Mocni Miłością
Międzynarodowy Dzień Wolontariusza - 5 grudnia - to doskonała okazja, by uświadomić sobie, jaki wysiłek wkładają różne organizacje i pojedyńcze osoby w bezinteresowne niesienie pomocy innym, zarówno na poziomie lokalnym, krajowym, jak i globalnym.
Miliony ludzi dobrej woli czynnie uczestniczą w działaniach humanitarnych, pokojowych i charytatywnych, prowadzonych m.in. przez Czerwony Krzyż, czy UNICEF. W Polsce istnieje sieć różnych centrów wolontariatu, które pośredniczą między osobami szukającymi pomocy i gotowymi ją ofiarować. A my jako diecezja możemy poszczycić się powstałą dwa lata temu fundacją „Mocni Miłością”, którą powołał do życia ks. kanonik Włodzimierz Guzik, proboszcz parafii pw. Matki Teresy z Kalkuty w Kaliszu.
Wśród nas żyje wiele osób starszych, przewlekle chorych, które nie radzą sobie ze swoją chorobą, czy niepełnosprawnością, ale najbardziej z samotnością. To z myślą o nich powstała właśnie ta fundacja. Tworzą ją osoby w różnym wieku i z różnych środowisk, które łączy jeden wspólny cel. Pragnienie niesienia bezinteresownej pomocy, zwłaszcza osobom samotnym i cierpiącym jest najważniejsze, a źródłem tego pragnienia jest żywa wiara w miłość Boga do każdego człowieka i wynikający z niej entuzjazm. - Fundacja szuka wolontariuszy pośród ludzi wiary, którzy mają otwarte serce i umysł na drugiego człowieka i pragną nieść pomoc. Oczywiście poza tym mile widziani są fachowcy czyli lekarze, psychologowie, rehabilitanci czy pielęgniarki. Odpowiednio przygotowane osoby zostają przydzielone do osób potrzebujących w ich własnych domach. Fundacja „Mocni Miłością” szkoli wolontariuszy, którzy zajmują się potrzebującymi długofalowo - mówi ks. Guzik. Najważniejszym celem fundacji jest powstanie domu opieki, miejsca, które będzie łączyło w sobie profesjonalną opiekę medyczną z ciepłem domowego zacisza. Ośrodek zapewni opiekę całodobową i dzienną.
Dwustronna korzyść
Sami wolontariusze podkreślają, że chcą, a przynajmniej starają się służyć tak, jak czyniła to Matka Teresa z Kalkuty i św. Jan Paweł II. Pomaganie w ostatecznym rozrachunku daje więcej osobie pomagającej niż podopiecznemu. Wszyscy wolontariusze, z którymi rozmawiałam mówili, że z wielką radością pomimo wielu obowiązków idą raz w tygodniu do swoich podopiecznych, a kiedy od nich wychodzą słyszą pytanie: „Kiedy teraz przyjdziesz?”. I to jest dla nich piękne, że są potrzebni, wyczekiwani, a sami wychodzą ubogaceni i napełnieni radością, że mogli zrobić coś dobrego. Często ich wizyta jest dla podopiecznych odskocznią od codziennej szarości, samotności i choć na chwilę udaje się im zapomnieć o swoich dolegliwościach.
I nie jest tak, że nie mają oni bliskich, jednak ci bliscy czasami bywają bezradni w podstawowych kwestiach związanych z opieką, pielęgnacją czy rehabilitacją. Z trudem próbują pogodzić troskę o bliskich z codziennymi obowiązkami.
Wolontariusze, jak wiadomo, za swoją pomoc, pracę nie dostają wynagrodzenia. I wiele osób nie może zrozumieć, że zupełnie za darmo można coś robić, że za darmo można otrzymać pomoc. Chociaż jak mówi pani Ania, za pomoc nie dostaje ani złotówki, to jednak otrzymuje więcej niż daje. Co więcej, taka pomoc uzależnia. Pani Ania ma swoją własną rodzinę, pracę i wiele codziennych obowiązków, a jednak, kiedy przychodzi dzień odwiedzin jej podopiecznej, ten czas zawsze się znajdzie. - Najwięcej czasu zajmuje nam rozmowa, gdyż moja podopieczna potrzebuje kontaktu z drugą osobą. Ponadto pomagam jej załatwić jakieś sprawy na mieście, a czasami wychodzimy na spacer - mówi wolontariuszka. - Dla starszych, samotnych osób, sama obecność wolontariusza jest szczególnie ważna, godzina spędzona na rozmowie przy herbacie działa na nich terapeutycznie, a dla mnie samej jak zastrzyk energii - dodaje.
