TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 05:34
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Dostrzegać sens cierpienia

08.12.10

Dostrzegać sens cierpienia

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! W swoim życiu doznałem już sporo cierpienia, bowiem od kilkunastu lat zmagam się z rzekomo łagodniejszą postacią zaniku mięśni (tzw. Kugelberg-Wellander), obecnie po kolejnym złamaniu kości udowej jestem skazany wyłącznie na wózek inwalidzki. Zapewne gdyby nie cierpienie nie chciałbym nic zmieniać w swoim życiu i tkwiłbym w grzechu! Dzisiaj, po latach koszmaru, gdy nie mogłem się pogodzić z postępującym kalectwem, kocham życie, ludzi, potrafię współczuć i pomóc innym. Zamieszkuję od narodzin w pobliżu świątyni parafialnej pw. św. Tekli w Dobrzycy, przy Ryneczku gdzie od wieków koncentrowały się myśli, pragnienia i dążenia naszej wiejskiej społeczności. Z czasem z coraz większym trudem pokonywałem niewielką odległość do kościółka (niegdyś byłem ministrantem i lektorem), aby po wielu latach zmagania się z chorobą rozwijającą się powoli i potajemnie odbierającą siły fizyczne, już na trwałe siąść na wózku inwalidzkim. Zaznaję trudnej rzeczywistości, naznaczonej także barierami architektonicznymi; niemniej pocieszam się, dzięki rzeczywistości twórczej i zbawczej, bo oczyszczającej z niedoskonałości i zbliżającej do Chrystusowego krzyża. Zrozumiałem wiele dzięki chorobie własnej i współbraci, godnie znoszących uświęcające drzewo krzyża! Zapewne niemała w tym zasługa księży, seminarzystów i młodych wolontariuszy, których spotykam corocznie na oazie chorych w Licheniu, również w szpitalach i na turnusach rehabilitacyjnych. Jestem wdzięczny księżom kapelanom (m.in. z kaliskiej lecznicy itd.) za umożliwianie mnie tzw. wózkowiczowi czytanie Pisma św. podczas Mszy Świętych, czyli jak za dawnych lat w mojej rodzinnej parafii. Prawdziwym zaszczytem było dla mnie też czytanie lekcji w różnych sanktuariach maryjnych m.in. w bazylice Licheńskiej podczas sumy odpustowej z udziałem ks. bpa Meringa, po prostu alumni z seminarium we Włocławku wnosili mnie z wózkiem przed oblicze MB Licheńskiej. Zaiste niesamowite wrażenie! Na niejednym przykładzie poznałem, jak trudno nam niepełnosprawnym opuścić cztery ściany mieszkania. Sam doświadczam, że najpierw trzeba zorganizować samochód i silnych ludzi, aby znieść po schodach zwykle na rękach itp. danego inwalidę. Myślę więc, że zdrowi czasem zapominają, żeby podchodzić do drugiego człowieka normalnie, z tolerancją i ciepłem - co doskonale opanowują nasi klerycy i młodzież na oazie chorych. Przypomina mi się obrazek z dawnych lat, gdy w miarę sprawnie poruszałem się na nogach... I tak pewnej niedzieli zmierzałem z przyjaciółką na Msze św. do świętokrzyskiej (obecnie już bazyliki) w Warszawie, gdzie byliśmy wówczas na kilkumiesięcznej rehabilitacji w pobliskim Konstancinie. Na schodach tegoż kościółka spotkaliśmy narkomana chorego na AIDS, który prosił wiernych o pomoc finansową. Przechodzili ludzie obok niego, patrząc nieprzychylnym okiem. Przechodziłem również blisko niego i w pewnym momencie przestraszyłem się. Nie był to strach przed nieznanym wówczas AIDS-em, to był strach i przerażenie przed tym młodym, zniszczonym już chorobą człowiekiem. Pamiętam, że uspokoiła mnie towarzysząca mi koleżanka i wtedy poczułem rodzące się we mnie współczucie. Może to dziwne, ale wydawało mi się, że polubiłem tego chłopaka. Nie współczułem mu z powodu choroby, z powodu nałogu narkomanii, w końcu wielu z nas dźwiga swój krzyż fizycznej niepełnosprawności. Współczułem jemu z powodu jego samotności, odrzucenia przez ludzi także wierzących. Miałem ochotę usiąść przy Nim, podać mu dłoń, porozmawiać. Nie usiadłem, nie porozmawiałem, brakowało mi wówczas odwagi! Dzisiaj po wielu latach osobistego doświadczenia w cierpieniu czasem sobie pomyślę o tym zdarzeniu, pytam samego siebie; czy dziś starczyłoby mi odwagi...? Daremne przecież wydają się modlitwy, które nie odmieniają serc i umysłów. Podobne przeżycia tylko upewniają mnie osobiście o sensie i wartości Hiobowego brzemienia, zostaje tylko kwestia dowartościowania szukającego człowieka w stronę służenia cierpiącemu dla godnego życia i umierania. Szczęść Boże!

Mieczysław Łapa z Dobrzycy

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!