antypolskiej, szkoda gadać. Zresztą trudno, żeby było inaczej, jeśli w gremium tym zasiadają ludzie z branży, którzy nawzajem przyznają sobie pieniążki. A może by zrobić tak, że przez kilka lat PISF nie przyznaje pieniędzy dziesiątkom pomniejszych produkcji, ale cały budżet przeznacza na ten hollywoodzki film o bohaterstwie Polaków? No i może jeszcze prośba, żeby niekoniecznie pani Agnieszka Holland, albo ktoś z jej krewnych otrzymał to zlecenie.

 


Trochę mnie poniosły emocje, a przecież jeszcze nie doszedłem do meritum tego tekstu. Otóż dziesięć lat temu podczas Międzynarodowego Kongresu Józefologicznego w Ciudad Guzman (Meksyk), wygłoszony został referat: „Cień Ojca. Historia św. Józefa z Nazaretu według Jana Dobraczyńskiego. Studium literackie i teologiczne. Propozycja scenariusza”. Rzecz ciekawa, autorem tej prelekcji nie był Polak, a Hiszpan, konkretnie ks. Ignacio Soler od lat pracujący w prałaturze Opus Dei w Warszawie. Stwierdził on, że potrzebny jest dobry film, o św. Józefie, w którym będzie przedstawiony świat semicki i chrześcijański, ich wzajemne zależności i relacje. No i oczywiście taki film propagowałby Świętego Józefa – wzór małżonka i ojca, choć byłby skoncentrowany na Rodzinie z Nazaretu, przedstawiając świadectwo radosnej, pokornej pracy i jedności w rodzinie. Soler marzył o filmie na miarę „Pasji” Mela Gibsona, to znaczy dziele zrobionym z rozmachem i przez najlepszych, gdzie św. Józef byłby przedstawiony jako osoba radosna i zrealizowana w swoim człowieczeństwie poprzez obecność Jezusa i Maryi. „Nie chcę zrobić dramatu, ale radosne kino familijne, bo takie były lata Józefa, Jezusa i Maryi w Nazarecie” - mówił wówczas Soler. Jego marzeniem było zainteresowanie scenariuszem samego Stevena Spielberga.

 


Do jednego marzyciela, ks. Ignacio Solera, dodajmy jeszcze drugiego, ks. prałata Jacka Plotę, kustosza Narodowego Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, który nie miał dostępu do Stevena Spielberga, ale do przedstawicieli Stowarzyszenia Rafael Film już tak i całkiem bezpośrednio zwierzył się im: „Marzy mi się film o św. Józefie”. Dalszy ciąg tej historii dzieje się na naszych oczach. Co prawda nie Spielberg, a Dariusz Regucki, nie Nazaret, a Kalisz, ale wreszcie powstał film o Świętym Józefie. Co niesłychanie ważne, było to możliwe dzięki wsparciu pięciu tysięcy ofiarodawców z Polski i zagranicy. Nie mówimy więc o filmie wysokobudżetowym, wręcz przeciwnie, dlatego uczciwe będzie postawienie sprawy, że porównywanie „Opiekuna” na przykład z „Pasją” jest nieporozumieniem. Oczywiście pozostawiamy fachowcom ocenę artystycznych walorów produkcji, ale gorąco wszystkich zachęcamy do pójścia do kina. Dlaczego warto? Ponieważ film, choć fabularny, pozwala nam poznać kilka autentycznych historii związanych z cudowną ingerencją św. Józefa. Po drugie ponieważ pokazuje nam prawdę, która przez wiele lat była kontrastowana przez czynniki polityczne, że Kalisz jest nierozerwalnie połączony ze Świętym Józefem, tutaj oddychając powinno się czuć zapach drewna z jego warsztatu. Wreszcie po trzecie, film ukazuje nam jak pięknym miastem jest Kalisz, więc żadnych kompleksów wobec Sandomierza. Dla naszej redakcji tytuł filmu i fakt, że współautorką scenariusza jest pani Aleksandra PolewskaWianecka jest wisienką na torcie.

ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!