Świętość w codzienności czyli kilka słów o s. Włodzimirze
Pochodząca z naszej diecezji s. Włodzimira Wojtczak chciała upodobnić się do Chrystusa, już w dniu swoich pierwszych ślubów napisała: „Daj, Jezu, abym mogła umrzec?, jak Ty - zapomniana i wzgardzona”. Zmarła w swoje urodziny w Ostrowie, osamotniona. Ci, którzy ją znali, byli przekonani o jej świętości.
- Od 2011 roku szukamy informacji na jej temat, zdjęć listów, pamiątek i wspomnień - mówiła s. Anna Jakubowska, postulatorka procesu beatyfikacyjnego s. Włodzimiry i przedszkolanka w przedszkolu im. św. Jana Pawła II w Lesznie, podczas niedawnego spotkania u sióstr elżbietanek w Ostrowie. - Wśród tego, co udało nam się zgromadzić mamy wpis z pamiętnika pani Mieczysławy Pilachowskiej, mamy pani Wiesi Bargiel. Pani Pilachowska była najlepszą przyjaciółką s. Włodzimiry z czasów szkolnych - podkreślała postulatorka. W tym pamiętniku w styczniu 1931 roku s. Włodzimira napisała: „W człowieku tylko to jest dobre i piękne, co w nim odzwierciedla obraz Boga”.
Młodość w Ostrowie
S. Anna jest też autorką książki o s. Włodzimirze „Żyć ofiarowaniem”. W niej można przeczytać, że przyszła elżbietanka urodziła sie? 20 lutego 1909 roku we Franklinowie, niedaleko Ostrowa. Już naste?pnego dnia została ochrzczona w kos?ciele pw. s?w. Wojciecha w Lewkowie i otrzymała imię Czesława, tam też przyje?ła Pierwszą Komunie? S?więtą. Jej tata Jo?zef był kowalem, a mama Jadwiga zajmowała sie? domem. Czesia miała starsza? o cztery lata siostrę Marianne?, a jej rodzeństwo - Czesiu, Ewa i Janinka zmarli po urodzeniu. Był jeszcze najmłodszy brat Mieciu, który w wieku około dwo?ch lat zgina?ł w wypadku bawia?c sie? na podwo?rku.
Pierwsza wojna s?wiatowa zmusiła Jo?zefa Wojtczaka do walki na froncie francuskim, w szeregach armii pruskiej. Jadwiga została wtedy sama z co?rkami i by utrzymać rodzinę prowadziła zajazd. Po odzyskaniu przez Polske? niepodległos?ci Wojtczakowie przeprowadzili sie? do Ostrowa i zamieszkali w kupionej przez siebie kamienicy na Zielonym Rynku.
Czesia od najwczes?niejszych lat odznaczała sie? pracowitos?cia?, osia?gaja?c dobre wyniki w nauce, a takz?e angaz?uja?c sie? w działalnos?c? charytatywna?. W Gimnazjum i Liceum Z?en?skim wspo?łtworzyła koło miłosierdzia. Jak wspominają koleżanki - była skromna?, pełna? dobroci, pogodna?, uczynną i lubiana? dziewczyną. Była utalentowana artystycznie. - Jej siostrzenica podkres?la, z?e ciocia pisała do nich duz?o i z?e listy były pisane wierszem, niestety, nie zachował sie? ani jeden z nich. Pani Antonina przechowuje w swej pamie?ci fragment listu, kto?ry był adresowany włas?nie do niej, były to z?yczenia Boz?onarodzeniowe. Zachował sie? takz?e jeden obraz z podpisem i data? 20 kwietnia 1930 roku, czyli na kilka miesie?cy przed wsta?pieniem do klasztoru. Przedstawia on przewro?cony kosz pełen brzoskwin?. Z opowiadan? wiadomo, z?e był jeszcze jeden - przedstawiaja?cy konia, a takz?e liczne małe obrazki, kto?re przesyłała w listach, gło?wnie do swego chrzes?niaka, ks. Zbigniewa Pawlaka - podkreślała s. Anna.
