„Gorsze” powołanie
Dzieje Apostolskie opisują, jak rodziła się i kształtowała wspólnota chrześcijańska. Już wówczas zaczęły pojawiać się pierwsze spory, niekiedy całkiem przyziemne i materialne.
Dlatego Apostołowie polecili braciom, by wybrali „siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości!”. Zadaniem tych mężczyzn było sprawiedliwe rozdzielanie jałmużny. Trochę taki wolontariat. Możliwe że wydawano potrzebującym posiłki czy ogólnie jedzenie, ubrania lub pieniądze. Praca ta, chociaż potrzebna i wymagająca uczciwości oraz przejrzystości, jednocześnie nie była bardzo ambitna. Przynajmniej tak można by sądzić. A jednak wymagania Apostołów wobec tych ludzi były dość wysokie. Można zatem przypuszczać, że wybrano najlepszych. Nieco więcej wiemy jedynie o Szczepanie, mężu pełny wiary i Ducha Świętego. Szczepan działał cuda i znaki, a gdy został oskarżony, wykazał się odwagą, mądrością i świetną znajomością dziejów narodu wybranego. W chwili męczeńskiej śmierci wykazał się miłością do Chrystusa i swoich prześladowców. Właśnie taki człowiek siedział w „magazynie” i rozdzielał dary dla ubogich.
Patrząc na jego historię, można sądzić, że nie miał z tym problemu i w Kościele nie czuł się gorszy czy niedoceniony z tego powodu. Bo łaska powołania dla powołanego zawsze jest obfita, niezależnie od tego, jaką pracę wykonuje. To my jako ludzie wartościujemy zadania, status społeczny, wykonywaną pracę. I wielu chce być „kimś”, czyli kimś ważnym, docenianym, zauważanym itd. Uznanie, prestiż, zachwyty i zaszczyty - tego czasem także chcą dla nas najbliżsi. Bo lepiej mieć w domu „kogoś” niż „nikogo”. I tutaj czasem pojawiają się zgrzyty. Dla jednych lekarz brzmi lepiej od muzyka, dla innych artysta znaczy więcej niż tokarz, a będą tacy, którzy postawią księdza nad prawnikiem, bo się wszyscy o księdza w rodzinie modlili. Bóg widzi inaczej i dalej niż najbardziej kochający rodzice, dziadkowie czy przyjaciele. Żeby jednak to odkryć, trzeba znać siebie, swoje pragnienia, pasje, a także mieć odwagę i pokorę, że być może droga, którą wybieram mając kilkanaście czy niewiele więcej lat, nie jest tą właściwą. Ale warto się przekonać. Może po roku przyjdzie refleksja, by zmienić studia albo w ogóle z nich zrezygnować na rzecz czegoś innego. To nie koniec świata. To dopiero początek wielkiej przygody, jaką jest dorosłość, odpowiedzialność, zarówno podejmowanie decyzji i wytrwanie w tych dobrych, jak i zmiana, kiedy okazuje się, że nie były właściwe.
Najważniejsze by te zmiany dokonywały się w odpowiednim czasie, kiedy „nie jest za późno”. Wybieranie życiowej drogi to piękne wyzwanie, które warto podjąć, warto iść za tym, co jest naszym powołaniem, co kochamy, nawet jeśli nurtują nas różne obawy. Zawsze istnieje ryzyko pomyłki, popełnienia błędu, rozczarowania. Mamy też przed sobą szansę na szczęście, rozwijanie pasji, zdobywanie bezcennych doświadczeń. Nigdy się o tym nie dowiemy, jeśli nie sprawdzimy tego „na własnej skórze”. Każdemu szczęście i radość daje coś innego i nie ma „gorszej” drogi, jeśli prowadzi nas ona do zbawienia. „Gorsze” powołanie Szczepana, który przecież nie będąc Apostołem, stał się pierwszym męczennikiem, otworzyło mu niebo. Dosłownie.
Katarzyna Kędzierska
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!