TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 06 Sierpnia 2025, 08:05
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Góry na nizinach

Góry na nizinach

Wyobraź sobie, że w ciągu roku szkolnego, gdy wszyscy muszą wysiadywać długie godziny w szkole, ty możesz co jakiś czas urywać się z lekcji na małe „wakacje”. Nie raz czy dwa, ale kilka czy kilkanaście razy w ciągu roku. Żadnych klasówek i sprawdzianów. Wprawdzie przydałoby się wtedy uczyć, ale i z tego można się jakoś wymigać. Zamiast odrabiania lekcji, sprzątania pokoju czy innych obowiązków domowych – wylegiwanie się całymi dniami w łóżku, oglądanie telewizji, ślęczenie przed laptopem czy telefonem komórkowym. A jak już wracasz do szkoły, to przysługują ci różne przywileje, zależnie od sytuacji, np. możesz bezkarnie zajadać kanapkę na lekcji i żaden nauczyciel z tego powodu nie robi dramatu.

A jak już o sytuacji mowa – to cudowne, sielskie życie wiodą dzieci oraz młodzież, których dotknęła przewlekła choroba. Te „wakacje” to regularne wizyty w szpitalu, które mogą zdarzać się bardzo często. Oprócz błogiego lenistwa, wolnego od zajęć szkolnych towarzyszą operacje, zabiegi, rehabilitacja, badania – czyli to wszystko, co ma zapewnić przynajmniej względne zdrowie, a przynajmniej opanowanie w mniejszym lub większym stopniu choroby oraz jej następstw. Część schorzeń powoduje widoczną niepełnosprawność, ale wiele jest takich, których nie sposób się domyślić, gdy mijamy kogoś na ulicy czy szkolnym korytarzu, a nawet będąc z kimś w jednej klasie. Ktoś może mieć „specyficzny” tryb życia czy jakieś „dziwactwa” lub nietypowe przyzwyczajenia. Specjalna dieta, konieczność brania leków o określonej porze czy niemożność wyjazdu chociaż na kilka dni bez opieki rodzica, chociaż ma się już te naście lat – to tylko nieliczne problemy spośród tych, z którymi zmagają się nastolatkowie. Zazwyczaj myślimy o chorobie w kontekście osób dorosłych, a tak nie jest. Wystarczy odwiedzić jakiś większy dziecięcy szpital kliniczny, by wiedzieć, że dzieci i młodzieży chorujących przewlekle jest w naszym kraju wiele. Nie da się w 100 procentach przyzwyczaić do własnych ograniczeń, nawet jeśli nie wiążą się one z widoczną niepełnosprawnością, a przecież część młodych ludzi także i takie bariery musi pokonywać. Pobyty w szpitalu, nawet jeśli towarzyszy im spotkanie rówieśników z podobnymi problemami, są zawsze wyrwaniem ze swojego środowiska. Przynoszą tęsknotę za drugim rodzicem, rodzeństwem, dziadkami, kolegami ze szkoły czy z podwórka. To najzwyklejsza tęsknota za własnym domem, która wyciska łzy z oczu najdzielniejszego nastolatka, gdy okazuje się, że znów powrót staje się coraz bardziej odległy, bo coś się pochrzaniło. Ale to są w stanie zrozumieć tylko ci, którzy sami przez to przeszli.

Okazuje się, że postęp technologiczny, portale społecznościowe i wszelkie komunikatory nie zastąpią bycia u siebie. Chociaż rodzice wielokrotnie starają się jak mogą, by zapewnić normalność w tym często szalonym życiu, nie są w stanie wziąć na siebie nawet części tej samotnej walki z chorobą, niepełnosprawnością czy bólem. Jakkolwiek by nie towarzyszyli swoim dzieciom w tych zmaganiach, każde dziecko ostatecznie musi się zmierzyć z tym samo. Także z trudną sztuką akceptacji własnej sytuacji. Niekiedy stanowi to mozolne wspinanie się na szczyt najwyższej góry. I niech nikogo nie zmyli szeroki uśmiech i nieustanne żarty. To jest walka.

Katarzyna Kołata

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!