TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 01 Sierpnia 2025, 14:35
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Co ze sobą zrobić?

Co ze sobą zrobić?

Trudno wyczerpać temat emocji w jednym tekście, bo jeśli już wiadomo, dlaczego jest tak źle, to czy można zrobić cokolwiek, by było lepiej? Czy trzeba przez kilka lat cierpieć męki emocjonalnej burzy z gradobiciem? Czy mamy na to jakikolwiek wpływ?

Nasz mózg jest częścią naszego ciała. Nierozerwalną. Jeśli nie zaspokoimy podstawowych potrzeb naszego ciała, to mózg będzie pracował „na zwolnionych” obrotach. Dotyczy to także emocji. Każdy człowiek, począwszy od dziecka, a na dorosłym kończąc, będąc niewyspany, zmęczony czy głodny staje się bardziej drażliwy, naburmuszony, łatwiej ulega negatywnym emocjom. Oczywiście dorosły nie rzuci się na podłogę z płaczem tylko dlatego, że chce mu się spać albo jeść. Tak zrobi małe dziecko. Ale łatwiej zirytują go skarpety leżące na podłodze, nieposprzątany pokój, czy nieumyty po sobie kubek. Może rzuci jakąś nieprzyjemną uwagę albo znów zacznie narzekać. A przecież dorośli zdążyli już jako tako opanować radzenie sobie z emocjami (jedni lepiej, inni słabiej). Jeśli zatem niezaspokojenie podstawowych potrzeb potrafi wpływać na emocjonalne funkcjonowanie dorosłego człowieka, to tym bardziej będzie miało to wpływ na nastolatka. Niedojadanie albo jedzenie „byle czego” w tak zwanym przelocie sprawia, że nie dostarczamy sobie odpowiednich składników odżywczych. Oczywiście pełnowartościowa, zbilansowana dieta i regularne posiłki nie sprawią, że znikną wszelkie napięcia i świat stanie się lepszy. Nie liczmy na to. Ale dobrze i prawidłowo odżywiony organizm młodego człowieka na pewno z tym światem poradzi sobie lepiej niż w sytuacji, gdy zostanie tego pozbawiony.

Co dalej? Ciągłe zarywanie nocy dla komputerowych gier czy portali społecznościowych. Albo w drugą stronę - dla kolejnych „szóstek” ze sprawdzianu. Codzienne albo bardzo częste niedosypianie raczej obniży naszą emocjonalną odporność. Sen regeneruje całe ciało, ale w codziennym natłoku wydarzeń, myśli, przeżyć i analizowania wszystkiego, to chyba właśnie mózg doświadcza wtedy największego „oddechu”. Każdego dnia przyjmujemy niezliczoną ilość wiadomości i bodźców, które mózg przetwarza i selekcjonuje. Do tego dochodzi gonitwa myśli, analizowanie niekiedy każdej drobnej rzeczy i wielokrotne rozważanie różnych problemów. Mózg ma co robić. Dajmy mu więc odrobinę spokoju. Pozwólmy zwolnić. Bo dzisiaj wykonuje on o wiele więcej pracy niż reszta naszego ciała. Nieustanny siedzący tryb życia, mało aktywności fizycznej, rezygnacja z dotarcia gdziekolwiek pieszo sprawiają, że ta dysproporcja staje się ogromna. Mózg jest przepracowany, natomiast ciało ma niewiele do zrobienia. Jeśliby jednak chociaż trochę zmniejszyć te różnice i regularnie zmęczyć ciało? Nie od czasu do czasu, ale kilka razy w tygodniu lub nawet codziennie. Długi spacer albo bardziej skondensowany szybki marsz, bieganie, jazda na rowerze, basen czy nawet solidne posprzątanie swojego pokoju (i nie tylko). Możliwości jest wiele. Każdy może znaleźć to, co jemu odpowiada. Dodatkową zaletą aktywności na świeżym powietrzu jest to, iż dotlenimy nasz mózg, co na pewno wyjdzie mu na zdrowie. I polepszy nasze samopoczucie. Zmęczenie fizyczne sprawia także, że również sen przychodzi szybciej. Wypoczęci, wyspani i dotlenieni nie staniemy się kimś innym, nie zmieni to również otoczenia, ale może zmieni nasze spojrzenie na różne sprawy. Na pewno jednak będziemy zdrowsi.

A jeśli chodzi o zmianę spojrzenia i perspektywy, to w pracy z emocjami nie zaszkodzi ich wyciszenie, gdy naprawdę zaczynają w nas buzować niczym gejzer. Niekiedy trzeba wówczas uciec. Niektórzy powiedzą, by uciec w głąb siebie, szukając wewnętrznego ja, oddzielając się od emocji itp. Ale będąc ludźmi wierzącymi, wiemy, że znacznie lepiej uciec się do Boga. Pozwolić Jemu zmienić nasze patrzenie na siebie i tych, którzy są obok nas. Siedząc w ciszy na adoracji, czy po prostu w kościele albo nawet we własnym pokoju, nasze galopujące myśli możemy skierować ku Stwórcy. Do wyciszenia nadaje się wówczas świetnie najprostsza modlitwa, którą jest medytacja chrześcijańska. Cisza, spokój i równy oddech, w rytm którego płynie modlitwa złożona z prostych, znanych, powtarzanych słów będzie w stanie sprawić, że burza na jeziorze ucichnie. Możemy modlić się Różańcem, Koronką, spokojnie odmawiać „Ojcze nasz”, modlitwę Jezusową albo powtarzać ulubiony akt strzelisty. Z jednej strony zapewniamy sobie warunki zewnętrzne, a z drugiej - pozwalamy działać łasce, która przemienia, przywraca spokój, pozwala doświadczyć bliskości i miłości Stwórcy. Jego spojrzenie na nasze życie może stać się naszym. To również w magiczny sposób nie rozwiąże wszystkiego, co więzi, krępuje i doskwiera, ale „światłe oczy serca” na pewno nie zaszkodzą na drodze ogarniania swojego emocjonalnego świata. Oczywiście trwanie na modlitwie nie kłóci się z tym, by czasem swym emocjom dać upust - wypłakać wszystkie żale, wykrzyczeć złość czy wyżyć się na poduszkach. To też bywa potrzebne i niekiedy wręcz wskazane. Szukanie ukojenia w modlitwie nie ma nic wspólnego z tłumieniem emocji czy ich zaprzeczaniu. Są dni, że rzeka łez musi popłynąć gwałtownym nurtem. Warto mieć obok czyjąś przyjazną obecność - cierpliwą i wspierającą, nawet jeśli nie do końca rozumiejącą. ■

Tekst Katarzyna Kędzierska

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!