Bezbronny jak Bóg
Wprawdzie okres Bożego Narodzenia jest już za nami, ale w niektórych domach jeszcze stoją choinki, trwają odwiedziny duszpasterskie zwane kolędą, którym często podczas modlitwy towarzyszy śpiewanie kolęd. Ponadto prawdy, które przynosi z sobą Narodzenie Syna Bożego, powinny towarzyszyć nam nieco dłużej niż przez te kilkanaście dni w roku. Nie jest zatem za późno na refleksję nad chociaż jedną z nich. Tą, która rzuca się już od razu w oczy. Wszechmogący Bóg, potężny, prowadzący swój lud, powołujący proroków i pokonujący bożki pogan, staje się bezbronnym i bezradnym dzieckiem, wymagającym czułej i troskliwej opieki dwójki zwyczajnych ludzi. Bóg uniża się, by stać się Emmanuelem – Bogiem, który jest blisko nas. O tym wiemy doskonale. W tej prawdzie jednak możemy zobaczyć coś jeszcze – własne życie.
W pewnym uproszczeniu ludzi można podzielić na tych, którzy lubią, gdy się o nich troszczy i tych, którzy uważają, że „jak masz na kogoś liczyć, to licz na siebie”. Ten tekst zdecydowanie nie jest do pierwszej grupy, gdyż niektórzy zapewnienie sobie opieki mają dopracowane do perfekcji, chociaż są zdrowi, silni i zdecydowanie od dawna nie wymagają przysłowiowego noszenia na rękach. Po drugiej stronie znajdują się ci, którym proszenie o pomoc przychodzi z wielkim trudem. Stopniowe wkraczanie w dorosłość jest wówczas szansą – coraz więcej niezależności i samowystarczalności jest uśmiechem losu. Można wreszcie o sobie decydować, przed nikim się nie tłumaczyć i żyć po swojemu. Zaradność i umiejętność podejmowania decyzji są oczywiście świetną sprawą i świadczą o dojrzałości. Jednak może zacząć się nam wydawać, że musimy być super bohaterami w swoim życiu, ogarniającymi wszystko sami i nikogo nie potrzebującymi. Kiedy wkrada się myślenie, iż z każdym problemem nie tyle możemy, co musimy poradzić sobie sami, stawiamy mur między nami a naszymi bliskimi – rodziną, przyjaciółmi czy nauczycielami. Czasem ten mur burzy jakieś wydarzenie – choroba, wypadek czy inna sytuacja sprawiająca, że musimy zgodzić się na pomoc innych. Bywa to dotkliwe szczególnie dla młodego człowieka, zatrzymanego nagle w swoim dążeniu do dorosłości i samodzielności. Stanowi to jednak szansę, by zweryfikować swoje podejście do życia, otworzyć się na innych i ucieszyć ich miłością oraz troską. Jest to o wiele lepsza droga niż odwrócenie się do świata plecami i zamknięcie się w swoim cierpieniu.
Zazwyczaj jednak na nasze życie nie spada „grom z jasnego nieba”, więc spokojnie możemy trwać w swojej wizji życia, w której samowystarczalność jest najważniejszym przykazaniem. Na drodze tego myślenia co roku staje Bóg, który jako Człowiek swoje delikatne życie składa w ręce Maryi i Józefa, z pełnym zaufaniem, że ich miłość ochroni Go przed każdym niebezpieczeństwem. Skoro Ten, który może wszystko, stał się najbardziej bezbronną istotą, jaką przecież jest noworodek, to o ile bardziej my możemy zgodzić się na własną słabość i na to, że nie wszystko da się kontrolować. Niezależnie od tego, ile mamy lat i jaki poziom niezależności osiągnęliśmy w życiu. Boża zależność od ziemskich rodziców trwała wiele lat – wymagał troski, uwagi i stopniowego wprowadzania w życie. W tym wszystkim był cierpliwy i posłuszny rodzicom. To naprawdę niemałe poświęcenie dla naszego zbawienia, ale też pociecha dla niejednego współczesnego nastolatka.
Katarzyna Kędzierska
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!