TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Sierpnia 2025, 14:32
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Marsz przez instytucje

Marsz przez instytucje

Już jakiś czas nie widzieliśmy się w naszej medialnej rubryce, ale na szczęście dzisiaj powracamy, aby zatrzymać się na chwilę przy książkach. Książki to ważne medium, nawet jeśli coraz bardziej lekceważone, a dla mnie osobiście zawsze były najważniejsze i te z nich, które uważam za istotne chcę bezwzględnie mieć w formie papierowej w okładce, pachnące farbą drukarską albo... antykwariatem (a nie na „nośniku” albo „w chmurze”). Decydowanie o istotności danej pozycji książkowej to zawsze wybór subiektywny, niemniej jednak są pewne kanony pozycji, które świadome państwo sugeruje swoim obywatelom i to począwszy od szkoły podstawowej poprzez lektury obowiązkowe bądź zalecane. Akurat dzisiaj nie chcę się pakować w dyskusję jak to zrobić, aby lektury szkolne z jednej strony zachęcały dzieci do czytelnictwa w ogóle, ale z drugiej strony, aby nie iść na łatwiznę i nie rezygnować z trudniejszych pozycji absolutnie niezbędnych dla elementarnej edukacji nazwijmy to tożsamościowej. Chyba są jacyś szpece od takich spraw, więc niech to przepracują, byleby to nie byli politycy, a już broń Boże, piewcy ideologii. Ale akurat tak nam się teraz trafiło.

Pamiętacie zamieszanie sprzed kilku lat z podręcznikiem do przedmiotu Historia i Teraźniejszość autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego? Wtedy była inna władza i podręcznik był niezwykle zajadle krytykowany przez opozycję i szeroko pojęte kręgi opinii publicznej lewicowo - liberalnej, pewnie w niektórych kwestiach merytorycznych słusznie, ale wrażenia, że atak był głównie z pozycji ideologicznych nie da się zatrzeć. W każdym razie nowa dzisiejsza władza bardzo szybko „uporała się” z problemem likwidując przedmiot HiT, ale ja wspominam o tej sprawie, ponieważ jestem przekonany, że żaden inny podręcznik szkolny nie cieszył się tak wielkim powodzeniem pośród ludzi dorosłych, którzy dawno zakończyli swoją szkolną edukację, jak właśnie książka pana profesora Roszkowskiego. I uważam to za bardzo pozytywny efekt działań sił, z którymi mi osobiście nie jest po drodze.

Jednak nowa władza, przynajmniej w sferze edukacji idzie jak taran i nie bierze jeńców. Trudno się dziwić, skoro ministerstwo przypadło w udziale przedstawicielce dość skrajnej lewicy. Od września zmieni się kanon lektur z języka polskiego i z listy obowiązkowych wypadły m.in. „Odyseja”, „W pustyni i w puszczy” czy „Romeo i Julia”, a „Potop”, „Chłopów”, „Pana Tadeusza” czy „Quo vadis” uczniowie będą czytać we fragmentach. Ale najwięcej kontrowersji wywołał kolejny krok pani minister, która oświadczyła: „Lista lektur była gigantyczna i niestety nieczytana. Były pewne pomysły indoktrynacyjne, na przykład powkładano poezję niejakiego Rymkiewicza. Eksperci bardzo rekomendowali usunięcie. Podpisałam dokument, gdzie pan Rymkiewicz czy pan Dukaj się nie pojawiają”. Pani minister (nie używam feminatywów) stwierdziła również, że ma prawo mieć negatywny stosunek do „sekty smoleńskiej”, a także, że „smoleńska poezja Rymkiewicza i sekta smoleńska nie jest tym, co powinno być w kanonie lektur”. Całe szczęście, że pani minister nie zabroniła czytania Rymkiewicza tak w ogóle, bo jak stwierdziła, „to, że kogoś nie ma na liście lektur, nie znaczy, że nie można go czytać”. Ufff... Kamień z serca. Może nie wszyscy znają twórczość pana Marka Rymkiewicza, więc przypomnę, że jest on uznanym poetą i autorem znakomitych esejów z historii Polski i historii literatury, tłumaczem literatury anglo-amerykańskiej i hiszpańskiej, a także dramaturgiem. W okresie najbardziej plugawej nagonki na zjawisko żałoby post-smoleńskiej napisał jeden bardzo emocjonalny wiersz zatytułowany „Do Jarosława Kaczyńskiego” i do tego chyba „pije” pani minister w wypowiedzi o sekcie smoleńskiej. To tak, jakby Wisławę Szymborską oceniać tylko przez pryzmat jej peanów na cześć Józefa Stalina.

Okazało się jednak, że podobnie jak z książką do HiT, również i tym razem możemy mieć efekt przeciwny od zamierzonego, bo w obronie „niejakiego” Rymkiewicza zjednoczyły się wszystkie środowiska od lewa do prawa, nawet środowisko bliskiej pani minister „Krytyki Politycznej”. A tu proszę cytat z Wojciecha Szackiego akurat z „Polityki”: „Powiedzenie »niejaki Rymkiewicz« o jednym z największych współczesnych polskich poetów dyskwalifikuje Barbarę Nowacką jako ministerkę edukacji”. No a sama pani autorka zamieszania w jednej z telewizji orzekła: „Zastanowiłabym się bardzo poważnie, czy naprawdę takie upolitycznienie szkoły jest polskiej szkole potrzebne”. Do kogo ona tak, do swoich oponentów czy do siebie?


Ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!