Potwierdzeniem powyższych słów jest także świadectwo młodej dziewczyny, która jest opiekunką starszej pani. Ania jest uczennicą liceum ogólnokształcącego i o fundacji usłyszała podczas ogłoszeń parafialnych. Zgłosiła się, ukończyła kurs i to dało jej perspektywę na przyszłość. - Wcześniej kompletnie nie wiedziałam, co chcę robić w życiu, ale kiedy przyłączyłam się do Fundacji „Mocni Miłością” zrodziła się ta myśl i już wiem, że chcę w przyszłości studiować na kierunku związanym z opieką nad starszymi osobami w Toruniu. Owszem, na początku były obawy. Po szkoleniu została mi przydzielona pani, która miała wypadek samochodowy, była leżąca. Chodziłam tam z jedną panią, która wykonywała czynności medyczne, a ja, no cóż, robiłam kanapki, sprzątałam trochę w domu. A teraz moją podopieczną jest pani Zofia, do której chodzimy wraz z koleżanką na spacery, czytamy jej - mówi Ania dodając, że pani Zofia jest bardzo zabawną osobą, jak na swój wiek. - Dzięki wolontariatowi czuję, że robię coś ważnego w życiu i czuję się spełniona w jakiś sposób. Zawsze chciałam pomagać innym, a widząc radość pani Zofii, która mówi nam, że nas kocha i cieszy się, kiedy przychodzimy, daje mi wielką radość. I pomimo tego, że czasami brakuje tego czasu, to na wolontariat muszę go zawsze wygospodarować. I poleciłabym wszystkim młodym ludziom zaangażowanie się w wolontariat, żeby zauważyli, że jest nie tylko internet, telefon itd., tylko, że jest drugi człowiek, któremu warto poświecić trochę czasu - zauważa. Natomiast pani Zofia zdradziła, że mimo, iż opiekuje się nią na co dzień wnuczka, to z wielkim utęsknieniem czeka na dziewczyny. - To młode dziewczyny i zawsze coś śmiesznego powiedzą. A tak siedzę sama i czekam na zmiłowanie Boskie. Pokazuję im zdjęcia i wyjaśniam, kto jest kto, bo nie wiedzą. Nic nie muszą przy mnie robić, bo Kasia się mną zajmuje, wystarczy mi ich towarzystwo - mówi pani Zofia.
Według Mileny z Fundacji „Mocni Miłością” wolontariuszem może zostać każdy, kto odczuwa potrzebę pomagania drugiemu człowiekowi. - Najważniejsze, aby mieć empatię - podkreśla. Pani Milena wraz z kilkoma osobami także podzieliła się swoimi doświadczeniami. Jak mówi pani Milena, każda osoba, która się zgłosi, lub jest zgłoszona przez kogoś jako potrzebująca wsparcia, jest sprawdzana. - Nie ma żadnych kryteriów, według których przyjmujemy podopiecznych. Robimy oczywiście wywiad i rozpoznanie, czego tak naprawdę potrzeba zgłoszonej osobie. Często bywa tak, że widać już na pierwszy rzut oka, że potrzebna jest pomoc chociażby przy „odgruzowywaniu mieszkania” - tak delikatnie pani Milena określa straszny bałagan, który panuje w domu. Czasami trzeba zacząć od higieny osobistej podopiecznego i jego otoczenia, a dopiero potem zająć się innymi sprawami. Jednym z moich rozmówców był także młody chłopak, który jak sam o sobie mówi, trafił do fundacji przez przypadek. Zaciągnęła go kuzynka, która sama w końcu nie została wolontariuszką, a on tak. - No i moja tężyzna się przydaje - mówi z uśmiechem, bo opiekuje się panem, który sam nie może się poruszać, a i żona by sama nie dała rady. - Pomagam mu przedostać się do łazienki, by wziął przysznic, jednak zastanawiam się wraz z koleżanką, która mi towarzyszy, jak długo jeszcze będzie to możliwe, bo zdajemy sobie sprawę, że któregoś dnia nie będzie to już możliwe. Z biegiem czasu widzę, że kiedy podopieczny jest czysty, kiedy ma ten komfort, bardziej się otwiera, nawiązuje kontakt i jest radośniejszy - podkreśla. Fundacji udało się zorganizować temu panu rehabilitację, a żona bardzo cieszy się z pomocy, bo samej byłoby jej ciężko, a tak wie, że chociaż raz w tygodniu może liczyć na czyjąś obecność i pomoc.
- Niesamowite jest to, że na naszych oczach i za naszą sprawą dokonują się zmiany. Ludzie nabierają zaufania, stają się pogodniejsi. Opowiadają o swoim dawnym życiu, dzielą się wspomnieniami i troskami. No i nieodzownie herbatką, a i często ciastkiem - mówią wolonteriusze. Przywiązują się do swoich opiekunów, a i wzajemnie. I jak się dowiedziałam, jeśli umrze ktoś z podopiecznych, fundacja zamawia Msze św. za niego i zawsze na pogrzebie obecny jest opiekun. Nie jest to przymusowe, ale wynika to z potrzeby serca. - Wierzcie lub nie, ale wolontariat, ten taki od serca, naprawdę zmienia ludzi. Chciałabym, aby każdy potrzebujący (zarówno opiekun, jak i potrzebujący) trafił do nas i stworzył więź z bliźnimi. Zawsze będę zdania, że to wolontariusz czerpie o wiele więcej korzyści ze swojej pracy, aniżeli chory. Tylko, że są to dary duchowe (a przecież to czyni je wiecznymi). Dziękuję wszystkim - pisze na stronie fundacji Sandra Maria M. - Czyż to nie cudowne, że to MY - wolontariusze - niesiemy wiarę, nadzieję i miłość do osób, które często są bardzo opuszczone - mówią o sobie. Istotny jest również fakt, że fundacja i cała inicjatywa ma bezpośrednie powiązanie z Bogiem. I może przez to jest ona tak wyjątkowa.