Zakonna droga
Po maturze Czesława wsta?piła do organizacji „Młode Polki”, gdzie pełniła funkcje? skarbniczki. Był to dla niej czas walki duchowej, chciała wsta?pić do Karmelu, ale sprzeciwiali sie? temu jej rodzice. W końcu matka powiedziała słowa, kto?re stały sie? dla Czesi drogowskazem: „Gdybys? jeszcze poszła do elz?bietanek, ale do Karmelu - dziecko wybij to sobie z głowy”. Jeszcze wahała się: z?yc? ws?ro?d elz?bietanek, czy w karmelitan?skiej klauzurze? W końcu w 1930 roku wsta?piła do elżbietanek. Jeszcze w postulacie ukon?czyła Wyz?szy Instytut Kultury Religijnej w Poznaniu pisząc pracę „O podwo?rkowym s?wiecie dziecka”. Jako postulantka otrzymała szczego?lne pozwolenie, aby zostac? matka? chrzestna? siostrzen?ca Zbigniewa. Mistrzyni matka Stylita Karczyn?ska miała wtedy powiedziec? do matki prowincjalnej Stanisławy Dankowskiej: „Matko, chciejmy ten wyja?tek uczynic?, bo moz?e to dziecko ksie?dzem zostanie”. I rzeczywiście Zbigniew w 1957 roku otrzymał s?wie?cenia kapłan?skie.
Daj umrzeć, jak Ty
Postulantka Czesia 27 lipca 1933 roku przyjęła habit zakonny i imie? Maria Włodzimira. Potem jako nowicjuszka pracowała w refektarzu, che?tnie czytała z?ywoty s?wie?tych, a jej ukochana? s?wie?ta? została s?w. Tereska od Dziecia?tka Jezus. S. Włodzimira starała sie? ją nas?ladowac? na drodze dziecie?ctwa duchowego. Nalez?ała takz?e do cho?ru nowicjackiego. Przebywaja?ce z nią siostry podkres?laja?, z?e kochała przepisy zakonne i sumiennie ich przestrzegała, szczego?lnie milczenie. W kaplicy kle?czała zawsze bez oparcia. Bywało, z?e wstawała w nocy i kładła sie? na posadzke? w sypialni lub siadała na ło?z?ku i modliła sie?.
Swoje pierwsze s?luby zakonne s. Włodzimira złoz?yła 28 lipca 1934 roku. Na kartce zapisała wtedy zdanie: „Daj, Jezu, abym mogła umrzeć, jak Ty - zapomniana i wzgardzona” i zawsze nosiła ją przy sobie. Słowa te podkres?lają, jak głe?bokie było jej z?ycie wewne?trzne. Zaraz potem przełoz?eni skierowali Włodzimire? do pracy w ochronce dla dzieci z rodzin bezrobotnych na terenie poznańskiej parafii pw. s?w. Jana Jerozolimskiego. Starała sie? dla nich o odziez?, z?ywnos?c? i s?rodki czystos?ci, ale przede wszystkim starała sie? wszczepic? w ich serca wiare? w Boga, Jego miłos?c? i miłosierdzie. Kiedy utworzono ochronke? przy kos?ciele Boz?ego Ciała w Poznaniu została jej kierowniczka?. Wtedy elżbietanka nawia?zała m. in. wspo?łprace? ze szkoła? prywatna?, do kto?rej ucze?szczały dzieci z zamoz?nych rodzin. Poprosiła, by przynosiły drugie s?niadanie dla swych kolez?anek i kolego?w z ochronki. Uzyskała także zgode? towarzystwa gimnastycznego „Soko?ł” na korzystanie z ich boiska. W okolicy s?wia?t zbierała w parafii dary, z kto?rych po?z?niej przygotowywano paczki dla dzieci. Mimo trudnych warunko?w i niełatwej pracy, nigdy nie narzekała czy złos?ciła sie?.
