TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 02 Sierpnia 2025, 17:59
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Kropelki w oceanie pomocy

Kropelki w oceanie pomocy

Kolędników misyjnych przebranych za aniołów, królów i nie tylko można spotkać na ulicach miast i niewielkich miejscowości naszej diecezji. Pójdą, bo chcą pomóc dzieciom z Madagaskaru, który jest jednym z najbiedniejszych państw świata. Tam wielu ludzi musi przeżyć dzień za mniej niż dolara.

Kolędnicy misyjni to dzieci należące do Papieskiego Dzieła Misyjnego. Każde z nich chce pomagać dzieciom w krajach misyjnych. Do udziału w misyjnej kolędzie zapraszają każdego - rodzeństwo, koleżanki i kolegów, a także dorosłych - rodziców, katechetów i nauczycieli.

Poniżej granicy ubóstwa

W Polsce z inicjatywy Papieskich Dzieł Misyjnych po raz pierwszy kolędnicy misyjni wyruszyli 22 lata temu. W tym roku będą zbierać pieniądze dla dzieci przede wszystkim z Madagaskaru, kraju położonego na wyspie oddalonej od kontynentu afrykańskiego o około 400 kilometrów. Może ktoś powie: dlaczego dla nich, u nas też są biedni? Cóż, Madagaskar to jedno z 10 najbiedniejszych państw świata, 80 procent jego mieszkańców musi przeżyć dzień za mniej niż dolara. Jak podaje UNICEF ponad 80% dzieci poniżej 18 roku życia żyje tam poniżej granicy ubóstwa. Na dodatek większość ludzi nie ma dostępu do wody pitnej, usług sanitarnych i szkół. Madagaskar jest często nawiedzany przez cyklony i susze, co sprawia, że ubóstwo Malgaszów wciąż się powiększa, a rodzice nie mogą przed nim uchronić dzieci. Rodziny są bardzo liczne, bo marzeniem rodziców jest posiadanie 12 dzieci - połowy chłopców i połowy dziewczynek. Malgasze pomagają rodzicom i wychowują młodsze rodzeństwo. Jedno na czworo dzieci w wieku od 5 do 17 lat podejmuje pracę, aby pomóc utrzymać rodzinę. Na wsi pomagają w pracach polowych, ale zdarza się również, że rodzice wysyłają je na służbę do miasta do rodzin, które obiecują posłać je do szkoły. Dzieci pracują też w kopalniach i kamieniołomach. Do tego brakuje ośrodków zdrowia, szpitali, personelu medycznego i leków. Główną przyczyną śmierci dzieci jest malaria. Innym problemem najmłodszych mieszkańców kraju jest głód, bo aż połowa Malgaszów poniżej piątego roku życia cierpi z powodu niedożywienia i chorób z nim związanych. To nie wszystko. Chociaż edukacja dla dzieci w wieku od 6 do 14 lat jest tu obowiązkowa, tylko 66% z nich kończy szkołę podstawową, bo rodziny po prostu nie stać na to. Jednak pomimo tego, że mali Malgasze często są biedni, to zawsze są radośni.

Rozesłanie kolędników

Chyba już nie trzeba tłumaczyć, dlaczego potrzebna jest pomoc dzieciom na Madagaskarze i dlatego dla nich kolędują dzieci z całego świata, również z naszej diecezji. U nas kolędnicy wyruszyli już na swój szlak, jak w Liskowie, Kobylinie i nie tylko. W Kobylinie są to członkowie ogniska misyjnego „Żariko” w wieku od 7 do 12 lat. - Duchowym opiekunem ogniska jest ks. proboszcz Janusz Giera z fary. Jego otwartość na sprawy misji i dla naszej wspólnoty pomaga dobrze pracować - wyjaśnia opiekunka ogniska i katechetka pani Krystyna. Wprawdzie kolędnicy wędrują od domu do domu przez kilka dni, ale przygotowują się do tego długo. - Pierwszy etap przygotowań to podział na grupy, w tym roku będą ich trzy, a następnie przygotowanie strojów, gwiazdy  i skarbonki. Kolejny to rozdanie ról dzieciom i przydzielenie dorosłych opiekunów. Dorośli z jednej strony potwierdzają autentyczność akcji, a z drugiej zapewniają dzieciom bezpieczeństwo – opowiada pani katechetka. Posłanie kolędników odbywa się najczęściej w święto św. Szczepana. - Tego dnia grupy uczestniczą we Mszy św. włączając się w liturgię Słowa, modlitwę powszechną i procesję z darami. Samo rozesłanie to modlitwa, którą celebrans odmawia przed błogosławieństwem. Przyjście do domu z kolędą nie może kojarzyć się kolędnikom, ani przyjmującym je rodzinom tylko ze zbiórką pieniędzy. Wartości akcji nie mierzymy ilością zebranych pieniędzy, ale skutkami duszpasterskimi – tłumaczy pani Krystyna. Zakończenie i podsumowanie akcji odbywa się w święto Trzech Króli.
- Wtedy modlimy się za tych, którzy otwierając drzwi domów, otwarli się przede wszystkim na Dobrą Nowinę i włączyli się w pomoc dzieciom – opowiada dalej.

