Tęsknota za rodziną
Choćby nie wiem, jak bardzo święta były radosne, pełne tradycyjnych potraw, ozdób, ubierania choinki, kolędowania i życzliwych osób, bez rodziny, choćby tej z problemami, będą tak naprawdę samotne. Opowiadają o tym dziewczyny z Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego Domu Miłosierdzia św. Józefa w Kaliszu prowadzonego przez siostry Matki Bożej Miłosierdzia.
Podopieczne MOW zgodnie przyznają, że święta w ośrodku są wspaniałe, siostry starają się, żeby była prawdziwie świąteczna, rodzinna atmosfera, ale mówią też, że nic nie zastąpi ciepła rodzinnego domu.
Jeszcze tylko 17 dni
Oliwia bierze udział w projekcie fotograficznym i warsztatach muzycznych. - Jestem z domu dziecka, nie miałam nigdy prawdziwie rodzinnych świąt. Mój ojciec jest alkoholikiem, więc w dzieciństwie nie tylko podczas świąt, można powiedzieć, przechodziłam z rąk do rąk, a on sobie gdzieś tam pił. Raz byłam u cioci, raz u sąsiadów (mieliśmy takich zaprzyjaźnionych sąsiadów), więc święta nie kojarzą mi się dobrze, ale tych nie mogę się doczekać. Odzyskałam kontakt z wujkami, którzy zaprosili mnie już w tamtym roku, ale wtedy było mi jakoś głupio. Tym razem jadę do nich i to będą moje pierwsze prawdziwe święta z rodziną, bardzo się cieszę. Najpiękniejsze jest w tych świętach właśnie to, że będę blisko nich, że dostałam przepustkę i tym razem w święta nie będę musiała znowu płakać. W placówce nie jest źle, dzieliliśmy się opłatkiem i dawaliśmy sobie prezenty, ale brakowało zawsze tej prawdziwej miłości, a wujostwo traktuje mnie jak córkę. W domu dziecka większość jechała na Boże Narodzenie do domów, ja nie miałam niestety takiej możliwości, bo rodzina odsunęła się ode mnie przez to, co robiłam. Nawet teraz, kiedy już się ogarnęłam, zachowuje się dłuższy czas grzecznie, wracam na czas itd., nadal nie chcą ze mną kontaktu, oni sami błądzą, nawet bardziej niż ja. Wigilia w placówce wyglądała tak, że siadaliśmy razem do stołu, byliśmy dla siebie mili, ale to nie było do końca szczere, zaraz potem każdy szedł do swoich zajęć. Każdy zjadł, wziął swój prezent i szedł się przebrać i dalej na dwór, do swoich spraw. Moja placówka jest dobrym miejscem, wiele mi tam pomogli, ale jednak w te święta czegoś brakowało, nie było prawdziwej miłości, wiadomo, dla wychowawców to jest po prostu praca. Dlatego już nie mogę się doczekać tegorocznego Bożego Narodzenia, z każdym telefonem coraz bardziej się cieszę, wujek też już odlicza dni, które zostały: ostatnio mi mówił, że jeszcze tylko siedemnaście dni. Poza tym, raz spędziłam święta tutaj (w MOW Domu Miłosierdzia św. Józefa - przyp. red.), było bardzo fajnie, bo były siostry, ale i tak czegoś brakowało, tej prawdziwej rodziny. Mam nadzieję, że teraz już wszystko będzie dobrze - mówi dziewczyna. Na moje pytanie, czy ma jakiś wymarzony prezent Oliwia odpowiada, że marzy jedynie o tym, żeby rodzina zawsze była przy niej. Kiedy jednak dopytuje o coś bardziej materialnego przyznaje, że chciałaby dostać aparat fotograficzny. - Nie dostanę aparatu, ale telefon i cieszę się, bo nim też będę mogła robić zdjęcia - dodaje Oliwia.