Czas wojny i gruźlica
Na trzy dni przed wybuchem drugiej wojny światowej s. Włodzimira złożyła śluby wieczyste. Zachował sie? jej pamia?tkowy obrazek z napisem: „O Maryjo spraw, abym na Sercu Twoim stała sie? drugim Jezusem”. Wojna zmieniła jej życie. Nie mogła pracowac? ws?ro?d dzieci, więc pomagała w pracach domowych. W końcu sytuacja polityczna zmusiła wiele sio?str do opuszczenia zgromadzenia. Włodzimira musiała powrócić do rodzinnego Ostrowa, a jej stan zdrowia budził wiele zastrzez?en?. Bardzo przez?ywała koniecznos?c? zmiany stroju zakonnego na s?wiecki. Be?da?c w Ostrowie Wielkopolskim cze?sto odwiedzała siostry elżbietanki przy ul. Gimnazjalnej. Przychodziła tu na Msze s?w., modlitwy i konferencje, kto?re głosił ukrywający się ksiądz. Pomagała w pracach domowych. Pomimo opieki w domu rodzinnym stwierdzono u niej rozwijającą sie? gruz?licę. „Lokatorzy kamienicy, w kto?rej mieszkali Wojtczakowie, dowiedzieli sie?, z?e ma sie? do ich domu wprowadzic? niemiecka rodzina. Donies?li, z?e w ich domu znajduje sie? chora na gruz?lice?, mys?la?c, z?e w ten sposo?b unikna? niepoz?a?danego lokatora. Niestety stało sie? zupełnie inaczej. To siostra Włodzimira została zabrana i umieszczona w przytułku dla starco?w przy ul. Zdunowskiej (dzis? Partyzanckiej). W tym czasie już nie było tam kaplicy, a siostry mieszkaja?ce w przytułku i zajmuja?ce sie? chorymi, Najs?wie?tszy Sakrament ukrywały w swoim mieszkaniu. Kapłan, kto?ry w tym czasie odprawiał potajemnie Msze s?w., nie z?yczył sobie, aby wprowadzac? kogokolwiek, tym bardziej z?e wiadomo było, iz? ws?ro?d podopiecznych panuje donosicielstwo i z?e siostry sa? s?ledzone” - napisała postulatorka.
Jutro pójdę do Jezusa
Dopo?ki siły pozwalały s. Włodzimira chodziła na Msze? s?w. do parafii albo na ul. Gimnazjalna?. Pocza?tkowo odwiedzała ją codziennie mama?, ale w końcu zakazano jej ze wzgle?du na zakaz?na? chorobe? co?rki. Mimo to ona i tak przychodziła pod okno przytułku. Jednak najwie?kszym bo?lem dla s. Włodzimiry była niemoz?nos?c? przyjmowania Komunii Świętej. Siostry elżbietanki z ukrywaja?cym sie? kapłanem zdecydowały, z?e pomimo niebezpieczeństwa be?da? przynosiły jej Najświętszy Sakrament. Siostry wspominaja?, z?e nigdy nie narzekała na cierpienia i pogodnie czekała na śmierć. „To była prawdziwa te?sknota za spotkaniem ze swoim Panem i Zbawicielem” - podkreślała s. Anna. Swoja? miłos?c? do Jezusa wypowiedziała w pamie?tniku pisanym dla matki. Niestety zaginął. Czytał go m. in. ks. Pawlak, który zapamiętał zdania zapisane pod datą 19 lutego 1943 roku: „Jutro kończę 34 lata. Jutro pójdę do mojego Jezusa. O jakże bardzo jestem szczęśliwa. Mamo, nie martw się mną. Ja zawsze będę z wami”. Przed śmiercią poprosiła o gromnice?, zawołano siostre? przełoz?oną, a modląca się coraz ciszej s. Włodzimira powiedziała „Umieram”. Zmarła dokładnie w dniu 34. urodzin, 20 lutego 1943 roku.
Idąc ulicami
Teraz na terenie naszej diecezji można natknąć się na ślady pozostawione przez nią. Te miejsca istnieją do dziś, nie sposób wymienić tu wszystkie. Najpierw więc Franklinów z domem, w którym się urodziła. Lewków z zabytkowym kościołem pw. s?w. Wojciecha i chrzcielnicą pamiętającą chrzest jednodniowej Czesi. Dalej zakupiona przez państwa Wojtczaków kamienica przy Zielonym Rynku w Ostrowie, gdzie mieszkali po przeprowadzce. To tutaj podczas wakacji napisała pracę dyplomową „O podwo?rkowym s?wiecie dziecka” obserwując przez okno bawia?ce sie? dzieci. Do tego domu powro?ciła na początku II wojny s?wiatowej. Niestety po kuz?ni jej ojca nie ma juz? s?ladu. Obecnie rodzina siostry mieszka na pierwszym pie?trze, kto?re zostało dobudowane, gdy s. Włodzimira była juz? w klasztorze. Dalej można zobaczyć dom zgromadzenia sióstr elżbietanek przy ul. Gimnazjalnej, do którego przychodziła. Teraz znajduje się w nim m. in. przedszkole noszące jej imię. Na koniec jeszcze Dom Pomocy Społecznej przy ulicy Partyzanckiej, kiedyś Zdunowskiej, świadek jej cierpień i śmierci. Są jeszcze świadkowie najważniejsi - ludzie, którzy ją znali i nie tylko. Oni, jak podkreśla postulatorka, uważają s. Włodzimirę za świętą szczególnie ze względu na jej prostotę i oddanie Jezusowi.
tekst Renata Jurowicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!