Dorosła „przygoda”

W dzieło kolędników misyjnych angażują się nie tylko dzieci. - Początkowo nie wiedziałam o zaangażowaniu córki w działalność misyjną. Dowiedziałam się dopiero, kiedy okazało się, że będą kolędować z przedstawieniem. Dzięki temu chcieli zebrać pieniądze dla potrzebujących dzieci z krajów misyjnych - stwierdza pani Hania i dodaje, że pomoc dorosłych była potrzebna w przygotowaniu strojów, transportu, itp. - Tak właśnie rozpoczęła się moja „przygoda” z kolędnikami. Cieszę się, że mogę ich wspierać, bo dzięki nim, sprawy misji stały się nieco bliższe nam, Kobylinianom, mieszkającym daleko od problemów ludzi żyjących często w niebezpiecznych miejscach, mających utrudniony dostęp do sakramentów. Dzięki zaangażowaniu koła mogliśmy poznać misjonarzy z krajów afrykańskich i ich „podopiecznych”. Ponadto dzieci aktywnie uczestniczą w życiu parafii, to pomaga w pogłębianiu wiary, kształtowaniu odpowiednich postaw wobec bliźnich, a przede wszystkim uwrażliwia na potrzeby braci. Nie można też pominąć osoby pani Krystyny, opiekunki koła. Dzięki jej zaangażowaniu zyskuje ono nowych członków, a dzieło misyjne nowych pomocników i sympatyków. Już czekamy na kolędników - kończy mama kolędniczki.

Dzieci dzieciom

Dzieci również chętnie tłumaczą, dlaczego od innych zajęć wolą zaangażować się w kolędników misyjnych. - Wstąpiłam do koła misyjnego początkowo głównie z ciekawości. Nasza pani katechetka zaprosiła nas na spotkanie i tak się zaczęło. Na jednym ze spotkań rozpoczęliśmy przygotowania do przedstawienia, z którym mieliśmy odwiedzić domy. Jak się później okazało w dwa dni daliśmy około 80 przedstawień. Nasze gardła czuły wyśpiewane kolędy, ale wszyscy, do których trafiliśmy przyjmowali nas serdecznie. Zebraliśmy pokaźną sumę, którą pani Krysia przesłała dzieciom z krajów misyjnych - wyjaśnia Ada. - W tym roku po raz trzeci biorę udział w kolędowaniu i będę aniołem. Nasze koło misyjne angażuje się też w inne wydarzenia w szkole i parafii. Chcemy, aby inni poznawali problemy misji i razem z nami wspierali je materialnie i modlitwą. Oprócz kolędników najlepsze są parafialne dni misyjne, kiedy zapraszamy misjonarzy i możemy posłuchać ich relacji. To nas motywuje do dalszej pracy - dodaje.

Również Sylwia należy do ogniska, bo w taki sposób może pomóc potrzebującym dzieciom przez modlitwę w intencjach misyjnych i akcje, takie jak kolędnicy misyjni i sprzedaż sianka. - Oprócz tego na ognisku misyjnym dowiadujemy się bardzo wielu ciekawych informacji o krajach, które znajdują się daleko od nas i spotkać się z ciekawymi osobami, m. in. z misjonarzami - zauważa. W tym roku jako kolędniczka misyjna wyruszy już trzeci raz. - Dzięki temu będę mogła chociaż w drobny sposób pomóc innym, potrzebującym dzieciom. Jako kolędnicy chodzimy około 3-4 dni. Staramy się odwiedzić jak najwięcej domów nie tylko w naszej miejscowości, ale również w okolicznych wioskach. Ludzie, którzy nas przyjmują uważnie słuchają tego, co przygotowaliśmy. Niektórzy także proponują nam herbatę i poczęstunek - podkreśla.

Adam także chodzi z kolędnikami misyjnymi. Bardzo boli go to, że świat wydaje tyle pieniędzy na zbrojenia i wojny, a tak mało na biedne kraje. On gdyby był dorosły i miał pieniądze pomagałby szczególnie biednym dzieciom z ubogich państw. - Te dzieci pewnie nigdy nie znajdą pracy, a nikt nie wie, jak bardzo są mądre i jaki mają w sobie potencjał. Pismo św.
mówi: ,,Każdy na świat przychodzi po to, by być kochanym, a potem samemu uczyć się kochać”. Czy te dzieci ktoś kocha? Te dzieci to nasza przyszłość. Chciałbym, aby wszyscy na świecie byli równi - wyjaśnia chłopak. Opowiadając o przygotowaniach do akcji kolędników przypomina nie tylko o próbach, ale szczególnie o modlitwie. by ludzie wspomagali dzieci z biednych krajów. - W tym roku idę już trzeci raz i tym razem jestem królem. Chodzę z kolędnikami, aby pomóc dzieciom, nie ważne czy Malgaszom, czy innym. One są najważniejsze i kiedyś zbudują świat. Trzeba pomagać dzieciom z całego świata. Chodzimy zazwyczaj po dwa dni po kilka godzin. Ludzie z miasta i wiosek chętnie nas przyjmują, oglądają scenki i ofiarują cenną ofiarę. Może my, to tylko mała kropelka w wielkim oceanie pomocy, ale liczy się wszystko, każdy grosz - kończy. Bez tych kropelek, darów serca nie byłoby oceanu pomocy.

tekst Renata Jurowicz
foto Ognisko Misyjne Kobylin

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!