Tekst Arleta Wencwel
ŚWIADECTWO KATARZYNY - WNUCZKI
Zgłosiłam do fundacji jako podopieczną moją babcię, ponieważ namówiły mnie do tego znajome. Z jednej strony chodziło o to, aby ktoś pomógł mi w opiece nad babcią, trochę odciążył, żebym mogła swobodnie wyjść z domu, wiedząc, że w tym czasie babcia jest w dobrych rękach. Z drugiej strony taka forma pomocy miała zapewnić babci spędzanie czasu w towarzystwie innych osób. I tak się stało. Po wypełnieniu formularza, w którym m.in. określa się formę pomocy, jaka jest potrzebna, naszymi wolontariuszkami zostały Hania i Lena. Odwiedzają babcię raz w tygodniu, czytają jej książki, rozmawiają, bawią się w logiczne gry. Po moim powrocie babcia jest radosna, widać, że lubi spędzać czas z dziewczynami. Po kilku miesiącach, które minęły od pierwszych odwiedzin, czuje się ona z wolontariuszkami na tyle swobodnie i bezpiecznie, że również chętnie przy nich zasypia.
ŚWIADECTWO PANI WŁADZI - ŻONY
Co poniedziałek z mężem oczekujemy na wolontariuszy w naszym domu. Są to dla nas bardzo przyjemne chwile. Jest godzina 19.00, zawsze są punktualni. Przychodzą do nas zawsze uśmiechnięci i przyjaźni. Spędzamy razem ponad dwie godziny.
Często bywam smutna i przygnębiona, płaczę. Ale na ich widok, jakbym ożywiała się i czuję się lepiej. Pomagają mi w różnych czynnościach przy chorym. Rozmawiamy na różne ciekawe tematy, bywa to bardzo interesujące. Lubię się wyżalić, mówię o swoich trudnych problemach codzienności. Oni mnie wysłuchają, doradzą, pomogą załatwić różne trudne sprawy. Dużo mi podpowiedzą, a ja chętnie z tego korzystam. Uważam, że pani Krysia i pan Artur są bardzo mądrymi ludźmi i mają wiedzę na każdy temat. Pani Krysia jest ciepłą, miłą osobą, pan Artur również. Uważam, że takie spotkanie pomaga i choremu, i tej drugiej osobie, która się nim opiekuje. Serdecznie dziękuję.
Centrum wolontariatu „Kalkuta jest wszędzie”
Centrum Wolontariatu jest miejscem integracji, szkolenia i koordynacji działań wolontariuszy. Bazując na wiedzy i doświadczeniu profesjonalistów uczymy zasad i praktycznych umiejętności w zakresie opieki, pielęgnacji i rehabilitacji obłożnie i przewlekle chorych.
Dołącz do nas!
Do Centrum mogą się zgłaszać zarówno wolontariusze, jak i kandydaci na wolontariuszy oraz rodziny pragnące zgłosić kogoś bliskiego do objęcia opieką lub sami chorzy.
Godziny otwarcia:
w środy i czwartki od 19:15 do 20:15
ul. Szewska 1, 62-800 Kalisz
Kontakt do CW: 600-269-255, 502-136-473
Jak pomagamy
- Organizujemy pomoc medyczną, pielęgniarską, psychologiczną, rehabilitacyją
- Przeprowadzamy zbiórki pieniędzy na zakup niezbędnych środków
- Nasi wolontariusze służą pomocą przy pracach domowych, sprzątaniu czy robieniu zakupów
Często najprostszą formą wsparcia jest rozmowa i dotrzymywanie towarzystwa
Dom Matki Teresy
Najważniejszą inicjatywą naszej fundacji jest budowa Domu Matki Teresy. Budowa takiego obiektu jest wielkim wyzwaniem i przedsięwzięciem finansowym. Pomimo to wierzmy, że dzięki ludziom dobrej woli uda nam się tego dokonać.
Darowiznę na rzecz fundacji można wpłacać na konto Alior Bank SA
33 2490 0005 0000 4530 5345 2114
lub wpłacając on-line poprzez stronę www.fundacjamm.pl/pomoz-nam
kontakt do fundacji: tel. +48 531 160 190
strona fundacji: www.fundacjamm.pl
facebook: www.facebook.pl/fundacjamm
e-mail: kontakt@fundacjamm.pl
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!