Marzenia o poznaniu rodziny
Wiktoria jest pozornie nieśmiała, ale kiedy uśmiecha się, śmieją się także jej oczy. Ona też bierze udział w warsztatach muzycznych. - Jestem tutaj niedługo, bo od roku i czterech miesięcy. Jako kilkutygodniowe dziecko zostałam adoptowana i wiem, że mam dwanaścioro rodzeństwa. Prawie wszystkie swoje święta wspominam bardzo dobrze. Zawsze dzień przed Wigilią, albo w Wigilię ubieraliśmy choinkę, zależy, jak tata pracował. Mama pracuje w domu, ma zakład krawiecki, co dla mnie jest czasami bardzo denerwujące, bo ciągle tam siedzi. Ostatnimi czasy ja, mama, czasem też tata się dołączał - razem coś przygotowywaliśmy na kolację wigilijną - była też babcia, mama mojego taty. Zawsze podział był taki, że kobiety zajmowały się kuchnią, a panowie choinką, tylko, że ja też bardzo lubię ubierać choinkę. A dwa lata temu, jak jeszcze byłam w domu, to cała rodzina się zjechała, około 50 osób, było więc niezłe zamieszanie. Miałyśmy z mamą problem, żeby ulokować wszystkich w domu. Wszyscy też pomagali w przygotowaniach. Najbardziej w świętach lubię więc ubieranie choinki i spędzanie czasu w kuchni z rodziną - mówi Wiktoria. Ostatnie Boże Narodzenie musiała jednak spędzić w MOW, co było dla niej bardzo trudnym przeżyciem po świętach spędzanych zawsze w dużej, pełnej, szczęśliwej rodzinie. - Niby wiedziałam, że nie pojadę do domu, ale miałam odrobinę nadziei. Kiedy zostały wywieszone przepustki i byłam już pewna, że nic z tego, pierwszy dzień był dla mnie bardzo ciężki, byłam załamana, cały czas płakałam, prawie całą noc nie spałam, ale kiedy już się oswoiłam z tą myślą, to święta tak mi szybko minęły, że nawet nie zauważyłam. Mimo to, cokolwiek tu robiliśmy, czy byliśmy na sali, czy przy stole, zaraz uciekałam myślami do domu. W tym roku spędzę święta już z rodziną - opowiada Wiktoria. Na pytanie o wymarzony prezent odpowiada, że nie ma szczególnych życzeń, ale rodzice obiecali jej, że kiedy będą jechać do domu na święta, 23 grudnia, po drodze kupią razem coś z odzieży. - Jeśli chodzi o prezenty niematerialne, to chciałabym, żeby poprawiły się moje relacje z rodziną, bo od października jestem z nimi pokłócona i bardzo obawiam się atmosfery w domu. Jednak moim największym marzeniem jest poznać swoją prawdziwą, biologiczną, rodzinę, powoli zdobywam o nich jakieś informacje, ale chciałabym ich spotkać - przyznaje Wiktoria.
Rodzinnie na Pasterkę
Większość dziewcząt, z którymi rozmawiałam, wyjeżdża do swoich domów na święta. Nie zawsze będą to spotkania komfortowe, każda z podopiecznych znalazła się przecież w ośrodku nie przez przypadek; każda w jakiś sposób się pogubiła, od niektórych rodziny się odsunęły. Nikola bardzo lubi święta i pomijając ostatnie dwa lata, spędzała je zawsze z rodziną. - Kolędujemy wtedy, dużo rozmawiamy, ale rok temu i dwa lata temu spędziłam je tutaj w ośrodku i tu też jest fajnie, z tym, że nie ma bliskich - mówi Nikola. Teraz pojedzie na Boże Narodzenie do rodziny i marzy o tym, żeby już wszystko się poukładało, bo na materialnych prezentach jej nie zależy. Justynie święta nie kojarzą się zbyt dobrze, bo jej mama zmarła, kiedy miała siedem lat, a z ojcem nie utrzymuje kontaktu. - Raz byłam u dziadka, raz w placówce, teraz tu, w ośrodku. Marzę o tym, żeby spędzić święta w miłej atmosferze, w pełnej rodzinie, żeby nikt się już nie kłócił - przyznaje Justyna, która woli dawać prezenty, niż je dostawać.
- Święta spędzaliśmy rodzinnie, teraz tata przychodzi mnie odwiedzać, bo rodzice nie są już razem. Trudno mi wyobrazić sobie święta bez rodziny, bo rodziny się nie wybiera i jest ona, jaka jest, ale wydaje mi się, że zawsze u rodziny można znaleźć wsparcie i zwrócić się do nich o pomoc - mówi Ola, której najbardziej w pamięci utkwił prezent od mamy, lalka, którą bardzo długo się bawiła i ma ją do dzisiaj. - Bardzo ważne jest też to, że rodzinnie chodzimy na Pasterkę - dodaje dziewczyna.
- Każde święta spędzam w swoim domu, nawet teraz, kiedy jestem w ośrodku. W domu jest klimat, który tworzą domownicy. Choć tutaj wszyscy bardzo starają się, żebyśmy się dobrze czuły, żeby była miła atmosfera, to jednak nie to samo, co w domu. Tam najbardziej lubię ubierać choinkę, wracają wtedy wspomnienia z dzieciństwa - mówi Zuzanna. - Kiedyś nie zwracałam takiej uwagi na przeżywanie świąt, ale kiedy jest się tutaj, oddzielonym od rodziny, bardziej zależy mi na spotkaniu z rodziną, bardziej ich doceniam i z jeszcze większą niecierpliwością czekam na święta - dodaje Zuzia. Czasami potrzeba rozłąki, dłuższego czasu z dala od kochanych osób, żeby ich docenić, żeby zatęsknić i marzyć tylko o świętach w pełnej, szczęśliwej, zgodnej rodzinie, a nie o materialnych prezentach.
Tekst i foto Anika Djoniziak
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!