Z Białoruskiej Częstochowy
Ostrów Wielkopolski. Ks. Józef Sierpiejko z Białynicz na Białorusi wygłosił homilie podczas niedzielnych Mszy Świętych 26 września w kościele NMP Królowej Polski w Ostrowie Wielkopolskim. Jest proboszczem parafii z sanktuarium Matki Bożej Białynickiej, nazywanym Białoruską Częstochową.
Przed ołtarzem w ostrowskim kościele ustawiony został obraz Matki Bożej Białynickiej, ten który czczony jest na Białorusi. Parafianie z Białynicz obecnie modlą się w kaplicy z drewnianym tabernakulum, dlatego po Mszach Świętych w Ostrowie ks. Sierpiejko zbierał ofiary na nowe. Przez jego budowę chce przeprosić Jezusa za świętokradztwa, obrażanie imienia Jezusowego i by każdy mógł przyjść do kaplicy i pozdrowić Jezusa w Najświętszym Sakramencie.
W homilii ks. Józef nawiązał do niedzielnych czytań i przybliżył życie katolików w swojej parafii oraz trudną historię sanktuarium maryjnego. Matka Boża w Białyniczach czczona była od wielu wieków w miejscowym sanktuarium, obok którego znajdował się klasztor karmelitów. W 1878 roku władze carskie wyrzuciły zakonników, zamknęły klasztor i sanktuarium, które zamieniono na cerkiew prawosławną. Przed ks. Sierpiejko ostatni proboszcz był tam 145 lat temu, został otruty przez władze carskie. Decyzją władz komunistycznych w latach 60. XX wieku kościół wysadzono w powietrze, a w latach 70. klasztor. Parafia rzymskokatolicka w Bałyniczach zaczęła odradzać się od 1992 roku. Ksiądz przyjeżdżał tam z okolicznej parafii. W miejscu, gdzie kiedyś istniało sanktuarium, zbudowano cerkiew prawosławną, dlatego zakupiono i poświęcono drewniany dom jako kaplicę katolicką. Ta kaplica z drewnianym tabernakulum do dzisiaj stanowi białynickie sanktuarium.
Ks. Józef został posłany przez biskupa do Białynicz, by jako proboszcz służył parafii, odbudował sanktuarium i kult Pani Białynickiej. W Białyniczach odwiedził go pewien artysta, architekt, który był w latach 60. pracował przy zdejmowaniu fresków ze ścian kościoła i klasztoru karmelitańskiego przed wysadzeniem w powietrze. Szedł uliczką w Białyniczach i przez uchylone drzwi domu zobaczył ogromny obraz. Mieszkająca tam starsza kobieta nie chciała go wpuścić z obawy przez komunistycznymi represjami wobec katolików. Architekt przekonał ją jednak i okazało się, że od podłogi do sufitu w jej pokoju stały bardzo duże obrazy przyniesione przez kobietę z kościoła. Ona je przechowywała, bo inaczej zostałyby zniszczone w ramach walki z religijnością. Obecnie niewielki dom kobiety już nie istnieje. Od swojej parafianki pani Franciszki ks. Józef dowiedział się, że starsza pani była siostrą zakonną. Nie wyjechała do Polski w ramach repatriacji, by zachować ciągłość wiary katolickiej w Białyniaczach. - Pod koniec życia siostra zakonna powiedziała do pani Franciszki: Franiu tu, do Białynicz przyjdzie jeszcze ksiądz i przekaż mu ten różańczyk. U nas jest zwyczaj, że zmarłym do trumny kładzie się do ręki różaniec, a ona powiedziała do pani Franciszki, nie kładź mi, bo nie będę miała z niego pożytku. Temu księdzu powiedz, że przed długi czas na nim się modliłam. Teraz ja na nim się modlę – mówił ks. Józef pokazując różaniec.
- W Białyniczach miejscowych katolików nie jest dużo. Są ludzie polskiego pochodzenia, jest na przykład pani Franciszka z rodziny Orłowskich - oni tam zostali, nie wyjechali, wiary ustrzegli. Mszy św. w języku polskim nie ma, ponieważ to jest wschód Białorusi i oni tam mówią tylko po białorusku. Chociaż przyznają się do polskości, ale już nie rozumieją w języku polskim. Zdarza się też, że przynoszą i pokazują mi swoje polskie modlitewniki. Czasem się zagalopuję i w czasie Mszy Świętej mówię „Ojcze nasz” po polsku, bo pochodzę z miejscowości oddalonej 50 kilometrów od Wilna i nas uczono w języku polskim, to oni – miejscowi mówią ze mną - powiedział ks. Sierpiejko po Mszy Świętej.
Renata Jurowicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!